Było inaczej. Jak ja nigdy nie wyczuwam tych więzi rodzinnych, tak dziś chyba zadziałał wigilijny czar. Nie wiem czy to faktycznie magia świąt, czy coś zupełnie innego, ale dawno nie miałam tak udanego dnia. Mama ani raz nie obraziła Willa, nie zasugerowała zostawienia go, co jak dla niej było dziwne. Siedziałam przy stole w domu babci, gdzie było naprawdę mnóstwo ludzi. Co tam, że łamiąc się opłatkiem, zupełnie niekreatywnie życzyłam wszystkim praktycznie tego samego. Co tam, że pół rodziny życzyło mi znalezienia fajnego chłopaka a ja uświadamiałam ich, że już go mam. Idealnego pod każdym względem, tego którego kocham.
Choinka się świeci, prezenty jeszcze nierozpakowane a dzieci tylko co chwilkę tam zerkają, nie mogąc się doczekać. Sama ich radość jest potwornie zaraźliwa. A że ja uwielbiam dzieci, no to pół wieczoru przebawiłam się z nimi. Bo są kochane, szczere i wiem, że jeśli by mnie nie lubiły, nie bawiłyby się ze mną. Cóż, szczerość przede wszystkim.
Mojego głosu raczej nie przeforsowałam, gdyż śpiewałam kolędy najciszej jak się dało, bo chyba by uszy wszystkim zwiędły gdybym robiła to nieco głośniej.
I tak szczęśliwa wróciłam do domu.
Ale czymże byłby dzień bez żadnych problemów?
Moje zaczęły się, kiedy usłyszałam mój dzwonek telefonu.
- Jesteś już w domu?- Will był zły i zdenerwowany, usłyszałam to nawet po tych czterech słowach. W ogóle pierwsze co mnie zaniepokoiło, to to, że się nie przywitał. Coś się musiało stać.
- Jestem, o co chodzi?
- Mogę przyjechać?
- Pewnie, że możesz, ale powiedz mi co się stało.
- Wszystko ci powiem jak przyjadę.
- Jedź ostrożnie. – Sądzę, że będzie niedługo, bo słyszałam silnik w tle. Co takiego się mogło wydarzyć, że jest taki zdenerwowany? Pokłócił się z mamą? I dlatego tak go wyprowadziła z równowagi? Czemu nie mógł mi tego powiedzieć przez telefon? Teraz tylko się będę zamartwiać. Cały spokój i luz wyparowały a zastąpił je prawdziwy niepokój.
~
Stałam na zewnątrz, opatulając się moją kurtką i drżałam w środku na widok każdego samochodu jaki zobaczyłam a jaki nie wjeżdżał na mój podjazd. Naciągnęłam na uszy moją czapkę, która ciągle z nich się zsuwała a ja marzłam. Tyle, że zupełnie nie obchodziło mnie zimno. Nie mogłam się doczekać Willa, coraz czarniejsze scenariusze nasuwały mi się na myśl i choć ciągle sobie powtarzałam, że to pewnie nic takiego, że może mi się wydawało, że był taki zdenerwowany, to wiedziałam, że tak czy inaczej coś musiało się wydarzyć. I wiedziałam też, że nie spodoba mi się to. Pewność miałam też co do tego, że maczała w tym palce jego mamuśka.
Wreszcie zobaczyłam jego samochód i od razu ruszyłam do przodu. Otworzyłam drzwi od strony kierowcy zanim on zdążył to zrobić i kiedy tylko zobaczyłam jego wzrok to miałam ochotę uciec do domu, byle by tylko nie usłyszeć tego co mi powie. Wyszedł z samochodu i spojrzał na mnie jakoś tak niepewnie. Niby się uśmiechnął, ale denerwował się czymś. Potem tak po prostu mnie przytulił. Mocno i tak jakby naprawdę tego potrzebował.
- Will, skarbie. - Wyszeptałam. Oddychał zbyt szybko, nierównomiernie. Nie chciał się ode mnie odczepić. O Boże, czy on płacze?- Żabciu? Co się stało?
- Nie uwierzysz co ona zrobiła.
- Wejdźmy do środka.- Poprosiłam, ciągnąc go do domu. Nie chciałam załatwiać czegokolwiek na zewnątrz
- Wolałbym nie.
- No dobra, to mów o co chodzi.
- Nawet nie wiem od czego zacząć.- Pokręcił bezradnie głową, wpatrując się we mnie.- To była najgorsza wigilia w moim życiu. Wiesz jak bardzo chciałem spędzić ją z tobą.- Zaczął a ja nie potrafiłam spokojnie patrzeć na jego zaszklone oczy. Ściskałam w dłoniach jego kurtkę i czekałam aż wreszcie mi powie. – Byłem zły na rodziców kiedy powiedzieli, że to święto rodzinne, że powinienem to uszanować, ale uszanowałem to. Wiedziałem, że przecież nie tylko ja chciałbym spędzić święta z tobą. Chris i Laura też mają kogoś, więc zrozumiałem to i nie nalegałem na twoją obecność. Więc sobie wyobraź co poczułem kiedy zobaczyłem Kathleen i Kale'a. Rozumiesz, mama nawet zaprosiła Kyle'a! A oni są ze sobą ledwo pół roku! I pomyślałem sobie, że jest wigilia, nie powinienem się wściekać choć w środku płonąłem ze złości. Siedziałem tam sam i patrzyłem na moje rodzeństwo, które było szczęśliwe jak nigdy, bo mieli obok siebie ludzi których kochają. A kiedy zapytali o ciebie, dlaczego nie przyszłaś i kiedy zobaczyłem ten zwycięski uśmiech mamy, nie wytrzymałem. Nakrzyczałem na nią i cóż, zepsułem wszystkim święta.
- Will. – Westchnęłam, obejmując go w pasie. – Ja wiem, że mnie kochasz, naprawdę, ale oboje wiemy, że nie jestem u ciebie w domu mile widziana. Nie musiałeś tego robić.
- Jak to nie musiałem? Jesteś moja i chcę cię mieć ze sobą zawsze i wszędzie. I choć kocham moich rodziców, to nie potrafię ich zrozumieć a tym bardziej się odnaleźć w tej sytuacji.
- No dobrze, w porządku. –Przytuliłam się do niego. Objął mnie, głaszcząc po włosach. – I tym się tak zdenerwowałeś?
- Nie tylko.- Westchnął, nabierając sporo powietrza.- Rodzice załatwili mi staż.
- Co? Jaki staż?- Zmarszczyłam brwi, spoglądając na niego.
- W Intel'u. To był ich prezent.
- Żartujesz.- Niemal upadłam. Poczułam jak moje nogi miękną. Jakim cudem oni załatwili mu staż w takiej firmie? – Co? Jak?
- Nie mam pojęcia Nel, ale mam załatwiony staż w Intel'u. – Przytuliłam się do niego, zaciskając mocno oczy. Musiałam się bardzo kontrolować żeby się nie rozpłakać. Niestety domyślałam się co się z tym wiąże. Z tego co wiem, Intel nie ma siedziby w naszym mieście.
- To wspaniale skarbie, gratulacje. – Ne potrafiłam powiedzieć mu tego w oczy. Nie mogłam mu powiedzieć, że się nie cieszę, że mnie to załamało, w momencie kiedy dotarło do mnie najważniejsze.
- Wspaniale? Masz pojęcie gdzie to jest?
- Znając twoich rodziców w cholerę daleko.
- W Santa Clara. – Szepnął. - W Californi.
Nie wytrzymałam. Po prostu się rozpłakałam. Wtuliłam się w jego ciało i beczałam jak bóbr. Właśnie tracę mężczyznę mojego życia. Było mi tak dziwnie głupio płakać przy nim. Przecież to dobra wiadomość. Będzie mógł się rozwinąć, marzył o pracy w wielkiej firmie, a taki start da mu spore możliwości. Więc co mam robić? Zabronić mu jechać?
- Nelly, kochanie, proszę nie płacz. Nigdzie nie pojadę.
- Pojedziesz. – Wyszlochałam, ciągle go przytulając. Chowałam twarz w jego szyi, mocno go obejmując. – Musisz jechać.
- Nie ma mowy. Oni zrobili to tylko dlatego, że chcą nas rozdzielić. A ja im na to nie pozwolę. Jesteś dla mnie zbyt ważna i nie mogę cię stracić.
- Wiesz jaka to szansa? To jest Intel! Will, jeśli tego nie wykorzystasz, do końca życia sobie nie wybaczę, że przeze mnie straciłeś taką okazję.
- W Londynie jest mnóstwo firm informatycznych.
- Nie takich. Wiesz, że po takim stażu w byle firmie zatrudnią cię od ręki.
- Ale to się dla mnie nie liczy. – Warknął, mocniej mnie ściskając.
- Okay, to nie jest rozmowa na dziś. Oboje musimy ochłonąć, przemyśleć to.
- Może masz rację. Kocham cię i nie ważne co się stanie pamiętaj o tym. Zawsze będziesz częścią mojego serca.
Ty też będziesz częścią mojego. Też cię kocham.
I właśnie dlatego nie pozwolę ci zrezygnować.
♥♥♥♥♥
Może jakieś komentarze?
CZYTASZ
Penguin & Frog
Romance"Z pingwinkiem, żabciu można robić wiele ciekawych rzeczy" Pingwin i Żaba: mimo że to dwa inne gatunki, a ich rodzice mają spory problem z akceptacją ich wyborów, coś ich do siebie przyciągnęło. I za cholerę nie chce rozdzielać.