55

191 12 1
                                    

carmen
Już powracałam. Z jednej strony cieszyłam się, z drugiej smuciłam, a z trzeciej niepokoiłam.

Cieszyłam się, bo jednak powrót do własnego kąta będzie lepszy niż szlajanie się po obcym mieście. Smuciłam się, bo po tej rozmowie poprawiły mi się kontakty Lukiem. Serio! Obiecaliśmy sobie, że będziemy pisać. Niepokoiłam się reakcją rodziców. To chyba niezbyt normalne, by dziecko wybiegło z domu, a potem pisało wiadomości, że nie wie, kiedy wróci.

Droga powrotna zleciała mi szybciej i milej, niż droga do Dublina. Nawet nie zauważyłam, gdy przyjechaliśmy do Waterford.

- Jesteśmy! - krzyknął Marcus, który przez całą drogę próbował śpiewać wraz z radiem.

- Okej, uf - odetchnęła Sam. - odwieź Carmen do domu. Za dużo emocji, jak na kilka dni.

Chłopak odwiózł mnie, a on wraz z Samanthą przytulili mnie ostatni raz na pożegnanie, a ja wzięłam głęboki oddech przed wejściem.

Chwyciłam za klamkę, otworzyłam drzwi i krzyknęłam:

- Jestem!

Od razu poczułam uścisk kochanych osób. Byłam zdziwiona, że nie zareagowali krzykiem, ale cieszyłam się. Naprawdę się cieszyłam.

dzidzidzidziwne zakończenie, ale takk
to już koniec
jeszcze tylko epilog, który wypełni moje serce miłością
martyna x
kocham was
(szczególnie krejzi derpi)

Oh, it's you lrhOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz