19

511 48 6
                                    

*MARK POV*
Rano obudził mnie Kookie. Powiedział,że mam zejść na śniadanie. Najlepiej zostałbym pod kołdrą do końca życia, ale cóż.
Gdy ogarnąłem się, to mogłem już wyjść. Ubrałem dżinsowe spodenki i koszulkę. Czyli zwyczajnie.

Na dole byli już wszyscy a Buffy robił śniadanie.

- Dzień dobry- mruknąłem niemrawo i usiadłem przy stole.

-Bry- odpowiedział domownik jakoś amutnawo. No ale w końcu jego przyjaciel... uhh..

- Hej Buff!- podniosłem wzrok na V i przed chwila wspomnianego. Mój przyjaciel szczerzył się do tego drugiego.

-Hej- Buffy również uśmiechnął się do V. Hmmm...

- Co dziś serwujesz szefunciu? - no tak, pospolity V- jedzeniowciągator. Poklepał się jeszcze po brzuchu jak Kubuś Puchatek.

- Naleśniki. Mogą być ?

- Cokolwiek. Jestem głodny i zdenerwowany. Martwię się za nas obu więc odpocznij trochę Markie. - uśmiechnął się do mnie i krótko przytulił. Ach ten V- głupi, dziwny.. Ale najlepszy przyjaciel pod słońcem!

*V POV*

Byliśmy wszyscy w kuchni. Buffy robił nam na śniadanie naleśniki. Mniam mniam!
Nagle jego telefon zaczął dzwonić. Chłopak przeklnął pod nosem,ale ja byłem na tyle blisko by usłyszeć.
Nie odebrał połączenia tylko je zignorował i napisał coś- pewnie wiadomość.

- Coś się stało? - zapytałem. Był serio przerażony,wiec coś musi być na rzeczy.

- Nic- odpowiedział za szybko i za krótko. Kłamie.
Zmarszczyłem na niego brwi ale nie kontynuowałem tematu.

- Śniadanie gotowe! Jedzcie!

Wszyscy wiec usiedli przy stole.

- Smacznego- Powiedział cicho Mark. Odpowiedzieliśmy mu tym samym. Martwię się o mojego Hyunga. Jest w złym stanie...
Wszyscy zabrali się za jedzenie oprócz Buffyiego. Pisze tylko coś w telefonie.

Zajrzałem mu przez ramię,gdyż siedziałem obok niego. Pisze z jakimś Chenem.... znajomo brzmi... ale nieważne. On się temu kolesiowi tłumaczy.. jeny to kto to musi być?
Widać ze chłopak jest zdenerwowany wiec Poklepałem go po ramieniu. Ten jednak tak mocno się wzdrygnął, że mogę powiedzieć że skoczył na siedząco. Spojrzał na mnie.

- Spokojnie- szepnąłem.

- Wystraszyłeś mnie- odpowiedział mi równie cicho.

-Przepraszam.

Reszta posiłku minęła w ciszy. Gdy już się ubraliśmy i posprzątaliśmy mogliśmy wychodzić. Szedłem zaraz za Markiem i Kookiem.

- V!- usłyszałem głos Buffyiego. Stał jeszcze w drzwiach. Podszedłem więc do niego.

- Tak?

- Nie mów nic Markowi- szepnął. Zmarszczyłem brwi...

- Czego?- również szeptałem.

-To co widziałeś przy śniadaniu. Starczy mu i tak stresu.

- Nie masz się i co martwić - powiedziałem juz trochę głośniej.

-Dzięki. A! I jeszcze jedno!

- Słucham?

- Usiądziesz ze mną z przodu? Jesteś dla mnie jak brat i dzięki temu mniej się stresuje- podrapał się po karku.

- Oczywiście!- wyszczerzyłem się.

- Dzięki.

- Nie ma sprawy- machnąłem ręką- jedźmy juz.

Markson KakaoTalkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz