-Gdzie byłeś?- zapytałam, patrząc na narzeczonego, który znowu wrócił późno.
Miałam tego dość. Jego humorki doprowadzały mnie do szału. Dzisiaj był kolejny dzień, kiedy nie wrócił z pracy o normalnej porze. O normalnej porze, czyli o siedemnastej. Była dwudziesta pierwsza.
-Nie Twój interes.- powiedział niemiło, znikając za drzwiami łazienki. Nie miałam ochoty płakać, ale łzy same cisnęły mi się do oczu.
Założyłam kurtkę, nie przejmując się tym, że byłam w piżamie, wyszłam z domu i już nie panowałam nad łzami.
Był środek zimy, a chłodne powietrze owiewało moje ledwo okryte ciało. Było cholernie zimno, ale dla mnie lepsze było to, niż cholerne odrzucenie. Poszłam w dobrze znane mi miejsce, gdzie kiedyś przychodziłam z nim.
Z miłością mojego życia, która powoli wygasała.