#1#

1.3K 93 16
                                    

Jak bardzo ludzie potrafią być zabawni, gdy chodzi o pogrzeby?

Chyba bardziej niż klauni podczas występu.

Siedzą i wpatrują się w ciebie jak w obrazek i wyczekują, kiedy się rozpłaczesz... Ludzie są żałośni.

'Niall, tak bardzo ci współczuję'

'będzie nam go brakowało'

Tak, tak oczywiście... tylko ciekawe kiedy ostatni raz go widzieliście?! Niektórzy ludzie naprawdę są beznadziejni. Mówią rzeczy, które i tak są jak mgła, kiedyś się rozpłyną.

Rozejrzałem się po tych wszystkich ludziach, którzy nosili miano rodziny Liam'a i jego przyjaciół. Po żadnym z nich nie było widać choć grama bólu spowodowanego śmiercią Li. No tak nagła śmierć, nikt jeszcze nie zdążył tego przetrawić... śmiech na sali!!

Dobra była jedna osoba, która wyglądała jakby właśnie przechodziła załamanie psychiczne, był nią Zayn. Kuzyn Liam'a siedział na fortepianie. Miał zwieszoną głowę i nie przejmował się tym, że wszyscy na niego krzywo patrzą. Taki właśnie był Zayn Malik. Miał wszystko i wszystkich w dupie. Cały on i za to właśnie go kochałem.

Był moim najlepszym przyjacielem... kochałem się w nim od kiedy go pierwszy raz zobaczyłem, ale Zee lubił kobiety i to z nimi się spotykał.

Kiedy Zu zaczął się spotykać z Perry, ja związałem się z jego kuzynem. Wszystko układało się dobrze. Miałem go przy sobie i mogłem do niego wzdychać z ukrycia. Nie to, że nie kochałem Liam'a... ale to nie było to samo uczucie, które czułem przy Zee.

Nasze życie toczyło się w harmonii przez rok, później nagle wszystko się skończyło. Zee przestał utrzymywać z nami kontakt i przepadł jak kamień w wodę.

Teraz widziałem go pierwszy raz od dwóch lat. Czułem gromadzący się we mnie gniew. Wszyscy w jakimś stopniu mnie denerwowali, ale to on budził we mnie chęć mordu. Jak mógł się tu tak po prostu pojawić i zachowywać się jakby mnie tu nie było. Parszywy dupek.

Zacisnąłem dłonie w pieści. Musiałem wyjść z salonu... musiałem wyjść z miejsca, gdzie jest więcej sztuczności niż w fabryce manekinów.

Najgorsze było to, że nie mogłem wyjść. Wszyscy pewnie by stwierdzili, że się załamałem czy coś... śmierć Liam'a wcale mnie nie złamała, a raczej zezłościła. Nie czułem rozpaczy... czułem się pusty, oszukany i wkurwiony.

Jak to można nie powiedzieć ukochanej osobie o tym, że się choruje i długo nie pożyje?! Jak ja musiałem być tak tępy, skoro nie zauważyłem co się dzieje?! Jestem takim idiotą!

Tylko z drugiej strony zastanawiałem się jak to jest...wiedzieć, że śmierć jest blisko. Jakie to jest uczucie, gdy wiesz, że dużo ci nie pozostało?

Nagle drzwi domu otwierają się na całą szerokość. Mój brat przeskandował cały salon, aby ulokować swój wzrok na mnie. Był smutny, przez co zachciało mi się płakać. Cholera, nie rozklejaj się Ni!

Poczułem nagle ten cały ciężar związany ze śmiercią ukochanego. Jakaś pustka ogarnęła moje serce. Nieprzyjemne uczucie zagościło w moim ciele. Byłem bliski rozpaczy.

On nie żyje... on naprawdę nie żyje! Upadłbym jakby nie Hazz...

-Nini... -zostałem zakleszczony w twardych ramionach Harry'ego -przepraszam... powinienem być tu już trzy dni temu -wyszeptał

-daj spokój -mówię spokojnie, choć jestem już na granicy rozpaczy.

-dlaczego nie powiedziałeś mi, że Liam choruje? -no właśnie, dobre pytanie. Też bym chciał znać na to odpowiedź.

Nagle cała rozpacz ulatnia się ze mnie, zastępuje ją złość. Mam ochotę wygrzebać Liam'a spod ziemi i go udusić. Pewnie i tak to by nic nie dało, ale może wylądowałbym się na nim.

-pogadamy o tym później... -zbyłem brata, bo jak miałem powiedzieć Harry'emu przy tych wszystkich ludziach, że ja też nie miałem zielonego pojęcia o chorobie Liam'a? Jak mogłem powiedzieć mu, że przez ostatni rok byłem oszukiwany?!

Harry pokiwał głową i odszedł przywitać się z resztą. Przy Zayn'ie zatrzymał się na dłużej. Obserwowałem tych dwoje. Rozmawiali ze sobą, jakby byli najlepszymi przyjaciółmi. Nigdy przecież się nie lubili.

Oparłem się o ścianę i przemierzyłem celem pomieszczenie wzrokiem. Miałem ochotę wyrzucić tych wszystkich ludzi z mojego domu. Ileż można do jasnej cholery?!

Kiedy po godzinie zaczęli wychodzić, byłem wniebowzięty. Musiałem jeszcze oczywiście wysłuchać tkliwych współczujących słówek. Rzygać się chciało.

Ostatni wychodził Zayn. Stanął naprzeciwko mnie. Miałem nadzieję, że coś powie. Nie odezwał się do mnie przez ten cały czas odkąd tu się pojawił. Patrzał na mnie tymi swoimi ciemnymi czekoladowymi oczami, a jego mina nie mówiła nic. Staliśmy i wpatrywaliśmy się w siebie. Nagle Zee przytulił się do mnie, a ja poczułem, że coś mnie ściska od środka. Poczułem łzy pod powiekami. Przy nim poczułem się jakbym był w domu. Jakby to co się działo od naszego ostatniego spotkania, nie istniało.

Matko... kochałem go tak bardzo. Może to dziwne, że myślę o tym w dniu pogrzebu mojego narzeczonego, ale cholera... brakowało mi go przez ostatnie dwa lata.

-przepraszam... -szept Zayn'a sprowadza mnie na ziemię. Nie wiem co mam powiedzieć. Stoję jak słup soli, a Zee po prostu się odsuwa i wychodzi z domu. Ogarnia mnie złość. Krew zaczęła się we mnie gotować. Wziąłem kilka głębokich oddechów i krzyknąłem za nim.

-tylko tyle masz mi do powiedzenia, ty parszywy dupku! -zero reakcji z jego strony dolało oliwy do ognia -odwróć się palancie, kiedy do ciebie mówię! -wszyscy na mnie spojrzeli oprócz Zayn'a. Rodzina mojego ukochanego stała i przyglądała się tej całej szopce. Tylko Zayn nawet na chwilę się nie odwrócił. Chciałem wyjść i mu wypieprzyć w twarz...

Hazz w ostatniej chwili złapał mnie za nadgarstek i zatrzymał. Przez co zobaczyłem jak tylko Zee wsiada do auta i odjeżdża. Na tyle widzieliśmy Zayn'a Malik'a.

Wszyscy mnie opuszczają.

sorry ||Niam • Ziall✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz