Rozdział 2

159 19 0
                                    

Pov.Chris

  -Mówię ci stary. Cały czas to czuję. Jestem tego niemalże pewny.
  -Nawet jej nie znasz. Nie masz zielonego pojęcia kim jest. Masz pewność, że nie jest ze stada Aarona? Wiesz przecież, że ostatnio pojawili się tu jego ludzie.
  -Ona nie jest wilkołakiem.
  -Skąd to wiesz?-spytał Ethan.
  -Nie pachnie jak wilk.
  -Ale nie masz stuprocentowej pewności, że jest twoją mate.
  -Jestem tego pewny!-krzyknąłem wstając z kanapy.-Czułem to! Cały czas to czuję! Wystarczyło, że spojrzałem jej w oczy!
  -Spokojnie stary. Nic na szybko. Pamiętasz Tobiasa? Zakochał się w dziewczynie, którą uważał za swoją mate. I wskoczył na głęboką wodę. Okazała się łowczynią i to w dodatku z narzeczonym. Chłopak o mało nie zginął, a wszystko przez to, że nie dał sobie czasu.
  -Tobias był głupcem.-odpowiedziałem.
  -Był zakochany. Wyjawił łowczyni, że jest wilkołakiem. Proszę cię tylko o to, żebyś dowiedział się kim ona jest zanim będzie za późno.
  -Albo spróbuj najpierw normalnego związku.-rzucił Aiden wchodząc do pokoju.-Nie wyskakuj od razu z tym: "Jesteś moją przeznaczoną, musimy być razem.", a przede wszystkim musisz ją bliżej poznać.
  -W sobotę będzie impreza w "Morp'ie"-dodała Lily wkraczając do pomieszczenia i przytulając się do Aiden'a, swojego przeznaczonego.
  -Niech wam będzie.-rzuciłem zrezygnowany.-Nie powiem jej tego dopóki nie będę miał stuprocentowej pewności. Idziemy jednak na tę imprezę w sobotę.-westchnąłem głośno.-Idę się przejść.
          Zaraz po wyjściu z domu zmieniłem się w wilka. Był wczesny wieczór, więc postanowiłem odwiedzić moje ulubione miejsce. Biegłam przez las, po drodze mijając różne zwierzęta i od czasu do czasu jakiś turystów, lecz w końcu wbiegłem na teren wzbroniony, Kiedy już dobiegłem do klifu, zatrzymałem się na krawędzi lasu. na końcu klifu stała jakaś postać. Zmieniłem się z powrotem w człowieka i wyszedłem z zarośli.
  -Kim jesteś i co tutaj robisz?-spytałem poważnym głosem.
          Osoba odwróciła się przodem do mnie. W oczy od razu rzuciły mi się czekoladowe włosy i pełne, zielone oczy.
  -Rose?-spytałem.
  -Chris?
  -Co tutaj robisz? To teren wzbroniony.
  -Mogłabym cię zapytać o to samo.
  -Wygrałaś.-podniosłem ręce do góry w poddańczym geście, po czym podszedłem do dziewczyny.-Jak tu trafiłaś?
  -Sama nie wiem.-wyznała obejmując się rękoma.-Wyszłam na spacer do lasu i jakoś tu trafiłam.-zaśmiała się.-Nie mam pojęcia jak wrócić do domu, ale nie żałuję.-zadrżała z zimna.
  -Zimno ci.-stwierdziłem.
  -Nie... Jest okej. Naprawdę.
  -Przecież widzę.-powiedziałem zdejmując kurtkę i zakładając jej ją na ramiona.-Nie przyjmuję odmowy.
  -Dzięki.-odrzekła szczelniej owijając się kurtką.-Często tu przychodzisz?
  -Za każdym razem kiedy mam jakiś problem albo muszę coś przemyśleć. Czasami po prostu dla widoków.
  -Są piękne.
  -Tak jak ty.-wypaliłem nieświadomie, a kiedy dotarło do mnie co powiedziałem, spojrzałem na jej twarz. Zarumieniła się. Na szczęście.-Nikt wcześniej ci tego nie mówił?-Chris ogarnij się! Co cię to obchodzi!
  -Miałam wielu adoratorów, ale jeszcze nigdy nie byłam w prawdziwym związku. Wszystko wina przeprowadzek.-jezu ten wodospad chyba ma magiczne moce. Wszystkie inne dziewczyny by mnie spławiły.-Zresztą nie będę cię zanudzać.
  -Nie zanudzasz mnie. Jestem wspaniałym  słuchaczem. -uśmiechnęłam się promiennie. Dziewczyna to odwzajemniła.
  -Może innym razem.-spojrzała na niebo.-Chyba powinnam już wracać.
  -Odprowadzę cię. Myślę, że kiedy wyjdziemy na główną ścieżkę rezerwatu powinnaś wiedzieć, którędy do twojego domu.
  -Rezerwatu?
  -Tak nazywamy Park Narodowy Yosemite. Nikomu nie chce się mówić: "Idę na spacer do Parku Narodowego", więc mówimy "Idę na spacer do rezerwatu".
  -Kreatywnie.
          Szliśmy tak, rozmawiając na przeróżne tematy kiedy nagle Rose potknęła się o wystający korzeń i wylądowałaby z twarzą na podłodze gdybym jej nie złapał.
  -Dziękuję.-powiedziała gdy już stanęła na nogi.
  -Nie ma sprawy.
          Rozejrzała się dookoła.
  -Poznaję to miejsce. Chyba wiem jak stąd wrócić.
  -W takim razie prowadź.
          Do domu dziewczyny doszliśmy po około dwudziestu minutach.
  -Wejdziesz na chwilę? Ciocia zrobi czekoladę.
  -Może innym razem. Jest już dosyć późno. Powinienem już wracać do domu.
  -A tak, jasne.
  -Do zobaczenia Rose.
  -Do zobaczenia.-powiedziałem i ruszyłem ulicą. Nie skierowałem się jednak do domu watahy tylko skręciłem w las i jako wilk ruszyłem pod dom Rose. Siedziałem tam dopóki nie położyła się spać. Zawyłem i wróciłem do domu.

Dangerous Secret-We must be togetherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz