4.

412 25 3
                                    

Otworzyłem leniwie oczy. Był już ranek, a wczoraj Kevin wrócił do domu zaraz po tym jak odprowadził mnie do mojego. Znał mnie dobrze i prawdopodobnie, gdyby nie było go w drodze powrotnej, zrobiłbym coś głupiego pod wpływem nerwów, bo do samej chwili, kiedy opadłem na łóżko, czułem w mojej krwi przepływającą adrenalinę. Sam nie wiem, jak wtedy, na imprezie, Kevinowi udało się mnie uspokoić.

Podniosłem się z łóżka. Zobaczyłem małą plamę zaschniętej i skruszonej, szkarłatnej krwi na poduszce. Rana z rozciętej brwi i czoła zaschła już w drodze powrotnej, ale w nocy musiałem o nią zahaczyć paznokciem. Godzina 10:00. Skierowałem się do mojej łazienki naprzeciwko mojego pokoju. Spojrzałem w lustro. Pod oczami dało się zobaczyć wyraźnie zarysowane worki, jedno z nich było delikatnie przekrwione. Dojrzałem jeszcze jedno rozcięcie tuż przy kąciku ust. Obok obojczyków niebiesko-żółte 2 dość spore siniaki. Oparłem się z gniewem o umywalkę i głęboko westchnąłem.

*

'Wyszłam do pracy, wrócę tak jak zwykle, nie było cię, jak wróciłam do domu, pewnie poszedłeś gdzieś z tym Kevinem. Obiad jest w lodówce. Katherine' – czytałem powoli starannie napisaną karteczkę, pozostawioną w salonie na szklanym stoliku. 'Nawet jej pismo było idealne'-pomyślałem i parsknąłem w duchu. Wszedłem do kuchni by przygotować sobie śniadanie. Podniosłem brwi i stanąłem w miejscu, kiedy zobaczyłem jasną blondynkę czyszczącą blat.

- Oczywiście, że to ty... - mruknąłem kierując się w stronę lodówki

Dziewczyna odwróciła się. Jej skóra wydała się bledsza niż zwykle, a wielkie, błękitne oczy lekko podkrążone.

- Czy ty kiedykolwiek zakładasz koszulki? – zapytała wskazując wolną ręką na moją sylwetkę. Westchnęła, kontynuują czyszczenie blatu.

- Czy ty kiedykolwiek zamykasz buzie? – odpowiedziałem, przedrzeźniając ją. Nie miałem ochoty na takie dyskusje. Nigdy nie przywyknę do tego, że ona tu pracuje. Wiem, że przedstawiała mi się kiedyś, ale kompletnie wyleciało mi z głowy jej imię. Zresztą, to nie miało znaczenia, dopóki w tym domu była tylko jakąś sprzątaczką.

Usiadłem przy wysepce z gotowym śniadaniem. Oparłem łokieć, a dłonią przytrzymywałem zaspaną twarz.
Dziewczyna za chwilę skończyła, i wytarła ręce o swój biały fartuszek zamieszczony z przodu czarnej, skromnej sukienki. Nie za bardzo zwróciłem na nią uwagę, lecz kiedy przechodziła koło mnie, czułem na sobie jej wzrok.

- Panie Raeken, przepraszam ale...

Podniosłem głowę. Jej oczy powiększyły się w przerażeniu.

- O mój Boże... - ledwo wydusiła. – Pana twarz, ma pan krwawiące rany.

- Co do...- nie wiedziałem o co jej chodzi, więc moja ręka szybko powędrowała do rany na brwi. Spojrzałem na palce i zobaczyłem mnóstwo krwi. Drugą ręką sprawdziłem usta. Również między palcami skapywała szkarłatna ciecz.

– Cholera!- krzyknąłem w złości, wstałem od blatu, a blondynka natychmiast podbiegła do mnie i przytrzymywała moje łokcie. Co z tą dziewczyną jest nie tak? Była dziwna, to pewne. Zwracała się do mnie per pan, nie miałem pojęcia dlaczego. Wyglądała na taką w moim wieku. A ja byłem smarkaczem z dopiero co skończoną szkołą średnią. Odsunąłem się od niej.

- Trzeba te rany opatrzeć inaczej ciągle będą krwawić. Są dość głębokie, nie obejdzie się raczej bez szwów, kilka na jedną, co naj mniej. – powiedziała delikatnie widząc, że nie chętnie przyjmuję od niej pomoc.

- A ty skąd możesz to wiedzieć? – zapytałem i czułem jak serce mocno uderza w moje żebra, jakby chciało uciec z tego więzienia.

- Umie pan zakładać opatrunki jałowe? – odpowiedziała pytaniem na pytanie, co tylko bardziej mnie rozzłościło.

- Co jest z tobą, dziewczyno?! Nie znam cię, jesteś sprzątaczką w moim domu, a wtrącasz się we wszystko, co robię. Zwracasz się do mnie na 'pan' mimo to, że jestem w twoim wieku?! To że Katherine cię tu zatrudniła nie znaczy, że masz ingerować w moje życie. Po prostu się odpieprz!- wykrzyczałem przytrzymując ręką krwawiącą ranę z czoła. Z ust natomiast ciecz spływała mi prosto na posiniaczone obojczyki. Dziewczyna wpatrywała się w lekkim szoku na moją poharataną, wściekłą twarz. Jej wyraz zmienił się jednak zaraz po tym, jak skończyłem swoją wypowiedź.
- Zamkniesz się w końcu i pozwolisz mi opatrzeć twoje rany? – widziałem, że powoli ona również zaczyna się denerwować. Co do cholery?

Siedziałem na szafce kuchennej w milczeniu, podczas gdy dziewczyna wróciła z mokrym gazikiem, kilkoma suchymi, opatrunkiem jałowym i plastrami, by móc go przykleić. Położyła je obok mnie. Czułem się dziwnie, wędrując wzrokiem po suficie, ścianach, meblach, kątem oka widziałam, że mocno skupia się na swojej pracy, kiedy do twarzy przykłada mi mokry gazik i obmywa najpierw ranę na czole i brwi. Posykiwałem od czasu do czasu, kiedy przycisnęła mocniej, bo okazało się, że był namoczony wodą utlenioną. Nie darowała sobie uwagi, że zachowuję się jak dziecko, kiedy zabrała się do rany koło ust.

 - Gotowe.- odpowiedziała, kiedy chusteczką wytarła mi plamę krwi na klatce piersiowej. – Na te siniaki powinieneś przyłożyć coś zimnego, żeby szybciej zeszły. Musiałeś nieźle oberwać... - mówiła, jakby dobrze wiedziała, skąd są te wszystkie szramy. Wyciągnęła z lodówki zamrożoną puszkę kukurydzy i podała mi. – To powinno być w porządku.

Już miała wychodzić, kiedy zeskoczyłem z blatu kuchennego.
- Dziękuję..e..- urwałem bo nie zapamiętałem chwili, kiedy mi się przedstawiała. Zrobiło mi się dziwnie głupio.
-Mia. – powiedziała krótko.
- Theo.–odpowiedziałem, bo zdałem sobie sprawę, że jeszcze nigdy nie powiedziałem jej swojego imienia.
Uśmiechnęła się smutno i wyszła z kuchni, wycierając swoje ręce o ten głupi, biały fartuch.

___

Zostaw gwiazdkę lub komentarz, będę naprawdę mega wdzięczna :)

peraline x

Dziewczyna z mojego domu (Theo Raeken)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz