Dwoje wędrowców

1.5K 85 9
                                    

   Dziewczyna przydeptała ostatnie iskry, jakie pozostawiło po sobie ognisko. Wytarła o trawę ubrudzoną podeszwę i podeszła na skraj urwiska, rozglądając się za swoim towarzyszem. Nie spieszyła się zbytnio, ale jego ciągłe znikanie było naprawdę denerwujące.
   Usiadła na leżącym obok kamieniu. Wokół niego rosło dużo rumianku. Zerwała kilka kwiatków, po czym zaczęła pleść wianek. Gdy była mała często robiła to razem z ciocią. Biedna kobieta. Musiała tyle przeżyć i nic nie otrzymała w zamian. Życie bywa takie niesprawiedliwe.
Skończyła pracę i przyjrzała się swemu dziełu. Za dnia pewnie wyszłoby znacznie lepiej, chociaż księżyc świecił na tyle mocno, że nie miała na co narzekać.                                                                                
    Za sobą usłyszała trzask gałęzi. Rzuciła wianek do urwiska i obróciła się. Tak jak myślała, jej piąte koło u wozu wróciło właśnie ze spaceru. Podeszła do niego przekrzywiając głowę.
- Przysięgam, że jeszcze raz znikniesz na tak długo, a będziesz uciekał z toporem w plecach.
- Spokojnie ślicznotko. - Uśmiechnął się w charakterystyczny dla siebie, szyderczy sposób. - Przecież wiesz, że musiałem się wyszaleć.
- Tak tak.
   Krytycznie spojrzała na jego porwany w niektórych miejscach czarny płaszcz. Jak widać dzisiejsza ofiara nie była łatwa. Lubi takie. Ciekawe kto był takim głupcem, żeby łazić nocą po lesie. Spytała go o to.
- Hmmm ze szczegółami? - Zachichotał.
- Obejdzie się.
- Hm, w takim razie czarna, turkusowy dres, okulary, koronkowe...
- Starczy - westchnęła.
   Mężczyzna, jeśli można tak go w ogóle nazwać, zrobił niezadowoloną minę, jednak po chwili na jego twarzy ponownie zagościł uśmiech.
- Chcesz iść dalej? - spytał.
- A daleko jeszcze?
- Ze cztery dni...
- W takim razie możemy odpocząć. Niedaleko widziałam leśniczówkę, możemy się tam zatrzymać.
   Zachichotał po raz kolejny. Skoro złożyła taką propozycję oznaczało to, że nikt już we wspomnianym budynku nie mieszkał. Załatwiła gościa jak nic. Ha, nawet toporek zdążyła wyczyścić. Profesjonalistka jak zawsze.
   Wędrowcy zebrali swoje rzeczy, których zbyt dużo nie mieli. W niecałe dziesięć minut dotarli do leśniczówki, gdzie mężczyzna od razu zajął stojące w niej łóżko.
- Wstydziłbyś się Offenderze. - Dziewczyna zmiażdżyła go wzrokiem.
- Zawsze mogę zrobić trochę miejsca...
- Po moim trupie.
   Nim zdążył zareagować rzuciła w niego butem i z udawanym fochem wyszła do innego pomieszczenia. Za Chiny nie spędzi z nim nocy w jednym pokoju.
   W szafie stojącej przy wejściu znalazła gruby koc. Rozłożyła go pod oknem i położyła się na nim. Wełna okropnie szczypała jej odsłonięte części ciała, ale starała się nie zwracać na to uwagi. Nie z takimi niedogodnościami miała już styczność. Obok głowy zostawiła swój toporek. Przezorny zawsze ubezpieczony, lepiej być przygotowanym na ewentualne odwiedziny nieproszonych gości. Zamknęła oczy, wsłuchując się w cykanie zegara. Tik-tak, tik-tak, tik-tak...

- Poczekaj!
   Obróciła się. Za nią ledwo dysząc biegł Toby. Zatrzymała się i ze śmiechem patrzyła, jak próbował złapać oddech. Żeby chłopak miał gorszą kondycję od niej.
   Poklepała go po plecach i rozsiadła się na trawie. Kochała wspólne wypady za miasto. Głęboko wciągała powietrze, chcąc nacieszyć się zapachem traw. Nie wiadomo, kiedy drugi raz nadarzy się taka okazja. Wkrótce dołączył do niej Toby, nadal ciężko oddychając.
- Oj chłopie, trzeba nad tobą popracować. - Uśmiechnęła się złośliwie.
  Mruknął coś w odpowiedzi i nasunął na głowę kaptur bluzy.
- Ej, co jest?
   Nie odpowiedział. Od pewnego czasu zauważyła, że nie zachowywał się normalnie. Ciągle się smucił, nic mu się nie chciało, nie chciał rozmawiać.
- Tobyyyy, mi możesz powiedzieć.
   Spojrzał na nią obojętnie. Wyraźnie na twarzy dziewczyny malowało się współczucie. Zawsze taka była. Nie mogła znieść, gdy źle się czuł. Pomimo, że tak rzadko się widywali, łączyła ich prawdziwa przyjaźń.
- Toby?
- Widziałem ojca.
   Nie pytała o nic więcej. Wiedziała, że nienawidził go. Nie bez powodu żona zabrała od niego dzieci.
- Ten kretyn, dlaczego nie chce dać nam spokoju?
   Chłopak zacisnął pięści tak, że nieobcięte paznokcie wbiły mu się głęboko w skórę. Nie sprawiało mu to bólu. Wiedziała o tym, ale odwróciła wzrok, byleby nie patrzeć na jego poranione dłonie. Może i nie cierpiał, jednak jego ciało tak.
- Kiedyś będzie lepiej... Spróbuj o tym zapomnieć. - Spróbowała go pocieszyć.
- Nie wiesz, jak to jest. I obyś nigdy się nie dowiedziała.
- Toby, trzeba wierzyć w lepszy czas...
- Wiesz co, w dupie mam twoje przemyślenia - warknął. - Świat nie jest idealny i nigdy nie będzie.
   Powiedziawszy to wstał i zaczął się od niej oddalać. Jak ta jego przygarbiona postawa działała jej na nerwy. Podbiegła i z całej siły uderzyła chłopaka w plecy.
- Powaliło cię?! - krzyknął dotykając obolałe miejsce.
- Proste plecy to bardzo ważna rzecz - rzekła poważnym tonem swojego wuefisty. - Ej! - pisnęła, gdyż Toby skoczył jej na barana.
   Przez chwilę próbowała go zrzucić, co nie było ani trochę łatwe. Wprawdzie biegała szybciej od niego, jednak chwyt miał znacznie mocniejszy. Prawie jej się udało. Wtedy oboje zamarli w bezruchu, słysząc niedaleko znajomy dźwięk.
- Ku-kuł-ka? - szepnął.
- Ale... tu nie ma drzew...

   Otworzyła oczy. Stary, drewniany zegar wskazywał czwartą. Z małego okienka wyskoczyła metalowa kukułka.
   To był tylko sen.
   Przetarła oczy. Ostatnio często miała takie sny. Prześwity z przeszłości. Albo tak bardzo lubiła poprzednie życie, albo jej mózg chciał przekazać ważną wiadomość. Tylko jaką?
  Spróbowała zasnąć ponownie, jednak nie dała rady. Jej myśli krążyły wokół ostatniego snu. Tamte czasy, gdy bezpiecznie mogła wyjść do ludzi wydały się bardzo odległe. Jakby to nie ona te kilka lat wstecz chodziła do parku ze znajomymi, robiła zakupy czy wyprowadzała psa sąsiadów. Jednak zawsze powracały, co kilka nocy, czasem rzadziej.
   Stoczyła się z koca prosto na zimne panele. Rozmasowała podrażnione przez koc miejsca i rozpoczęła wnikliwe oględziny pokoju. Mogłaby coś sobie przywłaszczyć. Otwierała po kolei wszystkie szuflady i szafki. W jednej z nich znalazła kuferek z biżuterią. Jak widać właściciel domu miał żonę, ewentualnie córkę, która mogła w każdej chwili wrócić. Obejrzawszy świecidełka odłożyła kilka i zaczęła je przymierzać. Od bardzo dawna nie nosiła żadnych dodatków, których kiedyś miała tak wiele. Przez kilka minut przeglądała się w miniaturowym lusterku, po czym wróciła do przeszukiwania domu. Przebrała się w znalezione ubrania, a swoje spaliła w kominku. Wzięła do plecaka kilka rzeczy, jakie mogły jej się w przyszłości przydać oraz parę drobiazgów dla Toby'ego i reszty mieszkańców rezydencji. Dawno ich nie odwiedzała i głupio by było przyjść z pustymi rękami.
   Skończywszy rzuciła plecak na stół i udała się do pokoju, w jakim znajdował się Offenderman. Zepchnęła go z łóżka i sama się na nim położyła.
- Co ty...?! - Mężczyzna gwałtownie się podniósł.
- Zrób coś do jedzenia - powiedziała, zakładając nogę na nogę.
- A co ja, pomoc domowa?
- Won.
   Offenderman zaśmiał się. Dawno nikt nim tak nie dyrygował odkąd opuścił braci. Mógłby coś jej zrobić za takie zachowanie. Dużo rzeczy. Była tylko rozwydrzoną małolatą, która trochę znała się na walce wręcz. Słaby przeciwnik. Jednak innym by się to nie spodobało. Jeszcze by się poskarżyła Slendy'emu, wtedy na pewno miałby przechlapane. Lepiej wytrzymać jeszcze te kilka dni i zwiać.
    Prychnął i wyszedł, włożywszy dłonie do kieszeni. Jeszcze gówniara coś mamrocze. Z takim zachowaniem męża nie znajdzie. Takiej rządzącej się marudy nikt nie zechce.
    Ledwo przestąpił próg kuchni, kiedy po domu rozniosła się wesoła melodyjka. Na parapecie dzwoniła komórka. Podszedł tam, patrząc na nią niepewnie. Po chwili dołączyła do niego towarzyszka. Bez zbędnych ceregieli wzięła telefon do ręki i włączyła na głośnik.
- Przepraszam wujku, że tak późno! A właściwie to może i rano. - W słuchawce rozległ się kobiecy chichot. - Słuchaj, David zachorował. Przyjedziemy do ciebie z Peterem, dobrze? Wujku?
  Dziewczyna rozłączyła się. Rzuciła telefonem o ziemię i rozdeptała. Offenderman spojrzał na nią krzywo.
- Teraz to na pewno przyjedzie - mruknął.
- A co, chciałeś porozmawiać? - rzuciła z ironią rozdeptując kolejne części telefonu. - I tak się tu pojawi. Ogarnij dom, trzeba wiać.
   Niezadowolona z faktu, że bedzie musiała uciekać na głodno, pozbierała z podłogi złamane kawałki i wrzuciła do kominka. Może i ogień ich nie spali, ale przynajmniej nie będą rzucać się w oczy. Wzięła plecak i pociągnęła Offendermena na zewnątrz. Tam zamknęła drzwi domu na klucz, a go schowała do kieszeni spodni. Lubiła zbierać takie rzeczy.
- No to prowadź, panie bracie Operatora! - nakazała patrząc na niego wyczekująco.
- Tak tak, to będzie tędy.
   Wskazał palcem jedną z leśnych dróżek. W tę stronę też się skierowali. W trakcie drogi Offendermen, który nie lubił chodzenia w ciszy, zwrócił się do niej z pytaniem.
- Co właściwie zrobiłaś z tym ,,wujkiem"?
- A co?
   Po tonie jej głosu można było się domyślić, że nie ma ochoty na rozmowę.
- Nic. Po prostu powiedz.
- Nie. I nawet nie próbuj bawić się w zgadywanki.
- Niby dlaczego? - fuknął.
- To będzie moja mała tajemnica.

Brat // Creepypasta FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz