Minął dzień, dwa, tydzień... Leżałem w łóżku w swoim pokoju i wypłakiwałem kolejne litry łez. Zdałem sobie przez ten czas sprawę, że coś było ze mną nie tak. Wcześniej nie uważałem, iż Ushijima był dla mnie kimś więcej, lecz okazało się inaczej. Ponieważ tylko z nim chciałem mieć tego typu relację. Uwielbiałem jego słodkie pocałunki, niebiański dotyk, pełne namiętności spojrzenia, zapierający dech w piersiach uśmiech... Akceptował mnie, rozumiał, rozpieszczał i opiekował się. Robił to wszystko, o czym wcześniej wspominał Iwa-chan. Wakatoshi... kochał mnie. Potrafił pokochać bezdusznego egoistę, tchórza i skończonego idiotę. Jak mogłem tego wcześniej nie dostrzec? Dlaczego nic mi nie mówił? Niby nie ustalaliśmy żadnych granic, ale prawda była jasna. Chodziliśmy ze sobą. Czułem się taki szczęśliwy, a mimo to wszystko spieprzyłem, tym samym krzywdząc jego jak i samego siebie...
Z moich oczu spłynęły kolejne łzy, zostawiające po sobie mokre ślady na zapadniętych policzkach. W pewnym momencie usłyszałem ciche pukanie.
- Tooru, kochanie... Jak się czujesz? - usłyszałem zmartwiony, kobiecy głos.
- Nic nie zjem, mamo. Jestem po prostu zmęczony. Zostaw mnie, dobrze? Niedługo mi przejdzie... - zapewniłem, chowając twarz w puchową poduszkę. Cały czas się okłamuję. Powtarzam sobie, że będzie dobrze i wyjdę z tego dołka, który sam sobie wykopałem, ale nie mam siły ani odwagi, by ruszyć naprzód... Dręczą mnie wspomnienia jego zszokowanej miny i ukrytego cierpienia w ciemnych oczach...
- Ktoś przyszedł cię odwiedzić - mój wzrok padł na postać, wyłaniającą się zza pleców matki. Coś ścisnęło się w mojej piersi i znów poczułem wzbierające łzy.
- Iwa... chan? - wyszeptałem jakby sam w to nie wierząc.
- Wyglądasz jak gówno - warknął na wstępie Hajime, przyglądając mi się z niesmakiem. To pewnie przez to, że łóżko, które stało się moim głównym lokum. Byłem szczelnie owinięty w kokon z pościeli, a wokół mnie znajdowały się porozrzucane kable od telefonu i laptopa, ubrania, papierki po słodyczach, tony chusteczek i jeszcze multum innych rzeczy, które kupili mi rodzice na "rozweselenie".
- Po-Powodzenia, Iwaizumi-kun! Tylko w tobie nasza nadzieja! - rzekła do niego moja rodzicielka, wychodząc z pokoju. Czarnowłosy podszedł do mnie i usiadł na podłodze, tuż obok posłania.
- No więc? Powiesz mi co się stało, czy mam to załatwić po mojemu? - zapytał, kręcąc szyją na boki i nastawiając nadgarstki.
- Masz zamiar mnie pobić? - zdziwiłem się.
- A co to za różnica? Stale cię leję bez mrugnięcia okiem! - parsknął.
- Racja... - westchnąłem ciężko. - Proszę, bij - położyłem się na plecach, rozłożyłem ręce i przymknąłem powieki, czekając na ciosy.
CZYTASZ
You should have come to Shiratorizawa (Ushioi)
FanfictionOikawa Tooru od dawna był kuszony, by przejść do drużyny Shiratorizawa. Czy zmieni zdanie po bliższym poznaniu z przystojnym kapitanem Wakatoshim?