1. Decyzję, które ciągnął człowieka w przepaść

322 16 15
                                    

Co będzie jeśli skocze? Jeśli skończę to, w czym trwałem tyle lat?

Myślałeś kiedyś, żeby wszystko zostawić? Uciec od problemów i opuścić swoich bliskich? By uwolnić świat od jednego, złego człowieka?

Stałem na Millenium Bridge, patrząc na tafle wody, w której odbijały się zniekształcone kontury srebrnego księżyca. Niebo spowiła ciemna poświata, a ja stałem samotnie na moście w centrum Londynu, rozmyślając o wszystkim – od dnia moich narodzin, aż po dzień dzisiejszy, który nie należał do najprzyjemniejszych. Zastanawiałem się nad swoim sensem istnienia. Nad swoim szczęściem w nieszczęściu. Przez kilka lat zmierzałem na szczyt, dokonując wiele w tak krótkim czasie. Ale wystarczył jeden impuls, jeden bodziec, bym stracił wiarę w swoje siły.

Patrzyłem na spokojną wędrówkę wody, która w pewien sposób uspokajała moje nerwy, ale nie złe myśli. Czasem człowiek potrzebował chwili wytchnienia, by zastanowić się nad pewnymi sprawami i dojść do wniosku, że wszystko to, co nas otaczało było jedną wielką kolejką górską, która co jakiś czas psuła się i przestawała działać. Zupełnie jak ja. Jakby pewne moje części ciała, wypaliły się i przestały pracować. Kiedyś miałem wszystko – rodzinę, wiernych przyjaciół, a nawet kochającą narzeczoną, która przy najbliższej okazji zostawiła mnie, twierdząc, że nasza miłość nigdy nie opierała się na prawdziwym uczuciu. Teraz, pozostałem sam ze swoimi lękami i niechcianą depresją, stojąc na moście i zastanawiając się, co dalej zrobić.

W oddali widziałem tętniące życiem miasto. Jego piękną i tajemniczą poświatę. Słyszałem cichy szum pojedynczych aut. Gdzieś tam w oddali, znajdował się mój dom z kilkoma gustownymi pokojami i najbardziej uporządkowanym ogrodem w całej okolicy. Z licznymi sportowymi samochodami i innymi drogimi sprzętami. Ale po co było mi to wszystko, skoro byłem sam, nie mając nikogo bliskiego u swojego boku. Otoczony z każdej strony tylko przez przepych i doskonałość. Na nic są pieniądze, kiedy nie masz obok siebie drugiej osoby, z którą mógłbyś dzielić się swoim szczęściem. Doskonale o tym wiedziałem.

Co by było, gdybym skoczył? Gdybym zakończył drogę swego życia?

Od kilku minut myślałem nad takim rozwiązaniem. By uciec. By zniknąć. Może los chciał mojej zguby? Może tylko tyle powinienem wymagać od życia – samotności i bólu?

Dokładnie analizowałem każdy szczegół, który spotkał mnie przez dwadzieścia pięć lat życia.Najdrobniejszą radość i kilka chwil załamania. Pamiętałem twarze swoich przyjaciół. Ich uśmiechy i wesoły błysk w oczach. Ale wystarczył jeden głupi krok, by spotkać się z niezrozumieniem i pogardą całego świata. Wystarczyła tylko jedna drobnostka, by utracić cząstkę siebie, która uparcie walczyła z przeciwnościami losu. Kochałem śpiewać. Kochałem chłopaków z zespołu jak braci, ale pewnego dnia nadszedł ten czas, by przeciąć cienką linę i stanąć na własne nogi. Pewnego razu tak postąpiłem, a konsekwencje mojej decyzji były ogromne i wyniszczające przez tak długi czas. Czułem się osaczony przez ludzi. Przez ich osądzające spojrzenia i złe szepty, docierające do moich uszu. Ale wystarczył jeden mały krok w stronę przepaści, by to wszystko zakończyć. By uwolnić świat od człowieka, który przez ostatni czas stracił wiarę w cokolwiek.

Skoczę, pozostawiając po sobie tylko ślad złych wspomnień.

Nie myślałem nad tym co robię. Po prostu odbiłem się dłońmi od metalowej barierki, tracąc grunt pod stopami i spadając w nicość. Moje ciało opatulił chłodny powiew wiatru, muskając rozgrzane policzki i targając włosy na każdą stronę. W myślach liczyłem czas, który dłużył się niemiłosiernie. Jakby skok z wysokości mógłby trwać wiecznie. Ale kiedy czubkami palców dotknąłem zimną tafle wody, a przez ciało przebiegł dziwny dreszcz w akompaniamencie cichego pluśnięcia, czułem niewyobrażalną ulgę. Pustkę, która ogarnęła mnie całego.

Ciemność naparła na mnie z całą swą mocą i tym samym nie mogłem ocenić, gdzie konkretnie się znajdowałem - bliżej powierzchni, a może bliżej dna. Mokra ciecz opatuliła ciało, rozmazując obraz przed moim wzrokiem. Dostawała się powoli do płuc, w których z każdą chwilą, czułem coraz większy ogień i ból, utrudniający oddychanie. Głowa pulsowała w nieodgadnionym rytmie, a serce stopniowo zamierało, kończąc swoją pracę. Bezwładnie ręce unosiły się po moich bokach, jakby w niemym krzyku i ostatkiem sił, prosiły o jakąkolwiek walkę ku powierzchni.

Mówi się, że chwilę przed śmiercią przychodzą do nas najpiękniejsze sceny z życia. Ja nie widziałem nic. Żadnych przebłysków. Żadnego blasku jasnego światła. Nic. Tylko ciemność, która otaczała mnie z każdej strony, jak szczelne kraty, trzymające swoich więźniów przed ewentualną ucieczką. Z uczuciami było podobnie. Nie czułem nic. Poza pustką i spokojem. Jakby moje serce zgodziło się z moją decyzją, powoli przestając bić w piersi.

Nastał czas, kiedy uwolniłem się od swego zepsutego ciała. Spojrzałem z pogardą na mężczyznę, który przez dwadzieścia pięć długich lat, był mną. Widziałem jego bladą twarz z zarysowanymi kośćmi policzkowymi. Widziałem zamknięte powieki i sine usta, ułożone w wąską kreskę. Włosy, które wędrowały po wodzie, tworząc swego rodzaju aureole wokół jego głowy, choć nigdy nie należał do grona świętych osób.

A potem nastała nicość, by po chwili z znikąd, pojawiła się oślepiająca poświata, która pochłonęła mnie całą sobą. Nie widziałem już nic. Żadne myśli nie dosięgały mojego umysłu, a żadne emocje nie miały wstępu do serca, którego już nie miałem. Porzuciłem je wraz z momentem, kiedy opuszczałem ciało mężczyzny, w którym tyle lat mieszkałem. Który był dla mnie obcy i odległy każdego dnia wędrówki po krętych drogach, zwanych życiem.

Skoczyłem, uwalniając świat od kolejnej zagubionej duszy. Pozostawiając wszystko co posiadałem i usilnie pragnąłem. Wyrzekając się szczęścia i wieczności, idąc w kierunku zagłady. Myśląc, że śmierć to jedna, jedyna słuszna decyzja i ucieczka od problemów. Będąc w przeświadczeniu, że po drugiej stronie będzie lepiej i bezpieczniej. Ale kiedy człowiek próbuje walczyć z losem, przegrywa na starcie. Bo samobójstwo było najgorszą rzeczą, jaką mogłem zrobić. Dopiero po czasie zrozumiałem swój nieodwracalny błąd.









______________________________________________________

Pragnę podziękować jeszcze raz wspaniałej oneyellowbee, która wykonała dla mnie cudowną okładkę. Z całego serca bardzo Ci dziękuje xx.

Mam nadzieję, że kogoś zaciekawił powyższy rozdział. Długo zastanawiałam się, czy podzielić się z Wami swoją pracą. I przyszedł taki dzień. Postanowiłam zaryzykować i poznać Waszą opinię ;).

Buziaki xx.
Kira.

Utracone koloryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz