Prolog

87 7 3
                                    

Było ich dwoje - chłopak i dziewczyna. Siedzieli w samochodzie, w ciemnej uliczce, czekając na swojego dostawcę. Od jakiejś godziny.

- Za to spóźnienie masz zażądać od niego dwudziestu pięciu procent - dziewczyna warknęła, opierając głowę o zasuniętą szybę.

- Wyśmieje nas - jęknął przeciągle.

- A co mnie to obchodzi? Boże, mama mnie zabije, jeśli zaraz nie wrócę do domu.

Spojrzał na nią ze skonsternowaną miną, jakby nie do końca zrozumiał proste zdanie, które właśnie wypowiedziała.

- No tak - uderzył głową w kierownicę. - Ciągle zapominam, że jeszcze z nią mieszkasz.

- Mam siedemnaście lat, czego ty ode mnie oczekujesz?! - popatrzyła na niego z wyrzutem.

- Niczego - przełknął ślinę. - Tylko uważam, że... - zaciął się na moment. - To oszczędziłoby nam wielu problemów i w ogóle... Nie musielibyśmy się tak ukrywać... I mógłbym cię odwiedzać...

Uniosła brwi i parsknęła śmiechem.

- Mało masz mnie na co dzień, że jeszcze chcesz mnie odwiedzać w domu? - zapytała go z lekkim uśmiechem.

Chłopak zmieszał się i utkwił swój wzrok w ciemnej uliczce przed sobą.

- Żeby dać ci towar. Wiesz, nie musiałabyś jeździć ze mną po niego, jak dziś.

Uśmiech zniknął z jej twarzy, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

- Mama nie wypuści mnie z gniazdka tak szybko. Tylko ja jej zostałam - westchnęła.

Nastała między nimi niezręczna cisza. Ich rozmowy często się tak kończyły, zwłaszcza, gdy ona była zirytowana, a on nie wiedział, co powiedzieć, żeby nie wkurzyć jej jeszcze bardziej. Niby byli przyjaciółmi i wiedział, że nic by mu nie zrobiła, ale z drugiej strony już się raz się przekonał, że zdenerwowana potrafi być niebezpieczna. Za każdym razem, gdy wspominał tamte wydarzenia, wzdrygał się. Ona zresztą też, bo nie zdawała sobie sprawy z tego, do czego jest zdolna.

Nagle w oczy przyświeciły im światła dostawczaka. Ten, na którego czekali, w końcu się zjawił. W tym samym momencie wyskoczyli z samochodu. Dziewczyna zarzuciła na głowę kaptur szarej bluzy. Padało. Nie jakoś mocno, ale jednak wolała nie zmoczyć swoich długich, zadbanych, rudych włosów. On natomiast, zupełnie nieprzejęty deszczem, popędził w kierunku dostawcy.

- Cześć, świetnie, że jesteś, czekaliśmy na ciebie, wiesz, ale dla twojego towaru zawsze warto i...

- Co tak długo? - dziewczyna warknęła, przerywając tym samym bezsensowną paplaninę swojego wspólnika.

Chłopak popatrzył na nią z przerażoną miną.

- Korki - mruknął dostawca, nieprzejęty jej agresywnym tonem głosu.

- O dwudziestej drugiej? - uniosła brwi. - Rozumiem.

- Nie twoja sprawa, gówniaro. Załatwmy to szybko - zwrócił się do chłopaka i podał mu pudełko. Ten zaś otworzył je i uśmiechnął się pod nosem na widok jego zawartości, którą były foliowe woreczki z wszelkimi możliwymi nielegalnymi substancjami, jakie można było dostać w Australii. - Jaką część chcecie za rozprowadzenie?

Dziewczyna przewierciła chłopaka wzrokiem.

- Jak nie powiesz, że dwadzieścia pięć, to oficjalnie uznam cię za największą cipkę, jaką znam - usłyszał w swojej głowie.

Tak wyglądały każde negocjacje. Wspólnicy porozumiewali się podczas nich w myślach. Odkryli, że potrafią to robić kilka miesięcy po tym, jak poznali się i zaczęli współpracować. Wiedzieli, że to nie jest normalne i do tej pory nie rozumieli, na jakiej zasadzie działa ich zdolność, ale skoro już ją posiadali, uznali, że grzechem byłoby z niej nie korzystać.

- Łatwiej byłoby mi, gdybyś nie warczała na niego wcześniej - odpowiedział jej, a ona przewróciła oczami.

Odetchnął głęboko i wypalił:

- Dwadzieścia pięć procent.

Obserwował, jak brwi dostawcy unoszą się ku górze, tak samo jak kąciki jego ust. Po chwili mężczyzna roześmiał się tak głośno, że chłopak przestraszył się, że ktoś mógłby go usłyszeć.

- Może jakbyście potrafili sprzedać wszystko w dwa dni za podwójną cenę - parsknął. - Dostaniecie dziesięć, tylko dlatego, że miałeś jaja na tyle, żeby mi zaproponować coś tak absurdalnego. Narka, dzieciaki.

Wsiadł do dostawczaka i odjechał, zostawiając ich na środku ślepej uliczki.

Chłopak popatrzył na wspólniczkę przepraszająco, chociaż to nie on zawinił.

- Po prostu daj połowę i odwieź mnie do domu - mruknęła pod nosem.

Skinął głową i wsiadł wraz z nią do czarnego forda. Całą drogę przemilczeli. Chłopak prowadził dobrze, chociaż lekko przekraczał dozwoloną prędkość i bez zawahania wymijał inne samochody. Rudowłosa przyzwyczaiła się do jego stylu jazdy. Wolała go niż przepisowy styl jej mamy. Po kilku minutach byli już pod jej małym, przytulnym białym domkiem z zadbanym ogródkiem.

- Jutro piątek, wychodzimy gdzieś czy tradycyjnie siedzimy u mnie i gramy w Mortal Kombat? - zapytał, niby od niechcenia.

- Tradycję trzeba pielęgnować - odparła. - I zanim zapytasz, nie, nie zostanę u ciebie dłużej. Mama nadal jest przekonana, że nazywasz się Jenna McWrath i jesteś moja starszą przyjaciółką, która tłumaczy mi chemię.

- Jasne - skrzywił się. - Widzimy się po twoich lekcjach. Cześć.

- Mhm. Elo.

Rzuciła mu ostatnie spojrzenie, przybiła żółwika na pożegnanie i już po chwili zniknęła za drzwiami swojego domu.

Odjechał dopiero, gdy zauważył światło w jej pokoju na poddaszu. Zawsze musiał się upewnić, że tam dotrze. Było to bezcelowe, bo co mogło stać się dziewczynie na jej własnej posesji? 

Ruszył z piskiem opon. Było późno, więc mógł pozwolić sobie na większą swobodę na drodze. Zignorował czerwone światło na skrzyżowaniu, jak zawsze. W przeciągu ułamka sekundy coś z impetem uderzyło w bok jego samochodu. Stracił przytomność.

_________________


Chyba już czuję się na siłach, żeby wrócić, więc... zapraszam was na zupełnie nowe Search :D

search | m. cliffordOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz