Obudziłam się jak zwykle o 6:00. Ale tym razem obudziłam się wtulona w kogoś. Odwróciłam się do niego, tak słodko spał aż szkoda było mi go budzić ,ale cóż praca wzywa. Lekko przybliżyłam się do niego i delikatnie musnęłam go ustami w czoło.
- James, wstawaj.- szepnęłam
Nie uzyskałam odpowiedzi, znowu. Ale widać było, że nie spał bo uśmiechał się ( udawanie że śpi szło mu marnie).
- No dobra skoro nie chcesz takiej opcji to użyje innej trochę mniej pzrzyjemnej.- i w mgnieniu oka ściągnęłam z bruneta całą kołdrę. Szczerze mówiąc chyba nie był zadowolony z tego pomysłu bo natychmiast się ,,obudził".
- Mogłeś wstać kiedy prosiłam.- uśmiechnęłam się triumfalnie - A poza tym przecież wiesz że wyjerzdżasz dzisiaj na front.-
- Wiem, wiem ale chciałem trochę dłużej poleżeć w moim łóżku zanim wyjadę.- powiedział
Po kilku minutach milczenia wstałam i poszłam się ubrać. Gdy wyszłam zastałam James w przyzwoitym stanie i w ciągu 5 min. wyszliśmy z mieszkania, ruszając w kierunku mojego. Przecież nie mogłam iść szkolić kadetów w ,, koktajlowej" sukience.
- Boisz się wyruszenia na front?- zapytałam, z lekką nutą przejęcia
- Nie boje się samej wojny ani frontu, ale boje się, że podczas mojej nieobecności coś ci się stanie albo kiedy zginę już cię nie zobaczę...- powiedział ze szczerym smutkiem. Po jego słowach złapałam go za rękę i tak mniej więcej doszliśmy do mojego domu.
- Poczekasz na mnie w salonie?- zapytałam.
Pokiwał głową na znak zrozumienia. Poszłam do sypialni i jak najszybciej się przebrałam w moje wojskowe ciuchy. Przebierałam się z jakieś 3-4 minuty. Gdy zeszłam Bucky siedział na kanapie i czytał wczorajszą gazetę.
- Idziemy?-
Pokiwał głową, widziałam że czegoś się obawia. Wyszliśmy z mieszkania i ruszyliśmy w stronę dworca. Podczas drogi dołączył do nas Steve.
- Moge się dołączyć?- zapytał Steve z uśmiechem
- Pewnie, z kąd wogóle takie pytanie?- żekłam
- No wiesz może macie z Bucky'm jakieś prywatne tematy.- uśmiechnął się podle
- Wszystkie tematy zdążyliśmy już omówić zanim się pojawiłeś.- powiedział James z satysfakcją, a ja patrzyłam się na nich z trochę tempą miną.
Szliśmy jakieś 10 min. przez całą drogę trzymaliśmy się z Bucky'm za ręce. Ale wszytko ma swój czas, dotarliśmy na dworzec. Było tam strasznie tłoczno ale dało się przejść. Nie chciałam się z nim rozstawać ,ale co mogłam poradzić?
- Tylko nie kończ wojny beze mnie, jeszcze zobaczysz że się dostanę do wojska.- powiedział Steve
- Ma sie rozumieć.- zażartował Bucky. Po jego słowach ,, poklepali się" po przyjacielsku. Potem zwrócił się w moją stronę, a ja rzuciłam mu się na szyję.
- Masz wrócić! Rozumiesz?!-
- Tak jest pani półkownik.- żekł - Ale pod jednym warunkiem.-
- Słucham uważnie.-
- Gdy wrócę udamy się na kolację we dwoje.- powiedził z tym swoim pięknym uśmiechem.
- Zgoda.-
Nagle zagwizdał maszynista na znak że czas wsiadać do pociągów. Spojrzałam na James'a i zanim zdążył cokolwiek powiedzieć przybliżyłam się i go pocałowałam. Chyba był zdezorientowany i zadowolony moją reakcją. W końcu przestaliśmy się całować, poprawiłam jego krawat i pokiwałam mu głową że jest już gotowy, więc odwrócił się i wsiadł do pociągu. Gdy wszyscy żołnierze wsiedli, a na stacji byli tylko przyjaciele albo rodziny żołnierzy dostrzegłam Bucky'ego siedzącego w przedziale. Ostatni raz zanim pociąg odjechał pomachałam mu i zobaczyłam jego radosny i szczery uśmiech...
CZYTASZ
Soldier keep on marchin' on \\ Bucky Barnes
FanficI wszyscy powtarzają ,,Takie jest życie" i nikt nie pamięta że życie jest takie jakie sami zbudujemy •°•°•°•°• #441 w opowiadanie [19. 05. 2018r.] •°•°•°•°•