four

190 40 1
                                    

Moja nieomylna intuicja nie zawiodła mnie i tym razem. Ten wieczór to  b y ł a  porażka.
Przynajmniej dla mnie, ponieważ dawno się tak nie nudziłem. Niestety, odniosłem wrażenie, że Minzy miała zupełnie odwrotne odczucia, była zachwycona! Mało tego, zasugerowała, żebym teraz wpadł do niej. Po moim trupie.
Moje przemyślenia przerywa budzik. Cholera, jest sobota, dlaczego nie wyłączyłem tego ustrojstwa? Leniwie zwlekam się z łóżka i wyciszam dzwoniący alarm. Chwytam leżący na stoliku telefon i wracam do łóżka. Unoszę brew. 10 nieodebranych połączeń od: Wonho. 
Dziwne, zazwyczaj dzwoni raz, góra dwa. Wybieram jego numer i czekam, jednak po dwóch sygnałach słyszę jedynie sekretarkę. Trudno, oddzwoni gdy wstanie.

Jestem w trakcie robienia sobie wykwintnego śniadania, w postaci kanapek, gdy ciszę przerywa dzwoniący telefon. W końcu, myślałem, że już nigdy nie oddzwoni. Wycieram dłoń o spodnie i wyciągam urządzenie z kieszeni. Odbieram nie patrząc na numer.
- Wonho, nakopię ci do dupy za takie akcje..
- Em, cześć.
Coś mi tu nie gra. Głos po drugiej stronie nie jest męski, a już na pewno nie należy do mojego przyjaciela. Więc do kogo?
- Tu Minzy.
No nie.. 
-Cześć, - mówię niepewnie - o co chodzi?
- Tak jak już wczoraj wspomniałam, chciałabym cię zaprosić do siebie na kolację. Masz czas w przyszły piątek?
Skąd mam wiedzieć co będę robił za tydzień? Weekendy planuję spontanicznie.
- Myślę, że dam radę - odpowiadam niezbyt chętnie, jednak ona chyba tego nie zauważa. 
- To wspaniale! Wyślę ci mój adres sms'em. 
- W porządku, to do zobaczenia - rozłączam się. 
Matko, czy gdybyśmy zostali małżeństwem, planowalibyśmy rzeczy takie jak randki, kolacje czy seks tydzień przed? Nienawidzę rutyny i unikam jej jak tylko mogę, a nie wiem czy z tą dziewczyną to byłoby możliwe. Mam zamiar odłożyć telefon z powrotem do kieszeni, jednak przychodzi kolejne połączenie. Zapomniała o czymś? Zerkam na wyświetlacz. To Wonho. 
- Halo? No w końcu - mówię zirytowanym tonem. 
- Sorry, spałem - jego głos jest przytłumiony i zbolały. 
- Wszystko w porządku? - pytam nieco zbity z tropu.
- Taa, to tylko kac.
- Kac? Piłeś?
- Pytasz jakby w moim przypadku to była jakaś nowość - parska. 
- Zazwyczaj pijemy razem.. 
- Wczoraj najwidoczniej byłeś zajęty - mogę przysiąc, że widzę jak robi tę swoją znudzoną minę. 
Przewracam oczami. 
- Wybacz, nie miałem jak powiadomić cię o moich planach, ponieważ nie było z tobą kontaktu. Nie pofatygowałeś się do szkoły i nawet nie raczyłeś mnie o tym zawiadomić. 
- Oj przepraszam, że ci się ze wszystkiego nie spowiadam - unosi głos. 
- Wiesz, że nie o to mi chodzi. Wystarczyłaby jedna, cholerna krótka wiadomość.
Cisza. 
- Nie jestem teraz w nastroju do gadania, cześć. 
- Nie zachowuj się jak rozkapryszona księżniczka. Jadę do ciebie i powiesz mi o co chodzi.
- Spie.. - nie kończy, ponieważ rozłączam rozmowę. Trudno, kanapki będą musiały zaczekać. 

Od dziesięciu minut dobijam się do mieszkania Wonho. Jak do tej pory wysilił się jedynie na ''Odejdź stąd, nie mam ochoty się z nikim widzieć'' i ''I tak cię nie wpuszczę''. Zirytowany naciskam dzwonek i uderzam pięścią w drzwi. Mój przyjaciel rzadko zachowuje się w ten sposób, coś musi być na rzeczy. 
- Hoseok, otwieraj! 
Dopiero po kilku sekundach dociera do mnie co powiedziałem. Nie pamiętam kiedy ostatnio zwróciłem się do niego prawdziwym imieniem. Wonho nienawidzi, gdy ktoś go używa. Nie wiem dlaczego jest taki wyczulony na tym punkcie, po prostu kilka lat temu poprosił, a raczej kazał mówić na siebie Wonho i tak zostało. Słyszę jego powolne kroki zbliżające się do drzwi. Przekręca zamek i mocno szarpie za klamkę. 
- Właź - otwiera drzwi na oścież i wpuszcza mnie do środka. Od progu uderza mnie odór alkoholu i potu. Mój przyjaciel ma na sobie jedynie dresy. Powoli idzie w kierunku kuchni. 

Wonho również mieszka sam. Jednak nie z inicjatywy rodziców, a ze swojej własnej. Pewnego razu po kłótni spakował swoje rzeczy i wyszedł. Pomieszkiwał u mnie około miesiąca, a potem sam zaczął wynajmować mieszkanie. Po jakimś czasie pogodził się z rodzicami i teraz opłacają mu czynsz. W kuchni jest bałagan, jednak to żadna nowość. Siadam na drewnianym krześle i opieram się łokciem o stół. Wonho odsuwa brudny talerz i zajmuje miejsce na blacie obok kuchenki. Wygląda naprawdę mizernie. Obok zlewu stoi kilka butelek po piwie, a pod stołem leży do połowy pełna wódka. 

- Mów co się stało - ponaglam go. 
- Nie krzycz tak - marszczy brwi i bierze do ręki wodę mineralną stojącą obok niego. 
Powstrzymuję się od przewrócenia oczami. 
- Przecież widzę, że coś jest na rzeczy.. - mówię nieco zrezygnowany. 
- No bo tak jakby dostałem wczoraj kosza.
- I to tyle? Nic poważniejszego?
Wonho patrzy na mnie jakbym poprosił go, żeby kopnął się w twarz. 
- To tyle? - powtarza. -  Przecież to poważna sprawa..
Uśmiecham się pobłażliwie. Kamień spadł mi z serca.
- Jak ma na imię dziewczyna, która jako pierwsza ci się sprzeciwiła? Muszę ją poznać - śmieję się i kręcę głową z rozbawieniem. Brunet poważnieje. 
- Hyungwon. 
- Żartujesz sobie ze mnie? - nagle ani trochę nie jest mi do śmiechu. - Zostaw tego biednego chłopaka w spokoju, błagam cię.
- Nie rozumiesz.. nie traktuję go jako kolejnej zdobyczy. 
- Wonho znamy się już tyle czasu, ile razy już tak mówiłeś? Sto? Tysiąc? W końcu i tak każdy ci się nudzi. 
- On jest inny Jooheon! - ożywia się i zeskakuje z blatu, jednak szybko tego żałuje, ponieważ jego ból głowy najwyraźniej powrócił. - Gdy z nim rozmawiam nie jestem znudzony i ciekawi mnie co ma do powiedzenia, wydaje się taki inteligenty i rozgarnięty. 
- Zupełne przeciwieństwo ciebie, co? No więc w jaki sposób dał ci kosza?
Wonho milczy i przewraca nakrętkę między palcami.
- Wczoraj, gdy nie poszedłem do szkoły postanowiłem pójść do kawiarni - mówi w końcu. - Akurat tak się złożyło, że Hyungwon był wtedy w pracy. Pogadaliśmy trochę i po jakimś czasie zapisałem mu swój numer na karteczce. I wiesz co on na to?
Skinieniem głowy zachęcam go, żeby kontynuował. 
- Powiedział, że raczej nie zadzwoni. I wiesz co?
- Nie zadzwonił?
- Bingo. A ja jak ten kretyn czekałem. 
- Ale przecież uprzedził, że nie zamierza się odezwać, więc w czym problem?
- Oj no bo zawsze tak mówią, a i tak w końcu dzwonią.. 
- Może kogoś ma? - pytam. 
- Nie sądzę. Z resztą zobaczysz, jeszcze sam będzie zabiegał o kontakt. 
Parskam, jednak nie komentuję jego słów. Znam go i wiem, że to nie jest nierealne. 
- No więc, co robiłeś wczoraj w nocy, że nie miałeś czasu odebrać telefonu od swojego najdroższego przyjaciela? 
- Nie uwierzysz, mamusia znowu postanowiła mi urządzić randkę w ciemno - zaczynam opowiadać wszystko od początku. 

Horoscope || JooHyukOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz