rozdział 14

1.1K 169 62
                                    


24 sierpień| - 2 dni

Płonęli, jasnym płomieniem i nie było nic, co mogłoby ugasić ten ogień i jego niekontrolowane pragnienie na pozostanie na dłużej w tej chwili – na rzeczywiście dłużej. Po to, żeby móc spędzić z nim więcej czasu, pozostać, żeby pokazać mu, że jest wdzięczny za to co mu dał. Przede wszystkim po to.

Tam, gdzie Louis Tomlinson dotykał go ustami, pozostała burza uczuć, których Harry nigdy wcześniej nie znał. Rozpaczał nad miażdżącą niewiedzą i sensem tego wszystkiego. Ale Louis nie zwracał na to uwagi, Harry mógł poczuć jego oddech na cienkiej skórze szyi, co sprawiało, że wszystkie jego myśli wylatywały z jego głowy, tak samo szybko jak się pojawiały.

Jego ręce były gdzieś w jego włosach, gdzieś na jego plecach, gdzieś na nim i on po prostu chciał, żeby Louis nigdy od niego nie odszedł.

Louis Tomlinson pocałował Harry'ego Stylesa i to wydarzyło się naprawdę, światło księżyca oświetlało ich niczym ogromny reflektor nad sceną, co sprawiło, że czuli się bezpiecznie, z dala od świata, od wszystkiego, co mogłoby zniszczyć ten moment.

I żaden z nich nie wiedział, jak długo to trwało. Jak długo trwało to, że Harry uniósł jego ramiona, aby znaleźć się w ramionach Louisa, a nawet jak długo te szorstkie usta dotykały tych wrażliwych. Ale kiedy się odsunęli, powoli i ostrożnie, wierzyli, że wszystko wokół nich się zatrzymało, bez wyjątku. Nic się nie ruszało, a jeszcze ważniejszą rzeczą od ich niespokojnych oddechów było to, że niebieskie oczy dostrzegły w tych zielonych falę dobrego samopoczucia, która nigdy nie była widziana.

„Nie chcę, żebyś jutro odszedł.", westchnął, tak cicho i z drżącym głosem, podczas gdy Harry spuścił głowę chcąc uniknąć teraz jego spojrzenia, ale zimne dłonie Brytyjczyka znalazły się na jego policzkach i uniosły jego głowę. „Nie chcę, Styles."

To nie było stwierdzenie, to było błaganie, przekonywanie, proszenie.

Ale Harry milczał, całkowicie. Wszystko, co robił, było nadal, nieprzerwanie tylko pustym wzrokiem.

„Ale dzisiaj jeszcze mam czas, tak? Dzisiaj mogę tobie jeszcze pokazać, co jest piękne w życiu i zrobię to, w porządku?", powiedział ciemnowłosy, już panikując, bo wciąż stał blisko młodszego chłopaka, nie było między nimi ani milimetra przerwy. Pachniał tak dobrze, tak czarująco dobrze. „Przyjdę o szóstej, pójdziemy zjeść, wypić drinka, jest taki bar – Harry, dzisiejszego wieczoru będziesz jeszcze ze mną, okay?"

Cała jego twarz pozostawała bez jakiegokolwiek wyrazu, nie drżał na niej nawet pojedynczy mięsień. Bezsilność była najgorsza. W tym momencie przypomniał mu się cały ból, cała frustracja, wszystkie poprzednie lata. Harry tylko się przyglądał. Jednak jego widok stawał się coraz bardziej zamazany, z każdym mrugnięciem coraz bardziej, Louis był bliski załamania. Jego usta drżały, przekonanie, że jest bezsilny sprawiało, że nawet nie chciał uciekać.

Harry po prostu tam był, z rękami na jego karku i dotykając prawie jego nosa swoim, widział jego łzy, gdy na niego spojrzał. Nie mógł nic powiedzieć, słowa nie mogły opuścić jego ust, a ponieważ było ich tak dużo, czuł, że paraliżują jego ruchy tak bardzo, że nie mógł się ruszyć.

Nie potrafił powiedzieć, czy jutro odejdzie. Jego decyzja nie była już taka oczywista. Czy Louis mógł sprawić, że jednak warto pozostać? On? Ten dziewiętnastolatek przed nim? Może. Pewnego dnia przecież i tak odejdzie, ale nie powinien się poddać po tym wszystkim.

„Nie pozwolę ci odejść."

I to, to była decyzja. Drastyczna, pewna i szybka. Te słowa go upewniły, nie miał już wątpliwości. Te słowa przeniknęły głęboko w jego głowę, kiedy Louis nagle zdjął ręce z jego policzków i odsunął się od niego, przez tą odległość między nimi poczuł się nagle tak strasznie źle. Nie przerwał z nim kontaktu wzrokowego, choć z powrotem zanurzył się do wody, metr od niego, nie wiedział jak radzić sobie z tą ciszą Harry'ego. Wyszedł więc z wody, wyjął ręcznik i koszulkę z plecaka, wspiął się na drewniany płot. Harry go nie zatrzymał. Tylko go obserwował. Tak długo aż został sam.

Sam pod gwieździstym niebem, sam pośród tylu rzeczy, wśród tak wielu myśli, które go zaatakowały. W świecie nie było nic, co byłoby na tyle warte tego, żeby został, był pewien. Jedyną rzeczą, która była, chociaż niepewna, był fakt, że w obecności Louisa nie czuł strachu.

Nie myślał o tym, co innego mógł powiedzieć czy jak jego rodzice zareagują na to wszystko. Nie miał w głowie nawet wystarczająco miejsca na to, żeby uświadomić sobie, że właśnie pocałował chłopaka i mu się to podobało. Nie nienawidził siebie, nie był tym nawet wstrząśnięty ani zawstydzony. Kochał go. Tak jak jego chyba kochał Louis.

Mimo tego wszystkiego on musiał odejść, ponieważ nie było nic, co by go przytrzymywało. Nic nie stawiało mu oporu.

I tylko dlatego, że kocha Louisa Tomlinsona, musiał go zostawić, żeby oszczędzić mu całego bólu, który sprawiałby my, gdyby został z nim na zawsze. 


_______________________

Hej, znowu po dłuższym czasie! 
W końcu znalazłam chwilę czasu na przetłumaczenie tego rozdziału, eh. Nawet nie mogę go sprawdzić, więc za ewentualne błędy przepraszam! 
Nie obiecuję, że kolejny rozdział już za tydzień, bo pewnie tak nie będzie, ale w każdej wolnej chwili będę starała się tłumaczyć chociażby jedno zdanie. 

Alee! Już niedługo pojawi się coś nowego! Oczekujcie!

Surrender [Larry Stylinson | tłumaczenie PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz