2

2.5K 228 95
                                    

Ochłonęłam dopiero po opuszczeniu budynku Kwatery Głównej. Chłodny wiatr działał na mnie kojąco. Wzięłam głębszy wdech i, patrząc wojowniczo na Ezarela, powiedziałam cicho:

– Trzymasz mnie za rękę...

Pierwszy raz zdołałam go wybić z rytmu samymi słowami.

Odskoczył jak oparzony, po czym z najwyższym obrzydzeniem wytarł wnętrze dłoni o spodnie. Usłyszałam jak zdegustowanym tonem wymamrotał „bleee", a jego mina była tak zabawnie wykrzywiona, że śmiałabym się długimi godzinami, gdybym tylko nie wiedziała, iż to ja jestem przyczyną niesmaku. Prychnęłam pogardliwie na oglądany spektakl. Ten drań przesadzał, a do tego był urodzonym aktorem...

– Może tak od razu ci nie odpadnie – sarknęłam zirytowana jego melodramatyzowaniem.

– No pewnie, że nie – odparł z powagą. - Najpierw zgnije.

Przewróciłam teatralnie oczami, krzyżując ręce pod dużymi piersiami. Dziarskim krokiem maszerowałam za nim, odczuwając spore zmęczenie towarzystwem elfa.

– Moja przepona musi odpocząć po tej kosmicznej dawce śmiechu, więc może zmienimy temat i powiesz mi dokąd idziemy?

– Słuchałaś Miiko czy tylko stałaś i robiłaś dobre wrażenie?

Łypnęłam na niego spode łba.

– Mamy zaopiekować się Volun, tyle to ja zrozumiałam. Ale kto to jest?

– Ktoś, kto nie będzie zadawał głupich pytań.

Mówiąc krótko: Ezarel nie miał ochoty na rozmowy. Zauważyłam, że odkąd przybyłam do Eldaryi, zrobił ze mnie osobę do wyładowania frustracji. Ponadto obarcza mnie za swoje niepowodzenia. Ostatnio stwierdził, iż to ja byłam przyczyną tego, że nie wyszedł mu eliksir, chociaż tkwiłam wtedy w kuźni, czyszcząc ją na błysk.

– Emma!

Słysząc swoje imię, mimochodem odwróciłam się. Uśmiechnęłam się od ucha do ucha na widok biegnącego Mery'ego. Biedak był już przy mnie, kiedy się potknął. Cudem udało mi się go chwycić i przytrzymać, dzięki czemu uniknął bliskiego spotkania z ziemią. Odzyskując równowagę, wyszczerzył ząbki, po czym przytulił się do moich nóg z niesamowitą wręcz siłą jak na takiego małego szkraba.

– Przyszłaś się ze mną pobawić! Wreszcie! – pisnął zachwycony.

W okamgnieniu pobladłam. Rzeczywiście, ostatnio coś wspomniałam o zabawach, lecz nie teraz. Przełknęłam ślinę, przymierzając się do powiedzenia Mary'emu w sposób najmniej bolesny, iż to nie jest dobry moment na bawienie się.

– Nie możemy przejść spokojnie dziesięciu kroków? – warknął Ezarel, zatrzymując się obok nas. – Mery, nie mamy teraz czasu na wygłupy.

– Ale... - Wzmocnił uścisk, a w jego oczach zalśniły łzy.

– Nie ma żadnego „ale" – kontynuował beznamiętnie Ezarel. – Poza tym jeśli będziesz ją przytulał, przesiąkniesz ludzkim zapachem. A wiesz co się wtedy stanie? W nocy przyjdzie po ciebie troll i zrobi z...

Mery wybuchł płaczem, zanim elf dokończył zdanie. Właśnie dlatego nie przepadałam za poczuciem humoru szefa Absyntu. Czasami przeginał. Schyliłam się, po czym niepewnie pogłaskałam Mery'ego po blond włoskach.

– Nie przejmuj się nim. Od oparów z laboratorium cierpi na urojenia.

Ezarel nie spodziewał się, że chłopczyk zareaguje tak gwałtownie, więc do tej pory stał w milczeniu i zapewne w jego głowie ciągle przewijało się pytanie typu: „Co poszło nie tak?". Niestety, ale moich słów nie mógł pozostawić bez komentarza.

Pokłóćmy sięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz