Tego dnia zostałam w domu, by zaopiekować się Dorian'em. Przyszedł do domu o szóstej nad ranem z jakąś nastolatką, która bez słowa uciekła.
Pierwsze, co zrobiłam, to duży garnek gorącej herbaty z miodem i cytryną, talerz kanapek oraz przygotowałam tabletki na ból głowy.
Zaniosłam wszystko do sypialni, a następnie pomogłam rozebrać ubrania mojemu narzeczonemu, by został w samych bokserkach, by następnie ubrać go w puszyste skarpety, dresy i ciepłą, puchatą bluzę. Ze schowka przyniosłam dwie farelki, podłączyłam je do prądu i ustawiłam je na mężczyznę, po czym to samo zrobiłam z suszarką do włosów, ustawiając na największe ciepło, by jakoś ogrzać jego ciało.
Wzięłam z szafki nocnej chusteczki nawilżane, by przetrzeć jego brudne dłonie oraz twarz. Wyglądał strasznie, był zamarznięty na kość i zaspany, a na dodatek cuchnęło od niego wódką.
Wyrzuciłam chusteczki i po drodze z łazienki przyniosłam miskę, gdyby coś poszło nie tak i zwymiotowałby. Słyszałam, jak zgrzyta zębami, dlatego poszłam do pokoju gościnnego i przyniosłam jeszcze jedną puszystą kołdrę, by go nią opleść. Ułożyłam swoją poduszkę bliżej niego. Pomogłam mu się napić, po czym odłożyłam kubek na szafkę nocną i podałam mu kanapkę z szynką.
Zjadł, po czym przełknął tabletki przeciwbólowe, wypił kolejny kubek herbaty i opadł na poduszki. Przykleiłam się do jego ciała, kładąc głowę na jego klatce piersiowej, splątałam nasze nogi i starałam się go również ogrzać jakoś swoim własnym ciepłem. Mężczyzna objął mnie zimnym ramieniem, zapraszając mnie pod dwie kołdry i koc, którymi chwilę później oboje byliśmy okryci.
Obudziłam się dwie godziny później, słysząc dźwięk charakterystycznego dla iphone'a dzwonienia. Spojrzałam na swój telefon, ale to nie on dzwonił, a telefon Dorian'a. Westchnęłam, widząc na wyświetlaczu nazwisko jego szefa i odebrałam.
-Jesteś spóźniony już godzinę, Bowers.
A gdzie dzień dobry? Ałć.
-Przepraszam, ale niestety Dorian dzisiaj nie przyjdzie do pracy.- powiedziałam zaspanym głosem.
-Jakiś szczególny powód?
-Tak, zachorował.- przymknęłam oko na moje lekkie kłamstewko.
-W takim razie życzę szybkiego powrotu do zdrowia dla męża, pani Browers.
-Wright.- poprawiłam mężczyznę.
-Słucham?- zapytał jakby zbity z tropu.
-Do usłyszenia.- odpowiedziałam i rozłączyłam się, głośno wzdychając.
Byłam niewyspana, głodna i miałam dziwne uczucie w buzi, jakbym miała zaraz zwymiotować. Co najlepsze, takie uczucie towarzyszyło mi już od kilku dni, ale odbieram to na znak tego, że miałam po prostu dość wszystkiego, co związane jest z tym całym ślubem.
Położyłam się znowu na poduszkach i próbowałam miarowo oddychać, ale szybko się podniosłam, łokieć wcisnęłam w brzuch Dorian'a, żeby chwycić wiadro i zwymiotowałam do niego.
-Li?- zapytał Dorian zachrypniętym głosem, podnosząc głowę.- Wszystko dobrze?
-Mhm.- mruknęłam, zabierając biały plastik do łazienki ze zniesmaczoną miną. Całą jego zawartość spłukałam w toalecie i wymyłam wiadro, po czym wyszczotkowałam zęby i przepłukałam usta miętowym płynem.
Położyłam się z powrotem na łóżku i wlepiłam wzrok w sufit.
To, że wymiotowałam, wcale mi się nie podobało. Zaczęłam w myślach wyliczać sobie dni i z przerażeniem odkryłam, że moje comiesięczne krwawienie miało nastąpić tydzień temu.