17. Wujku Stanku...

897 70 12
                                    

>>sen Stanka<<

Stanley znajdował się w czarnej przestrzeni. Wokoło przebiegały jego złe wspomnienia, a w uszach dzwoniły krzyki złości. Wśród nich był jego ojciec wyrzucający go z domu, brat kłócący się z nim, a także Dipper zarzucający mu kłamstwo. Wszystkie te postaci były przepełnione gniewem i nienawiścią. Stanka zabolało serce. Bardzo mocno. Tak mocno, że chwycił dłonią za klatkę piersiową. W tym momencie, jakby z jego wnętrza, wydostał się Bill.
- Witaj Stanley! - zawołał jakby wesoło (ciężko określić jego emocje z powodu braku ust).
- Matko do Ciebie, jeszcze jego tu brakowało.
- Przestań - odparł trójkąt okrążając starca. - Przyszedłem tu, bo ci współczuję.
- Niby dlaczego? - zapytał udając twardziela.
- Tyle razy ludzie Cię oskarżali, krytykowali, nie doceniali, widzieli w tobie tylko złego człowieka. Nawet, kiedy zrobiłeś coś dobrego, to oni i tak przykrywali to złymi uczynkami.
Stanley poczuł, że demon na rację.
- Nie chciałeś kiedyś uwolnić się od tych wszystkich złych ludzi, którzy Cię otaczają każdego dnia? - zaproponował mu i szturchnął go lekko swoją laską.
- No nie wiem - powiedział niepewnie.  - A dzieciaki? A Stanford?
- Pamiętasz może, żeby którekolwiek z nich powiedziało Ci zwykłe "dziękuję" kiedy uratowałeś im życie?
Stanley zamilkł. W tym momencie Bill wystawił mu rękę, która zapaliła się niebieskim płomieniem.
- Tylko jeden dzień spokoju, Stanley - zachęcał go dalej trójkąt. Staruszek długo się zastanawiał, aż w końcu...

>>kolejny dzień rano <<
Dipper przetarł zaspane oczy. Dzisiaj wyjątkowo Mabel i Pacyfika jeszcze spały. Chłopak spojrzał na zegarek - 7.12.
"Po co ja tak wcześnie wstałem?" - pomyślał. Nie chciał siedzieć teraz bezczynnie, więc szybko zarzucił na siebie kamizelkę, założył czapkę, chwycił dziennik i ruszył w stronę lasu.
Wszystko wokół niego wydawało się tak znajome, a zarazem tak nowe. Oglądał z zachwytem każdy napotkany przedmiot, roślinę czy zwierzę. Nagle, nie wiadomo kiedy, doszedł do tej samej polany co ostatnio. Pierwsze co, to rozejrzał się za posągiem Billa, ale nigdzie nie mógł dostrzec wystającej ręki. Za to ujrzał tego samego ptaka. Latał nad wielką stertą mchu i jednocześnie spoglądał na Dippera. Chłopak podszedł do niego i odgarnął cały mech. Pod nim była dziura.
- Wygląda na to, że ktoś wykopał i ukradł pomnik - mówił sam do siebie (albo do ptaka). - Lub zwyczajnie zniknął...
Cała ta sytuacja zaczęła go niepokoić. Tyle rzeczy się ostatnio działo. Najpierw dziwne sny, potem zniknięcie, a teraz to? O Nie, to musi wróżyć coś niedobrego.
Po dokładnym opisaniu sytuacji Dipper zamknął dziennik i ruszył z powrotem do domu. Było naprawdę cicho. Czyżby wszyscy jeszcze spali?
Wszedł powoli do środka i pierwsze co to skierował się do kuchni. Zastał tam Stanforda i Mabel.
- Dipper, gdzie ty byłeś? - zapytała siostra, ale bez uśmiechu.
- Wyszedłem na spacer, bo wszyscy spali.
- A widziałeś może po drodze wujka Stanka?
Dippera zaniepokoiło to pytanie.
- Nie... A czemu pytasz?
- Nie ma go od rana i nie mamy zielonego pojęcia, dokąd mógł pójść.
Dipper usiadł powoli na krześle i podparł głowę na ręce.
- A ty coś wiesz, wujku Fordzie? - zapytał po chwili zastanowienia.
- Nie informował mnie o żadnym wyjściu - odparł wujek. - W ogóle ostatnio mało rozmawialiśmy.
Wszyscy nieruchomo milczeli i myśleli o Stanku, aż w pewnym momencie do kuchni weszła zaspana Pacyfika.
- Dzień dobry - powiedziała prawie ziewając. - Czy coś się stało? - zapytała, kiedy ujrzała ich zamyślone wyrazy twarzy.
- Nie wiemy, gdzie jest wujek Stanek - powiedziała smutno Mabel.
- Może Ty coś Wiesz? - zapytał Ford.
- Nic a nic - odparła Pacyfika.
Reszta rodziny nie mogła już wytrzymać i w końcu postanowili zrobić śniadanie. Przy jedzeniu Ford starał się wszystkich zainteresować swoim nowym wynalazkiem, ale jedynym słuchaczem (jak zwykle) był Dipper.
Nagle do kuchni wbiegł zdyszany Soos.
- Cześć... Miśki... - wydusił z siebie. - Potrzebuję Pana Stana. Nie mogę sobie poradzić sam.
- Ale my nie wiemy gdzie jest Stanek - powiedziała Mabel donośnym głosem, prawie płacząc.
Wtedy Soos jakby się uspokoił. Też się bardzo przejął.
- Jak to - nie wiecie?
- Nie wiemy i tyle - wymamrotał nadal zamyślony Dipper.
- Gdzieś poszedł, ale my nie wiemy gdzie - odparł trochę spokojniej od swoich poprzedników Ford. - Dzieciaki bardzo się przejmują.
Soos wytarł czoło i wyszedł z pomieszczenia bez słowa. Musiał wracać do sklepu.
- A co jeśli wujkowi coś się stało? - zwróciła się w pewnym momencie Mabel do Dippera. - A co jeśli Bill też jego zabrał?
- Przestań tak myśleć - odparł brat stanowczo.
Dziewczyna nie wytrzymała i wybiegła z kuchni do swojego pokoju. Dipper chwilę pomerdał widelcem w talerzu po czym ruszył za siostrą.
Mabel leżała na łóżku z twarzą wciśniętą w poduszkę. Dało się słyszeć zagłuszone szlochanie. Dipper usiadł koło niej i mocno ją przytulił.
- Nie martw się - pocieszał ją. - Wujek na pewno się znajdzie.
- A co jeśli Nie? - rzuciła prawie krzycząc, wyrywając twarz z poduszki. Była cała czerwona, a jej oczy szkliły się od łez.
Dipper spojrzał poczciwie na siostrę.
- Taka opcja jest niedopuszczalna - odparł i przytulił ją jeszcze mocniej. W tym momencie do pokoju weszła Pacyfika i dołączyła się do wielkiego przytulasa, a zaraz po niej doszedł Ford, a nawet Soos i Wendy.
Siedzieli tak na łóżku Mabel, aż nagle usłyszeli jakiś dziwny huk. Dochodził on z sąsiedniego pokoju. Pokoju Stana...
Wszyscy grupą ruszyli do pomieszczenia. Mabel niepewnie chwyciła za klamkę i otworzyła lekko drzwi.
- Wujku Stanku... - wymamrotała. Ale tam nie było wuja. Zostały jedynie jego okulary.
Wszyscy podeszli do łóżka, na którym znajdował się owy przedmiot. Na jednym ze szkieł czerwoną cieczą było napisane słowo: żegnajcie.

Wodogrzmoty Małe || Nowa PrzygodaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz