Czwartek, 2 Marca 2017

5.3K 409 54
                                    

*Jungkook*

Godzina 6:25.
Najciszej, jak potrafiłem wszedłem do sali, w której leżał mój pacjent. Jego ciało w większości pokryte było gipsem i leżał wciąż w takiej samej, jak wczoraj wieczorem, pozycji, podłączony do licznych aparatur wspomagających. Był w dalszym ciągu nieprzytomny, a jego twarz wyrażała spokój. Czyżby śnił o czymś przyjemnym?
Przyjrzałem mu się dokładnie, po czym przejrzałem wpisy lekarzy z nocnego dyżuru i wyszedłem, podpisując wcześniej jego kartę swoim nazwiskiem.
-Witam, panie ordynatorze- zaczepiłem przed drzwiami lekarza, który powoli szykował się do zakończenia swojej nocnej zmiany. Ten oczywiście zatrzymał się odrazu i przywitał mnie uprzejmie.
-Chciałem zapytać o poczynania pacjenta podczas nocnego dyżuru. W jego rejestrze nie ma zbyt wielu informacji, a mnie interesuje czy zdarzyło się cokolwiek, co wskazywało by, że chłopak zaczyna się budzić.
-Kim Taehyung, tak?- pokiwałem głową, na co lekarz otworzył swoje dokumenty i nie odrywając od nich wzroku kontynuował: -jego funkcje życiowe cały czas pozostają bez zmian. Miał w nocy robioną tomogragię komputerową i jego mózg funkcjonuje prawidłowo. Z fizycznego punktu widzenia, biorąc pod uwagę pana świetną pracę, oraz stabilny stan mózgu chłopaka, nie jestem w stanie stwierdzić dlaczego się jeszcze nie obudził.
-Rozumiem- pokiwałem głową, zastanawiając się chwilę nad informacjami, które właśnie uzyskałem -czy jego rodzina została już powiadomiona?
-Z tego co nam wiadomo chłopak całe życie spędził w domu dziecka. Jego opiekunowie zostali poinformowani, ale nie będą w stanie odwiedzić go przed weekendem.

