2. Pewna propozycja

180 11 0
                                    

Otworzyłem oczy. Nerwowym ruchem rozejrzałem się po okolicy. Z każdej strony otaczała mnie jasna poświata. Łuna światła, która dodawała łagodności temu miejscu. A było ono zdecydowanie piękne, bajkowe i malownicze. Stałem na szczycie wzgórza. Ale nie byle jakiego, bo stojąc właśnie tam, miałem widok na cały świat. Widziałem każdy szczegół, poczynając od ruchliwych ulic i pojedynczych żywych istot, zajętych tylko i wyłącznie swoimi sprawami, wieżowców i ich pracowników, wykonując zawzięcie przydzielone im zajęcia w środku budynku, po samotnych ludzi, zaszytych w czterech ponurych ścianach. Jakby gruba faktura muru nie była problemem. Wszystko, co zapragnąłem dostrzec, w ułamku sekundy stawało przed moim wzrokiem. Nic nie mogło mi umknąć. To było niesamowite, a zarazem przerażające i przytłaczające. A kiedy spoglądałem na dwójkę kłócących się ludzi, szczelnie zamkniętych w jednym z licznych pokoi, które mogłem oglądać, ogarniało mnie dziwne uczucie. Wręcz nie do opisania. Coś na granicy bólu i fali paniki, ale dużo silniejsze niż te, które zapamiętałem za życia na ziemi.

Obok miejsca, w którym stałem, znajdowały się białe róże, ozdobione zielonymi liśćmi, wyrastające z licznych krzewów. Ich łodygi scalone były z ostrymi kolcami, chroniącymi je przed potencjalnymi intruzami. Nie wiedzieć skąd, poczułem chęć zerwania jednego z niesamowitych pąków. Podszedłem powolnym krokiem do rośliny. Przez chwilę chłonąłem jej piękno i kojący aromat. A był on cudowny. Zapach domu, stabilności i spokoju. Choć dziwnie to brzmiało, to właśnie takie obrazy przychodziły mi na myśl, kiedy wąchałem zapach białych róż.

Wyciągnąłem swoją dłoń w stronę krzewu, chcąc zerwać jedną z tych nieziemskich roślin, ale kiedy już miałem dotknąć jej delikatnej faktury, usłyszałem trzepot ciężkich skrzydeł i powiew chłodnego wiatru, więc w pośpiechu cofnąłem pragnienia na dalszy plan, oddalając rękę od róży. Obróciłem się szukając kogoś lub coś, co wywołało dziwny hałas. Jednak mój wzrok został oślepiony przez bardzo jasny blask światła, który wręcz sprawiał mi ból. Mocno zacisnąłem powieki, ale to nic nie pomogło. Nadal czułem to okropne uczucie.

- Nikt nie ma prawa dotykać Białych Krzewów. Szczególnie ci upadli. - Usłyszałem głęboki i melodyjny głos, który uratował mnie od przeraźliwego bólu. Czułem wielką ulgę, z czego byłem wdzięczny tej dziwnej istocie, która stała na przeciw mnie. Postać otoczona była łuną światła, a z jej pleców wychodziły wielkie skrzydła, składające się z licznych, miękkich i białych piór. Ubrana była w jasną szatę od ramion w dół. Kosmyki jej blond włosów, opadały bezwładnie po bokach. Nie mogłem rozpoznać, czy ta istota to mężczyzna czy kobieta. Zdecydowanie była to postać magiczna i niezwykła. Czułem, jak biła od niej wielka i potężna moc, której strasznie się obawiałem, choć dokładnie nie wiedziałem, co potęgowało moje przerażenie.

- Ja... przepraszam. Nie wiedziałem. - wyjąkałem tylko na swoje usprawiedliwienie, wbijając wzrok w zieloną trawę, rosnącą tuż przy moich nagich stopach.

- Nawet po śmierci, nie możecie oddalić od siebie zgubnych pragnień. - ponownie odezwała się istota, robiąc kilka kroków w moją stronę i zrównując swoją sylwetkę z moją. Staliśmy tak w ramię w ramię na malowniczym wzgórzu, spoglądając w ciszy na cały świat. - Dobrze przyjrzyj się tym obrazom. - Po dłuższej chwili rozległ się głęboki głos magicznej istoty. - To wszystko kiedyś zniknie. Przeminie, nie pozostawiając po sobie nic. Tylko pustą przestrzeń.

- Ale... jak się to dokona. Kiedy? Dlaczego? - Nic z tego nie rozumiałem. Świat był tak wielki, wręcz ogromny i niby jak miał zniknąć. Nie mógł przecież rozpłynąć się w powietrzu. To było niemożliwe.

Cichy śmiech dobiegł do mojego słuchu. Kątem oka widziałem, jak ramiona postaci lekko drgają, a jej skrzydła falowały na wietrze, jakby ich ciężar był niewielki, niczym garstka puchu.

Utracone koloryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz