10 | Yennerdi [opowiadanie]

35 4 0
                                    

Jej ciche kroki budzą mnie z płytkiego snu. Siadam na łóżku i rozglądam się dookoła.

Światło księżyca przelewa się przez kryształową szybę okna. Nie ma jej nigdzie w pokoju. Gdzie mogła pójść? Podczas tych kilku lat, które spędziła u mnie nigdy jeszcze nie wstawała w nocy. Czuję lekki ucisk w gardle – czy to kontynuacja dziwnych zmian, które ostatnio w niej zachodzą? Boję się, że wkrótce nie będzie przypominać już samej siebie i, co za tym idzie, zgubię ją gdzieś. Nie będzie już dłużej moja.

Prędko wstaję z łóżka, podchodząc do drzwi i przypłacając to lekkim zawrotem głowy – spokojnie, to jeszcze nie koniec świata, prawda? Moje palce zaciskają się na framudze, podczas gdy wzrok skacze po całym salonie. Och, tam jest!

Siedzi na ziemi, przed zamkniętymi drzwiami balkonowymi, wpatrując się w księżyc. Jej duże, smutne oczy sprawiają, że coś we mnie pęka.

Czemu nie mogę sprawić, by w końcu była szczęśliwa? Zdawać by się mogło, że przez tyle dni, tygodni, miesięcy, powinienem...

Odwraca się w moim kierunku, a na jej wargach widzę delikatny uśmiech – smutny uśmiech. Smutny jak cała ona.

Klepie lekko dłonią podłogę obok siebie, zapraszając mnie, bym usiadł obok niej. Podchodzę, zgodnie z jej życzeniem, i obejmuję ją, przytulając do siebie.

– Nie powiesz mi, co się dzieje, prawda? – pytam, nie oczekując w zasadzie odpowiedzi.

Kręci głową.

Ona nie mówi. Nigdy, odkąd ją znam, nie powiedziała choćby jednego słowa. Przyznam, z pełną szczerością, że z początku nie mogłem tego znieść. Chciałem wiedzieć, czy mnie kocha, czy zależy jej na mnie i czy w ogóle choć trochę dba o moje towarzystwo. Z czasem jednak nauczyłem się wychwytywać drobne znaki, które zdawała się wysyłać – uściśnięcia dłoni, lekkie uśmiechy, odgarnięcie włosów... Drobne znaki, które sprawiały, że nie musiałem słyszeć od niej żadnych słów. Nauczyłem się ją rozumieć i akceptować.

Mimo wszystko wciąż boli mnie, że nie jest w stanie stuprocentowo mi zaufać. Wiem, że może mówić – wielokrotnie słyszałem jej cichy krzyk czy jakąś melodię, którą nuciła. Ona po prostu nie chce mówić. Nie chce mówić do mnie, nie chce mówić do nikogo.

W dalszym ciągu nie zawsze wiem, co akurat chodzi jej po głowie – tak jest właśnie w tym momencie. Nie wiem, o czym myśli moja Yennerdi. Nie wiem, co się z nią dzieje, ani nie wiem, jak właściwie jej pomóc.

Nic już nie wiem.


Więc, jakiś czas temu zrobiłam jedną okładkę i przyszedł mi pomysł na opowiadanie. Napisałam prolog, jednak nie czuję, żeby tutaj trzeba było dodawać coś więcej. Nie mam ochoty rozwodzić się nad tym specjalnie. Także trzymajcie coś, co miało być prologiem, ale zostało one shotem. 

Za Siódmym NiebemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz