three

199 37 0
                                    

Wracamy z Wonho do domu. Zdążyło się już ściemnić, więc automatycznie jest zimno. Nawet moja cholerna bluza nic nie daje.
- Nie było tak źle, co?
Brunet jedynie marszczy brwi. Nie zamierza mi odpowiadać, bo wiem, że było tak ź l e. Wonho zaczął się jąkać i brzmiał jak kretyn, ale należało mu się. W końcu jednak przeprosił Hyungwona i nawet chwilę z nim porozmawiał. Kelner nie miał mu tego za złe, jednak znam Wonho i wiem, że czuje się upokorzony. To, że przyznał się do błędu jest w jego przypadku ogromnym wyczynem. Przez resztę drogi zamieniamy jedynie kilka słów.

Dochodzę pod mój blok i żegnam się z przyjacielem. Mieszkam sam od jakiegoś pół roku. Co prawda dorosły jestem zaledwie półtora miesiąca, ale rodzice chcieli, żebym szybko się usamodzielnił. Zaoferowali mi własne opłacane przez nich mieszkanie. Byłbym głupi gdybym się nie zgodził.
Nie muszę chodzić do pracy, ponieważ jak twierdzą ,,muszę skupić się na nauce", co szczerze mówiąc wychodzi mi raz gorzej, a raz jeszcze gorzej.
Otwieram drzwi i ściągam buty, a następnie rzucam je niedbale w jakiś kąt. Wystrój w środku może nie jest luksusowy, ale na pewno funkcjonalny i komfortowy. Ściany w przedpokoju i niewielkim salonie mają kolor oliwkowy, a kuchnia wyłożona jest tapetą, którą podobno bardzo łatwo wyczyścić. Podobno, nie wiem, nie sprawdzałem. Gdyby kiedyś zachciało mi się gotować, w moich białych szafkach kuchennych czekają nieużywane garnki. Na razie moje pichcenie kończy się na wstawieniu jedzenia od mamy do mikrofalówki.
Zabawne, chcieli żebym był samodzielny, a regularnie dostaję od nich pieniądze i wyżywienie. Myślę, że był to po prostu pretekst, żeby pozbyć się mnie z domu. Wyciągam z lodówki wodę mineralną i idę do salonu. Rozkładam się na kanapie i włączam telewizor. Przeskakuję z kanału na kanał, jednak nie znajduję nic ciekawego. Przez chwilę myślę nad odwiedzeniem mojego dachu, jednak szybko odpędzam od siebie ten pomysł. Jest za zimno i za ciemno.
Po jakimś czasie powieki zaczynają mi ciążyć i zasypiam na sofie.

Rano budzi mnie wnerwiająca melodyjka sygnalizująca, że pora wstać. Zwlekam się z kanapy i ogarnia mnie chłód. Zasnąłem bez żadnego przykrycia. Ziewam przeciągle i kieruję się do kuchni, żeby coś zjeść. Po śniadaniu biorę szybki prysznic i szykuję się do wyjścia.

Wonho nie ma w szkole. Nie jestem zbytnio zdziwiony, ponieważ dziś piątek, a jemu często się to zdarza, jednak zazwyczaj mnie o tym powiadamia.
Bębnię długopisem o zeszyt i przecieram oczy.
- Spałeś w ogóle? - mój kolega z ławki szturcha mnie łokciem.
- Taa, - przeciągam - ale się nie wyspałem.
- Widzę - Shownu uśmiecha się i przeczesuje dłonią krótkie ciemne włosy.
Bardzo go lubię, dogadujemy się mimo jego spokojnego charakteru.
Siedzimy na matematyce. Naszym nauczycielem jest starszy pan o imieniu Taehwan. Rzadko ktoś zwraca się do niego po nazwisku. To poczciwy człowiek, ale nie potrafi utrzymać dyscypliny w klasie. Na lekcji panuje ogólny chaos, a na zadaniach skupiają się cztery osoby z pierwszych ławek.
- Co czytasz? - pytam zaglądając przez ramię do komórki Shownu.
- Jakieś wiadomości - odpowiada. - Nic ciekawego. Powódź w jednym z miast, zdolny dzieciak wystawia swoje prace w pobliskiej galerii, dwójka celebrytów się rozwodzi i jeszcze jakieś bzdety o polityce..
Chce coś dodać, jednak przepraszam go, ponieważ dostaję wiadomość od mamy.
Odczytuję tekst. Raz, potem drugi, trzeci i nie wiem który, ale jestem po prostu zdumiony.
Zdanie brzmi:
Mama: Ubierz się ŁADNIE i wieczorem do nas wpadnij.
To oznacza tylko jedno: znowu bawi się w swatkę.

Koło godziny osiemnastej stoję przed lustrem w mojej sypialni. Zakrywam twarz dłońmi i wzdycham. Już ja dobrze znam tę całą szopkę. Zapoznaje mnie z ,,miłą, czarującą dziewczyną z dobrej rodziny'' i oczekuje, że za tydzień ogłoszę, że bierzemy ślub.
Kolejny raz przeszukuję szafę. Co znaczy ubierz się ładnie? Garnitur? Koszula?
Finalnie decyduję się na zwykłą czarną koszulę, ciasne jeansy i wygodne trampki. Za grzebień służą mi dwa palce. Przeczesuję nimi moje czarne włosy, chowam telefon do kieszeni i zarzucam na siebie jakiś płaszcz. Gdy poprzednim razem przyszedłem w bluzie, moja mama o mało nie udawała, że to nie ja jestem tym synem, który ma poznać córkę państwa Park. Z resztą wiele bym nie stracił. Unosiła swój już wystarczająco zadarty nos wyżej, niż jestem w stanie popatrzeć.
Uważała się chyba za najmądrzejszą i najpiękniejszą na świecie, a określiłbym ją jedynie najwyżej przeciętnej. Najwyraźniej nie byłem godny jej towarzystwa, ponieważ po 20 minutach ogłosiła, że wychodzi.
Jadę tramwajem. Rodzice mieszkają zaledwie kilka kilometrów ode mnie.

Po chwili znajduję się pod sporym, pięknie oświetlonym domem. Mimo jesieni, trawnik jest niesamowicie zadbany, a każdy z krzewów równo przycięty. Moi rodzice przywiązują do tego ogromną wagę. Nie zawracam sobie głowy pukaniem i wchodzę do środka. W progu wita mnie mój ukochany pies - Boo. To kundel, którego przygarnąłem z ulicy i chętnie zabrałbym go do swojego mieszkania, ale nie ma tam dla niego warunków.
Ściągam płaszcz i buty w przedpokoju. Na ścianach dookoła wisi mnóstwo obrazów i zdjęć, ale żadne z nich nie przedstawia naszej rodziny. Wchodzę do salonu. Właściwie niewiele zmieniło się od mojej ostatniej wizyty: ściany nadal mają kolor beżowy, a meble są czarne.
Moja mama ubrana w czerwoną sukienkę i buty na wysokim obcasie wstaje od stołu i do mnie podchodzi.
- Cześć mamo, pięknie wyglądasz - mówię zgodnie z prawdą.
Jej długie kasztanowe loki upięte są w ciasny kok, a wąskie usta, teraz rozciągnięte w uśmiechu, mają kolor drogiego wina, które moi rodzice piją zawsze do kolacji.
Przytula mnie delikatnie i lustruje wzrokiem moją sylwetkę.
- No, może być - puszcza mi oczko, a następnie chwyta mój nadgarstek prowadząc mnie do reszty gości. Przy stole siedzi mój ojciec. Jesteśmy do siebie bardzo podobni, jednak on wygląda poważnie i dostojnie, a ja przy nim jak dzieciak. Kiwa do mnie głową na powitanie i dotyka palcem wskazującym swoją brodę. To nasz tajny sygnał wymyślony w dzieciństwie, na potajemne śmianie się z pomysłów mamy.
- Jooheon, to pani Lee - moja rodzicielka wskazuje dłonią na drobną kobietę, zajmującą miejsce na przeciwko ojca.
- Dobry wieczór - podchodzę do niej, i jak na dżentelmena przystało całuję wierzch jej dłoni.
Z bliska jest naprawdę piękna. Ma bladą cerę, proste blond włosy sięgające do połowy szyi i ciemne błyszczące oczy.  Wygląda dojrzale i kobieco. Obdarowuje mnie wyćwiczonym uśmiechem i mówi jakieś pierdoły, że miło jej mnie poznać i takie tam.
- A to moja córka, Minzy - zwracam uwagę na dziewczynę siedzącą po jej lewej stronie. Jest bardzo podobna do matki, ale wygląda dużo młodziej i mniej dostojnie. Jej ruchy nie są tak pewne, jak u pani Lee i widać, że za wszelką cenę próbuje naśladować rodzicielkę.
- Miło mi - kiwam głową i powtarzam gest z ucałowaniem dłoni.
- Mi również - odgarnia swoje proste, nieco ciemniejsze włosy i posyła mi promienny uśmiech zupełnie inny niż ten pani Lee.
Zajmuję miejsce obok niej. Ta cała sytuacja zaczyna mnie już nudzić. Udawanie przesadnego dżentelmena i wyuczone maniery są na dłuższą metę męczące.
Opieram się więc wygodnie i sięgam po winogron stojący na stole.
Mama dyskretnie karci mnie wzrokiem. Spoglądam kątem oka w stronę ojca, który kiwa do mnie głową żebym rozpoczął rozmowę. Wzdycham.
- Więc.. słyszałem, że jesteśmy w tym samym wieku? - pytam zgodnie z prawdą, ponieważ przed chwilą moja matka wspomniała o tym pani Lee.
- Tak, - kiwa głową - masz jakieś rodzeństwo?
To najsztuczniejsza rozmowa wszech czasów.
- Niestety jestem jedynakiem.
- Niestety? Nie masz czego żałować. Mój brat robi wszystko na przekór rodzicom. Oni chcieliby, żeby został chirurgiem jak ojciec, ale on woli zajmować się jakimiś bzdurami - jej głos nagle staje się zirytowany, gdy mówi o swoim bracie, jakby to było coś złego, że robi to, co chce.
- A ty kim chcesz być?
- Będę pracować w kancelarii mojej matki, jako prawnik.
Typowe.
Minzy patrzy na mnie i chyba oczekuje, że teraz ja odpowiem jej co chcę robić w życiu.
- Ja jeszcze nie wiem, na razie o tym nie myślę.
- Najwyższy czas - mówi lekko zbita z tropu.
Nagle czuję się jakbym rozmawiał z moimi rodzicami, a nie ze swoją rówieśniczką.
Posyłam ratunkowe spojrzenie ojcu, jednak on nie patrzy w moją stronę.
Ten wieczór to będzie porażka.


Horoscope || JooHyukOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz