Wstałam o 6.00 i postanowiłam się ogarnąć w miarę moich możliwości na tą godzinę...
Muszę przyznać, że jestem zadowolona z siebie, bo nie zasnęłam myjąc zęby - co mogłoby odnieść fatalny skutek...
Odniosłam wrażenie, że to dlatego, że nie jestem przyzwyczajona do 'wczesnego' wstawania...
Zniosłam na dół moją walizkę, torbę, plecak i jeszcze jedną torbę, i ustawiłam wszystko w rządku przed drzwiami wejściowymi.
Sama poszłam obudzić Antonię, żeby się z nią pożegnać. Tak, tylko Antonii nie budził płacz dziecka...
-Antua...!! Wstawaj! - Klepałam ją po policzku i ciągnęłam za włosy.
-Hmm..? -mruknęła z pod spuszczonych powiek.
-Obudź się i pożegnaj ze mną! Zaraz wyjeżdżam..- rzekłam z szerokim uśmiechem.
-Aha..- otwarła oczy -to pa! - przytulila mnie i dała całusa. - Teraz daj mi..-zanim skończyła mówić rozległ się straszny huk i głośny rozpaczliwy jęk! Co to mogło być?
Zdenerwowana zbiegłam na dół i.. zobaczyłam Miłosza leżącego na ziemi między moimi poprzewracanymi bagażami.
Więc, teraz wiem, że popełniłam błąd stawiając je tam, bo Miłosz złamał nogę - jak się później okazało...
Nasz wyjazd trochę się opoźnił, właściwie to o całe dwa dni, bo biedak musiał dojść do siebie po tym "szoku".
Po za tym nie mógł prowadzić z nogą w gipsie, więc ja się zaoferowalam zawieść nas do Poznania, jednak nie wiem dlaczego ten pomysł spotkał się z licznymi prostestami ze strony Miłosza, mamy i Alana...
Mimo wszystko "wygrałam", bo tydzień później (Tak pięć dni trwały narady) odpaliłam skodę Fabię i wyjechałam "Do mojego nowego życia".