- Lindsay, jesteś tu? - usłyszałam dobrze mi znany, zachrypnięty głos przyjaciela. Nie chciałam żeby tu przychodził.
Od pogrzebu mamy, która zmarła na w skutek nowotworu trzustki, minęły dwa miesiące, a ja nadal nie potrafię się po tym pozbierać. Niby dzień z początku wydaje się całkowicie normalny, jakaś impreza, alkohol i trochę zabawy, a jednak poza tą bańką szczęścia ukrywa się ponura i brutalna rzeczywistość. Do dziś nie potrafię pogodzić się z faktem, że nawet nie zdążyłam się z nią pożegnać. Przytulić, ucałować, cokolwiek. Myśl, że kiedy ona umierała, ja w najlepsze się bawiłam, rozrywa mnie od środka. Nie umiem sobie tego wybaczyć. Nigdy nie zapomnę tego bólu w oczach mojego ojca, kiedy to nie mógł wypowiedzieć żadnego słowa, bo wstrząsnęły nim spazmy szlochu. Niewiarygodne jak to życie ludzkie przemija. Nie zdążysz się obejrzeć, a nagle zauważasz, że nie pozostało ci już dużo czasu. Nie znasz dnia ani godziny swojego odejścia. Nie zapanujesz nad tym, nawet jeśli bardzo byś tego chciał.
Ponowne krzyki z dołu przerwały mi moje myśli na temat życia.
- Zostaw mnie w spokoju, Logan! - krzyknęłam do przyjaciela. Zakryłam głowę swoją poduszką aby chociaż na chwilę stłumić wszystkie głosy. Wtem drzwi od pokoju otworzyły się i ktoś wszedł do środka.
- Lindy, nie możesz ciągle siedzieć w tym zamknięciu! - poczułam, jak łóżko pode mną się ugina. - Dlatego zabieram Cię na dzisiejszą imprezę u Anniki.
- Nigdzie nie... - przerwał mi.
- A właśnie, że idziesz! Koniec tego użalania się nad sobą. Gdzie się podziała moja Lindsay, która nie żałowała sobie żadnej potańcówki? Weź się w końcu ogarnij! - krzyknął.
- Ty nic nie rozumiesz! - momentalnie wstałam z łóżka i teraz to ja nad nim górowałam. Mimo że przed chwilą jeszcze na mnie krzyczał to i tak w jego oczach dostrzegłam troskę i zmartwienie.
Logana poznałam cztery lata temu. Dostałam na ulicy, niedaleko domu, ataku kaszlu i nie miałam przy sobie inhalatora, w momencie, kiedy najbardziej go potrzebowałam. Zadzwonił na karetkę i tam doprowadzili mój stan do porządku. Po całej tej akcji zaczęliśmy się spotykać i poznawać nawzajem z czego z czasem nawiązaliśmy przyjaźń.
Jeśli chodzi o mój stan, to od piątego roku życia choruję na astmę oskrzelową. Jakoś szczególnie nie przeszkadza mi to w codziennych obowiązkach. Wystarczy tylko mieć odpowiedni tryb życia oraz niekiedy być pod opieką specjalistów.
- To mi to wyjaśnij. - burknął.
Nie lubię się z nim kłócić. Zawsze po tym, któreś z nas zostaje zranione. A wtedy to ja zaczynam się najbardziej obwiniać.
- Przepraszam, Logan. - poddałam się. Zdaję sobie sprawę, że zaniedbałam ostatnio swojego przyjaciela. Popadłam w jakąś szarą rutynę. Wstaję rano, idę do szkoły, wracam i do końca dnia leżę w łóżku, rozmyślając nad życiem. Na dobre to mi na pewno nie wychodzi.
Westchnęłam i usiadłam obok chłopaka, wtulając się w jego lewy bok. Zaczęłam wsłuchiwać się w jego bicie serca, przy okazji czekając aż wykona jakiś ruch. Jednak on w ogóle się nie poruszył. Zamiast to, poczułam jak jego mięśnie się napinają.
- Lindsay. - powiedział stanowczo. Odsunął mnie od siebie i spojrzał mi w oczy. - Ja się po prostu martwię o ciebie i chcę jak najlepiej. Nie odtrącaj mnie od siebie. - wstał i podszedł do okna. Oparł ręce na parapecie, głośno wzdychając. - Ale jeśli tego chcesz, to dam ci tą przestrzeń.
Cholera, nie. Nigdy nie chciałbym z nim stracić kontaktu.
- Logan... - chciałam coś powiedzieć, wyjaśnić, ale jak na złość wszystko mi wyleciało z głowy.
CZYTASZ
Na skraju dna; Ashton Irwin (Zawieszona)
FanfictionJak daleko zajdziesz aby dostrzec, że nie tędy droga? Jak szeroko zdołasz otworzyć oczy aby zobaczyć jak bardzo się myliłeś? Sądziłeś, że już zamknąłeś swój dramatyczny rozdział w życiu? Otóż nie. To dopiero początek... ___________________ Zabraniam...