- Christen! Zaraz idziemy dalej! - krzyknęła przewodniczka.
- Dobrze! Już idę!
Od poprzednich zdarzeń minęło kilka lat. Było lato, a Christen pojechała na obóz skautów. Pełniła tam w pewnym sensie rolę medyka, gdyż pielęgniarka zachorowała w ostatniej chwili. Organizatorzy znali dziewczynę i ufali jej, więc z radością przyjęli wiadomość, że ją zastąpi. Miała już za sobą kursy pierwszej pomocy i znała zasady bezpieczeństwa wymagane w różnych miejscach. Niejednokrotnie namawiano ją, by wstąpiła do skautów, jednak nie kręciło jej to. Gdzieś miała mundurki i codzienne zbiórki na placu licealnym. Ale do pomocy była chętna. Lubiła być pożyteczną, a tego typu mała wycieczka była dobrym pretekstem, aby wyrwać się poza miasto.
Siedziała na pieńku wśród gęsto rosnących sosen. Zbliżało się południe. Grupka ,,Zające" kończyła zwijać obóz, by móc podbijać kolejne miejsca. Zaraz mieli wyruszyć w dalszą drogę. Dziewczyna wstała, przeciągając się leniwie i otrzepała szorty z przyczepionej do nich kory. Miała dołączyć do reszty, gdy zauważyła ruch między drzewami. Może tylko jej się wydawało, ale miała wrażenie, że była to ludzka sylwetka. Jeśli jakiś skaut nawiał, czekało go surowe pouczenie. Powoli podeszła tam i rozejrzała się. Nikogo w pobliżu nie było. Już miała zawrócić, gdy potknęła się o wystający konar. Teren był pochyły, a jakby tego było mało, poczuła, jak coś gwałtownie szarpnęło ją w dół. Zsunęła się, zaczepiając o kamienie i trawę. Zahamowała dopiero jakieś cztery metry niżej, na płaskiej powierzchni. Odetchnęła z ulgą. Była nieźle podrapana. Jednak to nie był koniec kłopotów. Kiedy na drżących nogach zdecydowała się wstać, niefortunnie uderzyła głową w nisko rosnącą gałąź. Cofnęła się z piskiem i poczuła, że grunt pod nią usuwa się. Próbowała wbiec do góry, w bezpieczne miejsce. Nie zdążyła. Półka skalna skruszyła się. Christen w ostatniej chwili złapała się gałęzi, od której wcześniej dostała po głowie. Czy to naprawdę możliwe, że w pobliżu takiego zbocza ktoś wybrał miejsce na obóz?! A gdyby przylazły tu dzieciaki?
Starała się wytrzymać, nie należała jednak do siłaczy. Gałąź powoli zaczęła wyślizgiwać się z jej dłoni. Dlaczego nikt jej nie słyszał? W końcu nie wytrzymała bólu w palcach. Spadła. Żołądek podszedł jej do gardła. Nie dała rady krzyczeć. Zamknęła oczy, gotowa na najgorsze . Wtem poczuła, jak coś ją łapie. Nie była w stanie tego zobaczyć, coś ciemnego zasłoniło jej oczy. Usłyszała przeszywający pisk, od którego okropnie rozbolały uszy.~•~
Obudziła się w jakimś pomieszczeniu. Leżała w obcym łóżku, przykryta kocem. Otworzyła oczy i powoli usiadła. Znajdowała się w przytulnym pokoiku. Ściany miał pomalowane na kilka ciepłych, wyblakłych kolorów. Stały w nim jakieś szafy, stół, krzesła. Na trzech, małych oknach wisiały białe firanki. To z pewnością nie był szpital. Bardziej przypominał typowy babciny dom. W takim razie gdzie była?
Spojrzała na ręce. Było na nich mnóstwo strupów i obtarć. Odruchowo sprawdziła kieszenie swojej bluzy. Część zawartości apteczki nadal tam była. Odkręciła buteleczkę z wodą utlenioną, gotowa skropić nią dłonie. Szybko uświadomiła sobie jednak, że zostały już przez kogoś zdezynfekowane.
- Wstałaś?
Drgnęła, słysząc nieznany głos. W drzwiach pokoju stał jakiś chłopak. Miał na sobie ciemno żółtą bluzę i niebieskie jeansy. Nie mogła zobaczyć jego twarzy. Zakrywała mu ją biała maska, na której namalowano czarne usta i oczy. Sądząc jednak po głosie, nie mógł być znacznie starszy od dziewczyny.
- Kim jesteś? - spytała przestraszona, kuląc się i mocno zaciskając palce na kocu.
- Masky. Pewnie jesteś głodna, co? Zaraz coś dostaniesz.
Swoboda, z jaką to powiedział, była dla niej zaskoczeniem. Słowa chłopaka brzmiały wręcz lekcewarząco. Jakby w tej sytuacji nie było niczego niezwykłego. Ot, obca dziewczyna w jego, prawdopodobnie, łóżku. Chleb powszedni.
- Przepraszam, ale czy mogłabym wiedziać, gdzie jesteśmy? Dlaczego JA tu jestem?
- Dowiesz się w swoim czasie. Masz tu czekać.
Odszedł, spowrotem zostawiając rozkojarzoną dziewczynę samą. Ciekawiło ją, kim on jest i czemu nosi tę maskę. Wyglądało to bardzo podejrzanie. W końcu nikt normalny nie paraduje tak po domu, a wszystkie znane przez nią książki i filmy grozy tylko wzmagały niepokój.
Domyślała się, że na razie nic jej nie groziło. W końcu jak ktoś proponuje ci jedzenie, to albo z troski albo żeby otruć. A gdyby chciał ją zabić, mógłby zrobić to wcześniej. Tylko po co? Zresztą, to prawdopodobnie on uratował ją od śmierci, więc myślenie o nim jak o wrogu zdawało się być głupie. A... jeśli nie? Gdyby chociaż coś jej wyjaśnił, wiedziałaby przynajmniej, na czym stoi.
Po pewnym czasie zachciało się jej do toalety. Pomimo nakazu zdecydowała się na wyjście z pokoju. Stanęła w małym korytarzu, rozglądając się na boki. Z prawej strony usłyszała coś, jakby sztućce czy naczynia. Podeszła tam cicho i ostrożnie zajrzała przez szparę w drzwiach. Tak jak przypuszczała, była to kuchnia. Tamten chłopak siedział przy stole i majstrował przy jakichś metalowych częściach. Obok niego, obrócony tyłem, stał jeszcze jeden. Miał żółtą bluzę z założonym na głowę kapturem i kroił warzywa. Nagle przestał.
- Przyszła. - Usłyszała.
Masky przerwał pracę i zerknął w jej stronę. Nie zdążyła się schować.
- Mówiłem, żebyś poczekała. - westchnął. - A zresztą, usiądź - powiedział mrukliwym głosem i odsunął krzesło obok siebie.
Niepewnie zrobiła to, co kazał i utkwiła spojrzenie w swoich dłoniach. Nie wiedziała, co teraz robić. Zaczynała żałować, że tam przyszła. W końcu postanowiła ponownie spróbować dowiedzieć się czegoś więcej.
- Ja... szukałam toalety, ale... Proszę, powiedzcie mi cokolwiek. - wydusiła z siebie. - Co to za miejsce? I skąd się tu wzięłam?
Chłopak z kapturem obrócił się w jej stronę. Miał na twarzy czarną kominiarkę, a na niej czerwone oczy i usta, jakby skrzywione w niezadowoleniu. Nie wyglądało to zbyt przyjaźnie.
- No więc... - zaczął, ale drugi mu przerwał.
- Przyniósł cię Operator. Nic nie mówił oprócz tego, że mamy się tobą zająć.
Więc był ktoś jeszcze.
- Kim on jest?
- Jak będzie chciał to sam ci powie. Zaraz zjesz zupę i grzecznie wrócisz do siebie, jasne?
- Zupę...?
- Właśnie, Hoodie, długo jeszcze?
- A, tak, sorry. - Zakapturzony wrócił do swego zajęcia.
,,Pomógłbyś mu!", pomyślała, zerkając na Masky'ego spode łba. A więc to on tu rządził. Nie przepadała za takim typem ludzi, co tylko umieją rozporządzać innymi. Przypominało jej to zbyt wiele osób i nie były to miłe wspomnienia.
- A kim wy jesteście? - Ponownie zadała pytanie.
Pomimo maski na twarzy chłopaka miała wrażenie, że się do niej uśmiechnął. Co za dziwne uczucie.
- Wolisz nie wiedzieć.
,,Porywacze, gwałciciele, handlarze..." zaczęła wymieniać w myślach wszelkie wyjścia. Zamaskowani nie wyglądali na przesadnie groźnych. Rozmawiali między sobą swobodnie, jakby dziewczyna zawsze z nimi była. Nie zachowywali się podejrzanie, ale coś ją w nich niepokoiło. Na pewno coś było nie tak.
W pewnym momencie Hoodie upuścił nóż, wyrywając ją tym z zamyślenia.
- Szlag - wysyczał.
- Co jest? - spytał Masky.
Zakapturzony podbiegł do zlewu i wsadził dłoń pod wodę. Pewnie się skaleczył. Nim zdążyła pomyśleć, co robi, wygrzebała z kieszeni plaster samoprzylepny.
- Daj palec, pomogę ci zakleić.
- Co? - spytał chłopak, wyraźnie nie spodziewając się takiej propozycji.
- Pomogę ci... zakleić palec.
Chłopak stał jak wryty, zaciskając ranę drugą ręką.
- Sam sobie poradzę - wydukał w końcu, biorąc od niej plaster. Zanim jednak go wykorzystał, patrzył przez chwilę na umieszczony na nim print, składający się z błękitnych misiów. Niebyt atrakcyjny dla faceta, ale najatrakcyjniejszy dla małych skautów.
Masky prychnął w kułak, by zaraz wybuchnąć śmiechem.
- A tobie co? - Hoodie zmierzył go wzrokiem.
- Księżniczko Hoodie, podziękuj swojemu wybawcy. Pomimo, iż nie dałaś mu zupy, uratował cię. -
- Ha ha, jest się z czego śmiać. A tę zupę sam byś zrobił, gotuję już cały tydzień. - powiedział z przekąsem.
Chłopacy zaczęli się między sobą przekomarzać. Dziewczyna obserwowała to, wiercąc się na swoim miejscu i nie bardzo wiedząc, co ma teraz robić. Widząc, że ich mała ,,rozmowa" nie zamierza się skończyć, postanowiła spróbować się wtrącić.
- Przepraszam... nie chcę wam przeszkadzać... - zaczęła niepewnie. Widząc, że zwrócili na nią uwagę, kontynuowała. - Tak właściwie to chciałam się dowiedzieć, gdzie tu jest toaleta.
- Ah, toaleta. Już Ci pokazuję.
Masky skierował się do wyjścia. Christen wstała wślad za nim, kiedy poczuła mocne zawroty głowy, wywołane najpewniej długotrwałym brakiem jedzenia i picia. Runęłaby pewnie na ziemię, gdyby nie chłopak, który szybko zareagował i pozwolił się na nim oprzeć.
Wtedy też rozległo się trzaśnięcie drzwi.
CZYTASZ
Brat // Creepypasta Fanfiction
FanfictionPraca, która po zakończeniu przeczytana od początku dała mi wiele do myślenia na temat moich zdolności pisarskich. Lekko porawione. Historia Christen, przyjaciółki Ticci Toby'ego z czasów, gdy jeszcze nie dane było mu poznać Slendermana. Dziewczyn...