Kolejna przeprowadzka. Mieszkałam już w wielu miastach m.in. w Paryżu, Londynie, Berlinie, Nowym Yorku, Miami, Los Angeles, Waszyngtonie, a nawet w Las Vegas. Ciocia mówi, że tym razem zostaniemy tu na stałe, ale z nią nigdy nic nie wiadomo. Właśnie minęliśmy znak powitalny Doliny Yosemite. Wyjęłam z ucha jedną słuchawkę i wychyliłam się z pomiędzy siedzeń.
-Znowu dom przy lesie?-spytałam.
-Takie są najlepsze.-odpowiedział wujek.
-Poza tym w miasteczku las jest połączony z Parkiem Narodowym Yosemite. Wodospady, potoki i olbrzymie drzewa do ćwiczeń.-dodała ciocia uśmiechając się do mnie.
-Ciociu nie sądzisz, że jedenaście lat treningu to wystarczająco dużo?-spytałam.-Nie mogłabym zacząć normalnego życia? Za tydzień zaczynam liceum. Czy to nie idealna szansa, żeby zacząć wszystko od nowa? Nowy dom, szkoła, znajomi?
-Kochanie...-westchnęła.-Trenujemy cię po to abyś w przyszłości mogła się obronić. Wiesz przecież jak zginęli twoi rodzice, a to nowe życie nie byłoby wcale takie proste. Doświadczony łowca próbujący zacząć wszystko od początku?-pokręciła przecząco głową.-To by nie wypaliło. Szczególnie w tym mieście.
-Dlaczego?-zapytałam, z powrotem opadając na siedzenie.
-Dolinę Yosemite zamieszkuje jedno z najlepszych stad w Ameryce. Wprawdzie nie ma ich dużo, ale są bardzo sprytni.
-Czyli nici z normalnego życia?
-Przykro mi. Możesz chociaż spróbować. Porozmawiamy później. Dojechaliśmy.
-Trzymam cię za słowo ciociu.-rzuciłam chwytając plecak, po czym wyszłam z samochodu.
Stanęłam przed dużym, jednorodzinnym domem. Wszystkie ściany były kremowe, a dachówki brązowe. Od razu ruszyłam do środka. Otworzyłam furtkę i wkroczyłam do zadbanego ogrodu.
-Wyczuwam ogrodnika.-powiedziałam sama do siebie. Jedyne rośliny jakie uprawia moja ciocia to tojad. Ewentualnie jeszcze storczyki, ale tylko z pamięci o swojej mamie, która uwielbiała te kwiaty. Resztą zajmował się ogrodnik. Zresztą tak samo było z domem. Ani ciocia ani wujek nigdy nie zajmowali się sprzątaniem. Od tego była gosposia. Podążyłam ścieżką. Weszłam do przedsionka. Cały dom był już wykończony, brakowało tylko małych dodatków m.in. dywaników czy wazonów. Obeszłam po kolei wszystkie pomieszczenia. Na parterze była kuchnia, jadalnie, salon, sypialnia, łazienka i garderoba. Na poziomie "-1" w oczy od razu rzuciła mi się siłownia, była tam jeszcze pralnia, dwa puste pomieszczenia i przejście do garażu. Na koniec ruszyłam na piętro. Były tam łazienka, pokój gościnny, biuro i mój nowy pokój. Weszłam do tego ostatniego i aż mnie zatkało. Jedna ściana była kawowa, a reszta w kolorze beżowym. Na środku pod ścianą stało dwuosobowe, białe łóżko z baldachimem. Pod oknem stało wielkie, machoniowe biurko z obrotowym krzesłem, szafki także w kolorze białym i drzwi prowadzące do garderoby. Dodatkowo na środku pokoju stała mała kanapa, stoliczek kawowy i telewizor. Jednak najbardziej zachwyciła mnie huśtawka w kształcie bombki, biblioteczka i balkon.
-Podoba ci się?-usłyszałam za sobą głos.
-Jest piękny.-powiedziałam odwracając się i przytulając ciocię.
-Rzeczy potrzebne do szkoły masz poukładane w szufladach biurka, a po jakieś dodatki do pokoju pojedziemy jutro, albo pojutrze.
-Ale skoro wszystko jest już gotowe to dlaczego nie mogłam iść do szkoły od pierwszego?-spytałam.
-Doskonale wiem, że lubisz mieć wielkie wejścia, dlatego zaczynasz szkołę dwa tygodnie po rozpoczęciu roku.-odpowiedziała.
-Jak ty mnie dobrze znasz.-przytuliłam ją.
-Laura też zawsze lubiła wielkie wejścia...
-To chyba u nas rodzinne, a właśnie... powiedziałaś, że będę mogła spróbować normalnego życia.
-Zrobimy tak. Spróbujesz przez tydzień żyć jak normalna nastolatka. Zakupy, znajomi i zero treningów.
-Jesteś najlepsza na świecie!-dałam jej buziaka w policzek.
-Ale i tak musisz mieć przy sobie broń. Jeden, malutki pistolet. Tak w razie czego.
-Zgoda. Zaczynam od poniedziałku.
* * *
"Poniedziałek"
-Zeszyt, piórnik, pieniądze, telefon...-sprawdzałam rzeczy w torbie.-O czymś zapomniałam?
-Herbata i klucze do domu.
Schowałam te rzeczy do torby.
-Dobra my lecimy, pa skarbie.-powiedział wujek i ruszył w kierunku wyjścia. Po drodze założyłam jeszcze czarne conversy oraz skórzaną kurtkę i podążyłam za mężczyzną. Wsiedliśmy do auta i dwadzieścia minut później byliśmy już pod szkołą. Pożegnałam się z wujkiem i ruszyłam do budynku. Wkroczyłam na korytarz wraz z dzwonkiem na przerwę. Skierowałam się w stronę gabinetu dyrektora. Zapukałam w oszklone drzwi, a kiedy usłyszałam "proszę", weszłam do środka. W środku siedział mężczyzna około czterdziestki, ubrany w czarny garnitur.
-Dzień dobry.-powiedziałam zamykając drzwi.
-Witam. Ty musisz być Rose Adams tak?
-Dokładnie.
-Tu masz plan lekcji, kod do szafki i pismo dzięki, któremu nauczyciele wydadzą ci książki. A teraz zmykaj. Powinnaś zdążyć na drugą lekcję.
-Do widzenia.-rzuciłam zgarniając kartki z biurka i ruszając na poszukiwania szafki nr 215.
Gdy ją znalazłam, wpisałam kod i włożyłam do niej niepotrzebne zeszyty. Zamknęłam ją i już miałam iść szukać sali kiedy na kogoś wpadłam.
-Przepraszam.-powiedziałam automatycznie.
-Nie, to ja przepraszam. Powinienem uważać. Jestem Chris.-chłopak wyciągnął do mnie rękę.
-Rose.-odpowiedziałam ściskając ją.
Potem spojrzałam na jego twarz. Szatyn z wyraźnymi rysami. Spojrzałam w jego oczy w kolorze złotego brązu. Kiedy pochwycił moje spojrzenie, jego źrenice gwałtownie się pomniejszyły. Nagle zaniemówił.
-Coś się stało?-spytałam.
W jednej chwili otrząsnął się z zadumy.
-Nie, nic. Jesteś tutaj nowa? Nigdy cię tu nie widziałem.
-Tak. Przeprowadziłam się tu tydzień temu. A skoro już jesteś, to może pomógłbyś mi znaleźć salę nr 10?
-Sala matematyczna tak? W takim razie mam dobrą wiadomość. Jesteśmy razem w klasie. Panie przodem.-odrzekł pokazując ręką na korytarz.
Wraz z chłopakiem weszliśmy do klasy równo z dzwonkiem. Chłopak od razu ruszył do ławki, a ja do biurka nauczycielki. Wręczyła mi podręcznik i przedstawiła klasie.
-Drodzy uczniowie. To jest Rose Adams. Będzie chodziła z wami do klasy. Mam nadzieję, że miło ją przyjmiecie.-odrzekła po czym zwróciła się do mnie.-Usiądź obok Sky.
Pomachała do mnie dziewczyna siedząca w środkowej ławce. Miała bardzo jasne blond włosy z niebieskimi pasemkami i oczy w kolorze nieba. Usiadłam obok niej i pierwsza się odezwałam.
-Cześć. Jestem Rose.
-Sky.-podała mi rękę.-A to...-wskazała na złotowłosą dziewczynę siedzącą przed nią.- jest Lucy.
Dziewczyna jak na zawołanie odwróciła się do nas.
-Hejka.-odrzekła.-Skąd jesteś?
-Z Europy, ale to długa historia.
-Opowiesz nam podczas lunchu. Oficjalnie siedzisz z nami.
-Spoko.-odpowiedziałam.
-Nie przeszkadzam pani, panno Peterson?-usłyszałyśmy głos nauczycielki.
-Nic z tych rzeczy psze pani.-odpowiedziała Sky, a gdy tylko nauczycielka odwróciła się przodem do tablicy, wszystkie trzy wybuchnęłyśmy gromkim śmiechem.
* * *
-No więc...-zaczęła Sky kiedy stałyśmy w kolejce.
-Skąd jesteś?-dokończyła Lily.
-Moi rodzice pochodzą ze Stanów, ale ja wychowałam się w Europie.-skierowaliśmy się do stolika.-Mieszkaliśmy w wielu miastach, a od wypadku rodziców mieszkam z wujostwem. Pomimo tego i tak cały czas się przeprowadzaliśmy. W jednym miejscu mieszkaliśmy najdłużej rok.
-Co się stało z twoimi rodzicami?-wypaliła Sky.-Przepraszam. Nie chciałam.
-Nic się nie stało.-ugryzłam frytkę.-Zginęli w wypadku samochodowym kiedy miałam pięć lat. Tylko ja przeżyłam tę katastrofę. Później zamieszkałam u ciotki.
-I cały czas się przeprowadzacie? Czyli nie zostaniesz tu na długo?
-Tak. Odkąd skończyłam sześć lat zmieniamy miejsce zamieszkania średnio co osiem miesięcy jednak ciocia oznajmiła, że prawdopodobnie zostaniemy tu na stałe.
-Mieszkałaś w jakiś wielkich miastach?
-Pewnie, że tak. Paryż, Londyn, Nowy York, Los Angeles, Las Vegas.
-Chciałabym kiedyś pojechać do Las Vegas.-rozmarzyła się Lucy.
-Same Kasyna i Hotele. Bardzo polecam Paryż. Wiele miejsc do zwiedzania, croissanty na śniadanie i Wieża Eiffla. Zakochałam się.-wyznałam.
-A teraz coś od nas.-rzuciła Sky.-W Dolinie Yosemite wszyscy znają wszystkich, dlatego w sobotę zabieramy cię na imprezę zapoznawczą. -wyszczerzyła się do mnie.-Co ty na to?
-Zawsze lubiłam podejmować wyzwania, więc zgoda.
-To wspaniale!-Lucy, aż podskoczyła z radości.-W takim razie w środę idziemy na zakupy!
-Dobra dziewczyny, resztę obgadamy później, bo nie lubię zimnych frytek.
CZYTASZ
Dangerous Secret-We must be together
WerewolfDla siedemnastoletniego Chris'a wilkołaki to codzienność. No ale co się dziwić kiedy jest się alfą jednego z najlepszych stad w Ameryce. Sprawy komplikują się kiedy do Doliny Yosemite wprowadza się nowa rodzina. Chris poznaje Rose i od pie...