rozdział pierwszy

517 26 7
                                    

Ciemną uliczką szła drobna kobieta z brązowymi lokami. Ze swoim przyjacielem widziała się kilka godzin temu, jednak gdy wróciła do domu, coś kazało jej do niego jechać. I tak oto znalazła się na Privet Drive.

Harry Potter mimo niezbyt przyjemnych wspomnień z tym domem i tak postanowił w nim zamieszkać. Ginny mieszkała razem z nim, jednak gdy Hermiona przyjeżdżała, rzadko się widziały. Rudowłosa prawie przez cały czas przebywała w sypialni. Nie chciała pogodzić się ze śmiercią Freda.

Hermiona podeszła do drzwi i zapukała w nie trzy razy. Zdziwiło ją, że światło w salonie było zgaszone; Potter był raczej nocnym markiem. Kiedy nikt jej nie otworzył, zadzwoniła dzwonkiem. Stała kilka minut i kiedy już miała odejść od drzwi, one się otworzyły.

— Harry, nareszcie. Przepraszam, że... — jednak dziewczyna nie dokończyła, ponieważ w drzwiach nie pojawił się jej przyjaciel, tylko Ginny. Rudowłosa miała bladą twarz, widoczne wory pod oczami i można było zauważyć, że schudła.

Hermiona martwiła się o swoją przyjaciółkę, jednak ta po śmierci brata zamknęła się w sobie. Nie chciała jeść, z nikim nie rozmawiała, no może oprócz Harry'ego.

— Ginny — odezwała się Granger i, nawet się nie zastanawiając, rzuciła się przyjaciółce w ramiona i mocno przytuliła. Weasley oddała uścisk. — Tak za tobą tęskniłam, Ginn. — Nawet nie wiadomo kiedy obie kobiety zaczęły płakać. Dały uciec wszystkim emocjom, które w sobie dusiły.

— Hermiono... — załkała ruda. Słychać było lekką chrypkę w jej głosie. — Przepraszam.

— Spokojnie Ginn, musisz dać sobie pomóc. — Po chwili obie kobiety weszły do środka i usiadły na kanapie w salonie.

— Tak właściwie, to gdzie jest Harry? — zapytała po chwili Hermiona.

— Musiał pojechać na jakąś misję... Wiesz, nadal nie wyłapano wszystkich śmierciożerców. — Hermiona kiwnęła głową.

— Jak się czujesz Ginn? — zapytała i chwyciła przyjaciółkę za rękę. Rudowłosa westchnęła.

— Źle... Rozumiesz, ja nadal nie mogę pogodzić się ze... — przerwała na chwilę i zamknęła oczy, po czym znów je otworzyła — ze śmiercią Freda. — Po jej policzkach spłynęło kilka łez.

— Dobrze wiesz, że czasu nie da się cofnąć...No, nie aż tak. — Dziewczyna uśmiechnęła się blado.

— Wiem, ale... Herm ja widziałam jak mury się zawalają i spadają na niego, tylko... Rzuciłam zaklęcie za późno, to przeze mnie.

— Nie możesz siebie za to obwiniać. Wiele osób wtedy zginęło i nie mieliśmy na to wpływu... Dobrze wiedzieliśmy, jakie bedą tego konsekwencje.

Rozmawiały jeszcze długo, a Ginny z każdą chwilą rozmowy czuła się coraz lżej. To nie tak, że nie chciała, aby wszystko wróciło do normy. Po prostu nie mogła sobie wybaczyć. Jednak nie chciała już zadręczać innych swoimi zmartwieniami.

Po upływie kilku godzin, Hermiona zauważyła, że jest już późno i musi wracać. W końcu jutro idzie do pracy.

— Ginny, muszę się już zbierać... Mam nadzieję, że już lepiej. — Przytuliła rudowłosą. — Jutro się spotkamy? — zapytała, a w odpowiedzi przyjaciółka kiwnęła głową. — To do zobaczenia — powiedziała i wyszła.

Wolała wrócić do domu na nogach, ponieważ teleportacji używała w sytuacjach kryzysowych.

~❤️~

Pansy Parkinson stanęła przed drzwiami swojego domu. Weszła do środka, wcześniej zdejmując wszystkie zaklęcia zabezpieczające i zamknęła drzwi.

lost memory Where stories live. Discover now