Uzyskawszy wszystkie potrzebne mi informacje, pożegnałem się uprzejmie z lekarzem i wróciłem na salę, siadając na krześle obok łóżka pacjenta.
-Więc, Kim Taehyung- zacząłem mówić do niego spokojnym i cichym głosem -wygląda na to, że z jakiegoś powodu nie chcesz do nas wrócić- przyglądałem się jego spokojnej twarzy, której wyraz pozostawał niezmienny -widzisz, tak się składa, że spędziliśmy nad tobą całe dwanaście godzin, lejąc poty z czoła, żeby uratować ci życie i muszę przyznać, że ani trochę mnie nie pociesza myśl, że ty tego wcale nie chciałeś- zaśmiałem się bezgłośnie, sam nie wiem dlaczego.
Chłopak oczywiście nie reagował w żaden sposób, ani na moje słowa, ani na żaden dotyk. Posiedziałem przy nim jeszcze chwilę, po czym pożegnałem się i wróciłem do swoich obowiązków.
Do końca dnia w pracy niewiele się działo, kilka lekkich obrażeń do zszycia, czy wsadzenia w gips, jeden stały bywalec i starsza pani, której się przyśniło, że ją synowa ze schodów zrzuciła. Ewidentnie był to sen, ponieważ staruszka, oprócz stymulowanycg boleści, nie miała żadnych obrażeń, ani jednego siniaka.
O godzinie siedemnastej na mój oddział trafił Suga, wspomniany wcześniej stały bywalec. Trafiał do nas minimalnie raz w tygodniu, o dziwo zawsze na mojej zmianie.
-Witaj, Yoongi- przywitałem chłopaka z uśmiechem, ignorując jego kartę pacjenta, którą pielęgniarka usilnie wciskała mi do ręki. Podszedłem bliżej łóżka, na którym siedział szczęśliwy chłopak, machając w powietrzu nogami.
Na pierwszy rzut oka nikt nie powiedział by, że miał jakiekolwiek wypadek, ale ja zdążyłem go już na tyle dobrze poznać, by wiedzieć, że jest on po prostu wybitnie odporny na ból. Być może dlatego przychodził zawsze do mnie, ja jako jedyny nigdy go nie przegoniłem, ani nie zignorowałem.
-Hyung- zawołał mój pacjent, udając że cierpi -złamałem pinkiego- w jego oczach pojawiły się łzy, gdy wyciągnął w moją stronę prawą dłoń. Jego mały palec wyglądał jak spaghetti zaginięte na widelec, na widok czego automatycznie lekko się skrzywiłem.
Chwyciłem za papiery leżące na moim biurku i zacząłem wypełniać jego kartę, by móc czym prędzej zająć się jego zdrowiem.
-Co tym razem?- spytałem, nie odrywając się od dokumentów.
-Hyung! Nie uwierzysz, ale itak ci opowiem!- ekscytował się i gestykulował jak dziecko. Jego historie zawsze były specyficzne, chłopak miał wyjątkowy talent do krzywdzenia się -byłem sobie w sklepie z kumplami, bo zachciało nam się pić, gdy wracaliśmy ze skate parku. Weszliśmy do jakiegoś osiedlowego spożywczaka i był tam zamrażalnik z lodami, więc odrazu naszła mnie ochota na mój ulubiony rożek o smaku solonego karmelu. Przeszukałem więc całą lodówkę i jest! Znalazłem ostatni! I już miałem go wyciągnąć, kiedy poczułem jak drzwi od lodówki miażdżą mi rękę. Rozejrzałem się dookoła i co widzę? Jakaś mała wredota, wzrostem sięgająca hobbitowi do pasa patrzy na mnie jak na debila i szczerzy te kły, warcząc przy tym "to jest moje". Tak się wkurzyłem, że chciałem wyszarpać tego loda choćby nawet przez zamknięte drzwi, ale okazało się że mała wredota była silniejsza...-
W tym momencie jego wypowiedź przerwał mój histeryczny śmiech, oraz tłumiony chichot pielęgniarki, na co chłopak zapowietrzył się i obraził teatralnie. Sam był jak małe dziecko. Godzinę później jego palce zostały zgrabnie opatrzone i chłopak wrócił tam ,skąd przyszedł, a ja w wolnej chwili postanowiłem odwiedzić Taehyunga.
Minęła już ponad doba od zakończenia operacji, a on wciąż leżał w śpiączce, co zaczynało mnie poważnie martwić.
-Witaj ponownie, Tae- wyszeptałem, siadając koło niego -jak się miewasz? Mam nadzieję, że leki przeciwbólowe dobrze działają. Chciałbym niedługo poznać kolor twoich oczu, dlatego musisz je szybko otworzyć. Dla mnie- zaśmiałem się cicho, starając się brzmieć przyjaźnie.
Pamiętam jeszcze ze studiów, że do pacjentów, takich jak Tae należy dużo mówić, by pomóc im się wybudzić ze śpiączki. Postanowiłem więc, że skoro nie ma nikogo, kto by się nim przejmował, to właśnie ja będę o niego dbał. Nie będąc pewnym, co dokładnie mogło by chłopaka zainteresować zacząłem opowiadać mu o sobie. Oczywiście pomijając wszelkie niemiłe wspomnienia, skupiałem się na wszystkich tych ciekawszych momentach, którymi mógł bym go zainteresować. Nim się obejrzałem, minęła godzina odkąd do niego przyszedłem i pewnie został bym z nim dłużej, gdyby nie to, że stale byłem w pracy.
-Jutro przyniosę jakąś ciekawą książkę, bo moje życie jednak nie jest wystarczająco interesujące- uśmiechnąłem się i wyszedłem, wracając do swojego biura. Niedługo po tym mój dyżur dobiegł końca i mogłem spokojnie wrócić do domu, zanim jednak wyszedłem do domu, postanowiłem odwiedzić Taehyunga po raz ostatni.
-Ciekaw jestem, o czym tak śnisz-powiedziałem bardziej do siebie, trzymając go za dłoń- jestem pewny, że jest to coś nieziemsko przyjemnego, ale muszę ci przypomnieć, że cokolwiek to jest na pewno nie jest to twoim życiem. Nie wiem jak wyglądało ono do tej pory, choć domyślam się, że nie było idealne, ale życie to życie, Tae i każde się liczy, a twoje szczególnie, dlatego powinieneś do nas wrócić- nagle język zaczął mi się plątać, miałem wrażenie, że jeszcze słowo, a się rozkleję. Widać już było moje zmęczenie, potrzebowałem porządnego odpoczynku. Przyglądając się spokojnemu wyrazowi twarzy ucznia leżącego przede mną poczułem w żołądku nieprzyjemny ścisk, uświadomiłem sobie, że z perspektywy tego chłopaka jego życie mogło faktycznie nic nie znaczyć. Być może miał powód, by nie chcieć do nas wracać, dlatego też postanowiłem tym bardziej o niego zadbać.
Tak nagły przejaw troski względem obcego mi nastolatka nawet mnie samemu wydawał się dość dziwny, ale wolałem nie patrzeć na to w ten sposób. Zwaliłem wszystko na swoje człowieczeństwo i sumienie, oraz zwyczajną chęć pomocy.
-Kim Taehyung- kontynuowałem, tym razem stanowczym tonem -obudź się, proszę, a obiecuję, że nie pożałujesz. Zamierzam sprawić, by uśmiech nie znikał z twojej twarzy.
Kończąc swoją wypowiedź, wstałem i pogładziłem go delikatnie po policzku. Jego skóra była miękka i przyjemna w dotyku, co przypomniało mi o jego młodym wieku. Westchnąłem ciężko i wyszedłem, by wrócić do swojego domu. Byłem wyczerpany, a to był dopiero początek tygodnia.

Emergency *Vkook*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz