Se llama calma y me costó muchas tormentas obtenerla.
× Alexia ×
Życie nauczyło mnie, że każda praca, nawet najgorsza, może nas czegoś nauczyć. Wiem, że zabrzmi to śmiesznie, ale okazuje się, że nawet obrywanie królików ze skóry, w czym utknął mój znajomy, uświadomiło mu, że... zawsze może być gorzej. W końcu, na poprzednich stanowiskach nie brało go na wymioty i nie zamieniał się w bezdusznego mordercę.
- Czasem nawet jest to relaksujące. - dodał przy wymienianiu plusów.
Ja, urzędując na mojej posadzie nie miałam jeszcze okazji obedrzeć kogokolwiek z czegokolwiek, choć nie będę kryła, że niejednokrotnie miałam na to ochotę. Ludzie są różni, ogólnie rzecz biorąc większość zwiedzających pochłaniała z zainteresowaniem to, co się do nich mówi, ale tak jak wszędzie, znajdą się ewenementy, które potrafią wytrącić człowieka z równowagi. W takich sytuacjach, praca wspaniałomyślnie obdarowuje mnie darmowym kursem na cierpliwość. A tej akurat mi czasem brakowało.
Grupa, którą właśnie oprowadzałam, była dosyć znośna. Nie plątała mi się pod nogami, nie zagłuszała mojego produkowania się, tylko słuchała z zaciekawieniem i robiła zdjęcia wszystkiemu, co tylko im się napatoczyło.
- A za tymi drzwiami mieszczą się szatnie zawodników, w których przygotowują się przed wyjściem na murawę. Bardzo proszę, by państwo na chwilę tu na mnie zaczekali. - zwróciłam się do wycieczki, na co oni pokiwali głowami, choć wiedziałam, że już nie mogli się doczekać, by zobaczyć miejsca, w których zawodnicy Blaugrany przygotowywali się do rozgrywek.
Weszłam do środka, by sprawdzić, czy poprzednia grupa zdążyła już wyjść, dzisiejszy dzień był dla nas, pracowników, naprawdę zwariowany. Jednak już po krótkiej chwili stanęłam jak wryta, widząc jakąś postać skuloną na samym środku ławki. Na odgłos moich głuchych kroków, chłopak o ciemnych jak węgiel włosach, podniósł głowę i spojrzał na mnie takim wzrokiem, że aż z miejsca zrobiło mi się słabo. Na wstępie pożałowałam, że w ogóle się tutaj znalazłam.
- Co się tak gapisz? Nie widać, że jest tu zajęte? - mruknął gniewnie w moim kierunku.
Nie byłam w stanie wydobyć z siebie ani pół słowa, poczułam się sparaliżowana od stóp do głów dwoma faktami. Po pierwsze tym, że Neymar Junior, zawodnik, którego podziwiałam za niepospolite umiejętności, odezwał się do mnie. Po drugie, że zrobił to właśnie w taki sposób. - Chcę zostać sam, przyjdź posprzątać później. - warknął, spuszczając ponownie głowę. Poczułam się tak, jakby ktoś właśnie wymierzył mi siarczysty policzek. Posprzątać? Nawet gdybym przyszła tu właśnie po to, nie powinien mnie tak potraktować. Z resztą, nikogo innego.
- Quero ficar sozinha, I wanna stay alone, po jakiemu mam Ci to jeszcze powtórzyć, żebyś zrozumiała? - burknął do swoich nóg, nie podnosząc na mnie wzroku. We mnie natomiast coś się zagotowało. Zazwyczaj nie wdawałam się w kłótnie, trzymałam się raczej z boku i przechodziłam koło wszystkiego obojętnie. Ale tym razem czułam, że nie mogę wycofać się z podkulonym ogonem, tylko dlatego, że jaśnie pan tak sobie życzy.
- Myślisz, że jak masz sławę i pieniądze to wszystko Ci wolno, prawda? - zaskoczyłam samą siebie, gdy te słowa wydostały się z moich ust niczym pocisk. - W takim razie jesteś jeszcze bardziej żałosny, niż można się tego spodziewać. - odwróciłam się na pięcie, czując jak załamuje mi się głos. Nie chciałam mu tego pokazać, nie miałam w zwyczaju płakać. Jakikolwiek gest słabości naruszyłby teraz moją godność. - I dla twojej wiadomości, nie jestem sprzątaczką! - dodałam na odchodnym, trzaskając głośno drzwiami. Rozgoryczona, dosłownie wpadłam na najbliżej stojących ludzi, którzy zniecierpliwieni chcieli się tam dostać. Przez moment naszła mnie nagła ochota, by wpuścić ich do środka, by naskoczyli na niego niczym chmara dziobiących ptaków, oblepiając z każdej strony. Widziałam już takie sytuacje, bez pomocy ochrony utonąłby samotnie w tym tłumie. Ja zaś, stanęłabym z boku i uśmiechała się triumfalnie. Zachciało mu się gwiazdorzenia? Proszę bardzo.
- Nagła awaria, niestety nie możemy tam teraz wejść. Bardzo proszę zrobić dla mnie przejście. - oznajmiłam w końcu, przerywając bój toczący się w moim wnętrzu. Wojska walczące w imię odwetu poległy.
Wraz z pomrukiem niezadowolenia i zawodu, przeszłam między rozczarowanymi turystami, odchodząc jak najdalej od tego miejsca.×××
- Tak, czuję ogromny żal, bo kocham tę drużynę, a jeden z moich piłkarskich idoli potraktował mnie jak śmiecia. - poskarżyłam się kilka godzin później współlokatorce, ledwo wchodząc do domu. Ochłonęłam z gniewu, ale wciąż czułam irytację. Cały dzisiejszy humor wyparował ze mnie zaledwie w kilka minut.
- Nie mogę uwierzyć, że to zrobił. - Carmen, a raczej Olga Carmen García Pérez, pokiwała głową z nieukrywaną dezaprobatą. Nie byłam do końca pewna, czy zechce mnie obiektywnie zrozumieć. Była taka jak ja, z sercem bijącym w blaugrańskich barwach, ale szczególnie zachwycała się właśnie Brazylijskim napastnikiem. Nie tylko jego stylem gry i umiejętnościami, podziwiała raczej jego... hm, całokształt. - Rozumiem, że jest pewny siebie, ale są granice.
- Wybacz, że zepsułam Ci jego nieskazitelny, idealny stereotyp. - usiadłam na kanapie naprzeciwko niej.
Kilka słów o Carmen? Nie lubiła swojego pierwszego imienia, więc wszyscy zwracali się do niej przez to drugie. Była nieco wyższa ode mnie, miała lśniące, kasztanowe włosy, i zgrabniejszą budowę, ale poza tym była również... zwyczajna. Nikogo nie udawała. Była po prostu sobą. Poznałam ją już w liceum, obydwie obrałyśmy ścieżkę humanistyczną, z przedmiotami typowo związanymi z literaturą. W Hiszpanii istnieje ta dowolność, że oprócz ogólnych zajęć, można wybrać takie, które szczególnie nas interesują. Po bachillerato, tj. po maturze, Carmen postanowiła pójść na uniwersytet, a ja... cóż, powiedzmy, że miałam nieco inne plany.
- Przecież to nie twoja wina. - machnęła ręką, odkładając na bok notatki, nad którymi ślęczała od samego rana. - Ale ślubu nie będzie.
- Ach, no tak, twoje niecne plany... - przypomniałam sobie sporządzoną przez nią listę życzeń. Raz z nudów znalazła zdjęcia swej wymarzonej sukni, bukietu, tortu, a nawet sali weselnej! Jedynym punktem do odhaczenia był jeszcze pan młody, który jak na razie nie miał pojęcia o jej istnieniu. - Naprawdę mi przykro. Ale wiesz, jestem pewna, że z tortem doskonale poradziłybyśmy sobie we dwie.×××
Kolejny dzień okazał się być jeszcze ciekawszy od poprzedniego, o ile incydent z szatni można w ogóle określić mianem ciekawego. Zostałam przydzielona na pamiątki, więc od samego rana do wieczora miałam ręce pełne roboty. Nikt przecież nie przegapi okazji zakupienia czegoś, co pozwoli mu przypomnieć sobie te szczęśliwe chwile z pobytu tutaj. Cóż, nadal nie mogłam nadziwić się, jak niektórzy potrafili wydawać 99 € za koszulkę z nazwiskiem Messiego, podczas gdy zaledwie kilka metrów dalej od Camp Nou kosztowała ona o połowę mniej, ale... grunt to dobrze zainwestowane pieniądze, czyż nie?
Tuż przed samym końcem, kiedy razem z koleżanką uzupełniałyśmy sklep nowym towarem, do środka wszedł niespodziewany gość.
- Można jeszcze?
- Niestety już zamy... - zaczęła Luisa z automatu, ale tym razem nie dokończyła naszej stałej śpiewki. Przerwała dźwiganie pudła z brelokami,które spadło jej z hukiem prosto pod nogi. - Och... jasne.
Widząc Neymara stojącego na środku okrągłego lokalu, odwróciłam się prędko i zajęłam liczeniem magnesów. W dodatku, o zgrozo, z jego podobizną.
CZYTASZ
Esquirla
FanfictionŻycie składa się z odłamków. Odłamków wspomnień, niespełnionych marzeń i niewypowiedzianych szeptów, które czasem zabijają od środka. Esquirla to powieść o odkrywaniu wartości życia, a przede wszystkim o odkrywaniu samego siebie. Zanurz się w piłkar...