Rozdział XI

28 6 2
                                    

Tym razem na niego nie czekałam. Po kolacji poszłam do pokoju. Zasnęłam bardzo szybko.
Byłam na polanie w pobliżu stawu. Odwróciłam się i zauważyłam zamaskowaną postać. Szła w moim kierunku. Starałam się ruszyć ale nie mogłam. Meżczyzna zaczął biec. Krzyczałam ze strachu.
Obudziłam się. Oddychałam ciężko.
To tylko sen, tylko sen - uspakajałam się. Zegarek wskazywał 8:30. Ubrałam się i poszłam na śniadanie. Dosiadł się do mnie Lucas.
- Znowu go nie ma?
- Nie mógł przyjść. - Powiedziałam, choć tak naprawdę nie znałam przyczyny jego nieobecności.
- Nie wiem jak możesz go lubić...
Byłam w szoku. Chciałam coś powiedzieć, ale za Lucasem pojawił się C17. Był od niego dużo wyższy i na pewno starszy.
Chłopak szybko przesiadł się do innego stolika.
- Co on tu robił?
- Rozmawiał ze mną.
- Lepiej się z nim nie zadawaj.
- Sama zadecyduję z kim będę się zadawać. - Odpowiedziałam sucho.
- Dopiero go poznałaś...
Spojrzałam na niego wymownie. Nie wiedziałam dlaczego się nie lubią, ale nie chciałam, żeby to w jakikolwiek sposób wpłynęło na moją opinię na ich temat.
- Odwołali dzisiejszy trening. Chyba remontują salę. - Oznajmił C17 dosiadając się do stolika.

Miałam dużo wolnego czasu, więc poszłam do bliblioteki. Czekał mnie sprawdzian z historii agencji, co nie zapowiadało się kolorowo. Zabrałam kilka książek i usiadłam w rogu sali. Idealne miejsce na naukę.
- Wiesz, że na kolację będzie pizza? Tak dawno jej nie jadłem.. Mogę się przysiąść? Tylko na chwilę.
- Jasne.
Lucas okazał się być bardzo towarzyski. Miło się z nim rozmawiało i słuchało kiedy starał się poprawnie wymawiać polskie słowa.
- Fajnie, że się wczoraj poznaliśmy. Możemy być przyjaciółmi, nie?
- Tak... chyba tak. - Odpowiedziałam z uśmiechem.
- Może pójdziemy kiedyś do kina?
- W Helicarrierze jest kino?
- Tak, czasem puszczają jakieś filmy Marvela...
- Z chęcią.
Przy wyjściu z biblioteki zatrzymał mnie C17.
- Mówiłem, żebyś się z nim nie zadawała.
- Puść mnie.
Chłopak ze zrezygnowaniem zostawił mnie w spokoju. Poszłam na kolację.
- Co wybierasz? - Zapytała kucharka kiedy podeszłam do bufetu. Ciężko było się zdecydować.
- Jeden kawałek capriciosy, jeden margherity i jeden hawajskiej. - Odpowiedziałam po chwili namysłu.

Po zjedzeniu trzech kawałków pizzy miałam ochotę jedynie na odpoczynek.
Idąc korytarzem w kierunku pokoju usłyszałam czyjeś krzyki. Zaufałam przeczuciu i skręciłam w prawo, w wąski korytarz. Głosy były coraz wyraźniejsze.
- Powiedziałem, żebyś trzymał się od niej z daleka! - Usłyszałam wściekłego chłopaka.
- Myślisz, że będę Cię słuchał? - Lucas.
- Masz ją zostawić w spokoju!
- Bo? No co mi zrobisz?
Wyjrzałam zza rogu.
- Co wy tu robicie?
Nawet na mnie nie spojrzeli.
- Lepiej się odsuń.
- Nie mów jej co ma robić. Wszystkim na około rozkazujesz.
Zaczęli krzyczeć po angielsku. Któryś z nich uderzył.
- Przestańcie! - Nie posłuchali.
- Stop. Tak nie można. C17! LUCAS!
Wbiegłam pomiędzy bijących się chłopaków. Zostałam uderzona w twarz. Z przerażeniem upadłam uderzając głową o ścianę.
Obaj spojrzeli na mnie wystraszeni.
- Brawo. Potrafisz tylko krzywdzić.
C17 stał na korytarzu ze spuszczoną głową. Uderzył mnie.
Lucas wziął mnie na ręce i zaniósł do pokoju.
- Wszystko okej? Może zabrać się do szpitala?
Trzymałam rękę pod okiem. Bolało. Oparłam głowę na jego ramieniu.
- Przejdzie.
- Jesteś pewna, że mogę zostawić Cię samą?
- T...tak. [...] Proszę, postaraj się go unikać.
- Ty też lepiej się do niego nie zbliżaj.
Przytulił mnie na pożegnanie.

Phoenix - 17Where stories live. Discover now