Rozdział II

125 11 6
                                    

II kwartał, 2183
SSV Normandia
To było do przewidzenia. Czy można było się po tych idiotach z Rady spodziewać czegokolwiek innego?
Bez dowodów nie możemy nic zrobić, Shepard.
Jasne. Ile razy już to słyszałam... A ta banda krótkowzrocznych troglodytów wydawa wyrok nie tylko na siebie i mieszkańców Cytadeli, ale na wszystkie żyjące istoty! Saren jasno wyjaśnił przecież, do czego zmierza Suweren. Ale nie, lepiej okopać się w Cytadeli, niż wysłać chociażby mnie na Ilos, do tego przeklętego Kanału!
Stul dziób Shepard i się nie wychylaj. Dość już namieszałaś. Tak w dużym skrócie... Jeszcze przeklęty Udina musiał uziemić Normandię w doku.

Nie potrafiłam pozbierać myśli i przelać ich do dziennika. Nawet tego nie potrafiłam! Nie wystarczyło, że znowu Rada mnie przegadała, że pomimo statusu Widma zostałam uziemiona wraz ze statkiem w Cytadeli, że cały wszechświat został skazany na zagładę.
Wstałam, próbując zatrzasnąć klawiaturę z całej siły- ale niestety był to tylko hologram, który po prostu się wyłączył. To był plus nowoczesnej technologii- słabość ludzka w postaci labilnych emocji nie wpływała już na ewentualne uszkodzenia podstawowego wyposażenia.
Żeby jakkolwiek rozładować ogarniająca mnie furię i bezsilność znalazłam inny obiekt- podeszłam do szafki z ekwipunkiem i po prostu wymierzyłam jej celny cios w sam środek pokrywy. Rzecz jasna nic się nie stało, poza tym, że ból stawów poczułam aż w łokciu, a kilka naczynek krwionośnych pękło, znacząc skórę kroplami krwi.
Byłam nikim. Wszyscy dookoła uważali, że jestem jedyną osobą, zdolną powstrzymać Sarena. A tymczasem okazało się, że jestem nikim. Nie byłam w stanie zrobić już nic, żeby powstrzymać tego bydlaka, bo jakiś dyplomata postanowił zgrywać ważniaka.
Oparłam się dłońmi o szafkę, opuszczając głowę. Zbagatelizowałam ból w dłoni, bo po prostu nie miałam już na to siły.
Skończyłam. Miałam już dość użerania się z mądrzejszymi ode mnie. Skoro i tak nie byłam w stanie zrobić już nic, aby nasza cywilizacja nie wyginęła jak Proteanie, nie musiałam już być silna i niezłomna. Przegrałam. Nic, co osiągnęłam nie miało już sensu.
Nagromadzone emocje, których nie udało mi się pozbyć podczas uderzenia w szafkę znalazły inną drogę ujścia. Zdałam sobie sprawę, że płaczę dopiero, gdy poczułam słone krople spływające wzdłuż skrzydełek nosa. Natychmiast też płuca zarzadąły większej dawki tlenu, aby poradzić sobie z tym odmiennym stanem organizmu. Załkałam jak małe dziecko.
- Eamy?
Po praz pierwszy ktoś zaskoczył mnie na statku. Piknięcie kontrolki zawsze ostrzegało, że ktoś wchodzi do kabiny. Tym razem, ogarnięta własną bezsilnością, po prostu straciłam czujność.
Natychmiast zaczęłam ocierać twarz dłonią, odwracając głowę od drzwi.
- Czy choć raz wyjdziesz, kiedy cię o to poproszę?- rzuciłam poirytowana, prostując się.
- Nigdy nie wyszedłem, bo nigdy o to nie poprosiłaś.
Nie mogłam zostać obojętna na tę uwagę, rzuconą niewinnym tonem. Po prostu parsknęłam z rozbawienia.
- Faktycznie...
Otarłam twarz ostatni raz wierzchem dłoni i odwróciłam się do Kaidana.
Wydawało mi się, że po takim czasie wspólnej służby znam już cały asortyment jego min. Tymczasem mieszanka zatroskania i współczucia na jego dobrze zarysowanej, męskiej twarzy była dla mnie zupełnie nowa. W przedziwny sposób zmiękczyła rysy jego prostego nosa, uwydatniając wąskie, migdałowo wykrojone oczy.
Gdy nasz wzrok się spotkał, ta mina znikła, a zastąpiło ją przerażenie.
- Ty krwawisz?
Pokonał dzieląca nas odległość trzema krokami, sięgając ręką do mojej twarzy. Przytulił mi ją do policzka, delikatnie ocierając skórę opuszkami palców. Zaskoczona tą nagłą bliskością i tym, że nie czekając na pozwolenie po prostu się do mnie zbliżył, nie byłam w stanie wyksztusić z siebie więcej, niż oszołomione:
- Co?
Ale on już zabrał dłoń, spoglądając to na swoje palce, to na moją warz.
- Skąd ta krew?- zażądał wyjaśnień.
Sama spojrzałam na ślady na jego palcach. Byłam pełna podziwu, że w półmroku kabiny dostrzegł z takiej odległości te niewielkie plamki na mojej twarzy.
Targające mną jeszcze kilka minut temu emocje opadły, dlatego mój analityczny umysł w przeciągu sekundy znalazł odpowiedź na zadane przez Kaidana pytanie. Podniosłam prawą rękę, spoglądając zaskoczona na, jakby wytarte, smużki czerwieni na skórze.
- Uderzyłam w szafkę- uniosłam dłoń na wysokość twarzy, aby pokazać mu te kilka pękniętych naczynek. I obrzydliwego krwiaka, który zaczął pojawiać się pod skórą dookoła trzeciego knykcia.
Głośno wypuścił powietrze z płuc, lekko kręcąc głową.
- Nie strasz, dziewczyno.
Miłe było to, jak bardzo przejął się tak niewielkim skaleczeniem. Choć nadal nie padły miedzy nami żadne deklaracje uczuć, pewna byłam, że Kaidanem powoduje zdecydowanie coś większego, niż zwykłe zauroczenie.
- Aż tak się o mnie martwisz, poruczniku?
Na mój półuśmiech odpowiedział tym samym, sięgając po moją rękę. Starł krew swoją własną, niedbale potem wycierając ją o spodnie. W pierwszym odruchu chciałam zbesztać go za brak poszanowania dla munduru pokładowego, ale ugryzłam się w język. Teraz była pora na co innego.
- Pyta pani, jakby nie była tego pewna, komandorze- zaczął naśladować mój udawany, oficjalny ton.
Obejrzał skórę dokładnie, lekko naciskając na powstający krwiak. Syknęłam przy tym cicho, na co Kaidan posłał mi pobłażliwe spojrzenie spod rzęs. Już miałam zapytać, czy ma zamiar iść po apteczkę, bo w końcu to taka poważna rana, gdy spojrzawszy znowu na moją rękę... Przysunął się bliżej i najdelikatniej jak umiał musnął poranioną skórę swoimi ciepłymi wargami.
Miałam wrażenie, że od miejsca, w którym złożył ten delikatny pocałunek po całym moim ciele rozchodzi się fala ciepła. Nie tylko zaczerpnęłam więcej powietrza, ale poczułam jak serce uderza mocniej o klatkę żeber. Gdy znów spojrzał mi w oczy, to dziwne uczucie dosięgło twarzy, ujawniając rumieńce na policzkach. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, gdy w kabinie rozległ się dźwięk przychodzącego połączenia.
- Komandorze, odebrałem pilną wiadomość od kapitana Andersona.
Głos Jokera, wydobywający się z głośników przypomniał mi, w jak niefortunnym położeniu się znajdujemy. Zdecydowanym ruchem zabrałam dłoń, odsuwając się od Kaidana na bezpieczna odległość.
- Melduj.
Nim pilot skończył przekazywać informację o tym, że Anderson czeka na mnie we Fluxie, Kaidan odwrócił się i pośpiesznie wyszedł. Nie udało mu się jednak ukryć rozczarowania i odrzucenia, które natychmiast zgasiło delikatny uśmiech na jego przystojnej twarzy.

[Mass Effect] Widmo odpowiedzialności ✔︎Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz