Sobota, 4 Marca 2017

4.4K 372 22
                                    

     *Jungkook*

Była już przerwa na obiad, kiedy szedłem dopiero przywitać się z Taehyungiem i sprawdzić, czy jego stan uległ jakiejkolwiek zmianie.
Od samego rana byłem bardzo zajęty pacjentami przywiezionymi z wypadku motocyklowego, dlatego też nie miałem na to wcześniej czasu.
Trzymając w ręce paczkę z zamówionym wcześniej obiadem na wynos, rozsiadłem się wygodnie i przywitałem ciepło młodego, zabierając się za raz za swój posiłek. Byłem tak głodny, że pochłaniając niesamowicie dobre spaghetti przegapiłem moment, w którym chłopak otworzył oczy.
-Ja...też mogę trochę?- na dźwięk jego łamiącego się, głębokiego głosu podskoczyłem wystraszony, po czym wlepiłem w niego zdziwione spojrzenie. Uśmiechał się lekko na mój widok, albo raczej na widok trzymanego przeze mnie kubka z makaronem, a ja wpatrywałem się w niego z niedowierzaniem, zastanawiając się co robić.
Szybko jednak odzyskałem przytomność i wezwałem pielęgniarkę, po czym zabraliśmy chłopaka na serię rutynowych badań. Kilka godzin później wiedzieliśmy już, że wszystkie jego organy wewnętrzne funkcjonują prawidłowo, połamane kości zrastają sie należycie, szwy goją się bezproblemowo, a chłopak czuje się dobrze. Po zapisaniu wszystkich wyników badań i uzupełnieniu dokumentów, przewieźliśmy go na salę, tym razem numer 113, gdzie leżeli pacjenci czekający na wypis.
Chłopak miał zalecone poleżeć u nas jeszcze parę dni, zanim będzie mógł wrócić do domu dziecka, jednakże na dźwięk ostatnich słów jego oczy zaszły łzami, których prędko się pozbył, ścierając je rękawem. Gdy wszystkie pielęgniarki opuściły jego salę, postanowiłem z nim chwilę zostać i porozmawiać. Co prawda są od tego inni specjaliści, ale to bardziej moja ciekawość i troska podjęły za mnie tę decyzję. 
Przez to nagłe wybudzenie się Taehyunga ze śpiączki miałem jeszcze zaległą przerwę na lunch, więc mogłem spokojnie spędzić z nim trochę czasu. Usiadłem więc na kraju jego łóżka, gdyż sam nastolatek siedział wygodnie oparty plecami o podniesienie. Przez cały czas nic nie mówił, odkąd usłyszał o powrocie do domu dziecka wydawał się być myślami gdzie indziej, dlatego też postanowiłem sam zacząć jakiś temat.
-Tae, dziękuję ci, że do nas wróciłeś. Teraz musisz szybko wyzdrowieć, byś mógł odwdzięczyć mi się za uratowanie ci życia- powiedziałem, uśmiechając się przy tym przyjaźnie. 
Chłopak obrócił powoli głowę i popatrzył na mnie, a wyraz jego twarzy w sekundę zmienił się na jeszcze bardziej żałosny.
-Hyung!- załkał, chowając w dłonie twarz -zabierz mnie do siebie! Proszę... ja nie chcę tam wracać!
Przez chwilę nie wiedziałem co mam robić. Nie do końca rozumiałem, o co mu chodziło, ale postanowiłem mimo wszystko przytulić go delikatnie i dać mu się wypłakać. Widać było, że ma jakiś problem i potrzebuje wsparcia.
Parę minut później poczułem, że trochę się uspokoił, więc postanowiłem się odezwać.
-Tae, powiedz mi co cię trapi- wyszeptałem mu do ucha, gdy nie pozwolił mi się od siebie odsunąć -dlaczego chcesz, żebym cię zabrał?
-Ja tam nie chcę wracać, hyung, oni znowu mi coś zrobią, jak zobaczą że jednak przeżyłem!
Nie byłem pewny, czy ja się przesłyszałem ze względu na jego załamany głos i problemy z wymową spowodowane płaczem, czy też on właśnie zasugerował, że ktoś chciał go zabić.
Zamurowało mnie na te słowa, poczułem nagłe uderzenie ciepła i nieprzyjemny skurcz mięśni brzucha. Jak ktoś mógłby chcieć skrzywdzić takiego miłego dzieciaka? Dlaczego ktokolwiek miałby darzyć nienawiścią takiego aniołka? I gdzie w tym wszystkim byli opiekunowie, których obowiązkiem było zapewnienie mu bezpieczeństwa?
W tym momencie właśnie zdałem sobie sprawę, że przez te krótkie parę dni zdążyłem się do niego przywiązać o wiele bardziej, niż do większości swoich pacjentów. Sam byłem dość samotny, a moje życie owiane było monotonią praca-dom. Z powodu wiecznego braku czasu i sił miałem jedynie garstkę kumpli, z którymi czasem się spotykałem. A tymczasem chłopak, którego trzymałem właśnie w objęciach, mimo że jako jego chirurg nie powinienem się do niego tak zbliżać, błagał mnie bym go przygarnął. Poczułem nieodpartą potrzebę udzielenia mu pomocy, czułem się wręcz zobowiązany, ale również naprawdę chciałem się nim zająć. Chciałem dotrzymać swojej obietnicy i sprawić, by uśmiech nigdy już nie zszedł z jego twarzy. Szczególnie teraz, kiedy poznałem już ten piękny kolor jego czekoladowych oczu, oraz usłyszałem  głęboki  ton jego głosu. Pytanie tylko, czy aby faktycznie byłem gotowy posunąć się aż do adopcji? I czy byłem do tego odpowiednią osobą?
Mimo wszystko, by móc faktycznie rozważać taką opcję, musiałem niestety poznać wszystkie szczegóły. Poświęciłem więc resztę swojej przerwy na uspokojenie, go po czym zapewniłem, że wrócę, gdy skończę pracę i wysłucham wszystkiego uważnie.
Trzy godziny później siedziałem już z Taehyungiem w jego sali i szykowałem się do poważnej rozmowy. Podałem mu szklankę soku truskawkowego i czekałem, aż zacznie.
-Bo hyung...- odezwał się po chwili cicho, nie podnosząc wzroku znad szklanki, którą ściskał w dłoniach -to nie był wypadek, że się tu znalazłem. Ja nie wiem dlaczego oni mnie tak nienawidzą, przecież jestem grzeczny, zawsze robię wszystko, co mi karzą, ale oni mówią, że za dużo się uśmiecham jak na biedną sierotę-słuchałem go uważnie, nie będąc do końca pewnym, o kim mówi. Nie chciałem mu jednak przerywać, coby go nie spłoszyć, a z każdym jego kolejnym słowem robiło mi się coraz bardziej niedobrze.
Chłopak kontynuował, nie przestając ani na chwilę -oni nie lubią mojego uśmiechu, mówią że jest brzydki, prostokątny i czują się, jak bym z nich szydził, ale to
nie prawda! Ja ich kocham, zawsze kochałem swoich braci, bo choć nie byli moją prawdziwą rodziną, to jednak byli mi bliscy i byłem szczęśliwy, że mam chociaż ich. A oni ciągle próbowali pozbyć się mnie i mojego uśmiechu, wymyślali  różne zabawy po których zawsze tak bardzo się bałem, ale nie potrafiłem się na nich gniewać. Oni też cierpieli, może nie fizycznie, tak jak ja, ale jednak... więc pozwalałem im na wszystko, bo widząc radość na ich twarzach zapomniałem o bólu. Zawsze mnie potem okrywali kocykiem i głaskali po głowie, dziękując za miło spędzony czas. Byłem wtedy bardzo szczęśliwy...
Nagle chłopak zamilkł, zostawiając mnie zszokowanego i pełnego pytań i pretensji. Popatrzył na mnie i znów się rozpłakał. Siedziałem jak skamieniały i czekałem na ciąg dalszy, bojąc się wyciągnąć chociaż dłoń w jego stronę. W końcu nastolatek unormował swój oddech i zaczął kontynuować.
-Wiesz, hyung, niedawno poznałem przez przypadek przyjaciela. Byliśmy z wychowawcami na zakupach do szkoły i tam na niego wpadłem. Wymieniliśmy się numerami telefonów i codziennie z sobą rozmawialiśmy, przez co nie miałem już takiej ochoty bawić się z moimi braćmi. Cieszyłem się, że będę miał w szkole przyjaciela, że ktoś mnie naprawdę polubił, a ich to jedynie zdenerwowało. Nie wiedziałem dlaczego nie cieszyli się z mojego szczęścia, coś tam mówili między sobą, że ich wydam i że się wygadam, ale przecież nigdy bym tego nie zrobił. Chciałem ich o tym zapewnić, ale nie mogłem, bo jak zawsze miałem zatkane usta, nie pozwolili mi się odezwać. W końcu powiedzieli mi, że nie mogę iść więcej do szkoły. Zabronili mi, ale ja tak bardzo chciałem! Tak bardzo się cieszyłem z mojej nowej przyjaźni, że ich nie posłuchałem i uciekłem z domu, by pójść do szkoły. Niestety oni mnie widzieli i musiałem przed nimi uciekać...- w tym momencie chłopak urwał swoją wypowiedź. Wiedziałem, że nie ma mi nic więcej do powiedzenia, ale ja wciąż czułem niedosyt informacji.
-To dlatego wpadłeś pod samochód? Nie zauważyłeś go, bo uciekałeś przed nimi?- było mi głupio męczyć go jeszcze pytaniami, ale jeśli chciałem mu pomóc, to musiałem wiedzieć wszystko.
-Hyung, ja nie potrafię biegać tak szybko, jak oni. Wiedziałem o tym, a itak uciekałem, jestem taki głupi... moi bracia złapali mnie przy głównej ulicy, bo nie wiedziałem już dokąd mam dalej uciekać. Byli źli i krzyczeli, że muszę dostać karę. Szarpali mną, a ja się wyrywałem i nagle poczułem że lecę do tyłu, pamiętam już tylko ich śmiech oraz ból.
Teraz już wiedziałem, że to nie był wypadek i wiedziałem, że oni muszą za to odpowiedzieć. Żal mi było chłopaka na myśl o tym, przez co będzie musiał przejść, ale nie zamierzałem odpuścić.
Byłem właśnie w trakcie rozmyślania nad kolejnymi krokami, gdy poczułem na sobie ramiona Taehyunga.
-Hyung, dziękuję, że mnie uratowałeś, ale proszę, nie pozwól mi tam wrócić!- tym razem już nie płakał, był przygnębiony, ale w jego głosie słychać było nadzieję -Hyung, proszę, pomóż mi, bo ja nie wiem co robić.
-Ciii- uciszyłem go, by się uspokoił -nie zostawię cię, maluszku, obiecuję.
Na te słowa chłopak spojrzał na mnie ze łzami w oczach i złożył na moim policzku mocny pocaunek.
Nie spodziewałem się tego, ale mimo, że było to w naszej sytuacji dość nieprzyzwoite, to jednak zrobiło mi się od tego gestu bardzo miło. Przytuliłem go delikatnie, uważając na jego połamane ciało i poczekałem, aż zaśnie, po czym wyszedłem z jego sali i udałem się do swojego biura, by zawiadomić policję i opowiedzieć jego zeznania.

Emergency *Vkook*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz