6

4.2K 246 202
                                    

Ezarel wydawał się typem żartownisia, który zna granice dobrego smaku. A przynajmniej tak myślałam przed wejściem do laboratorium. Po wkroczeniu na teren wroga natychmiast odszukałam wzrokiem najbardziej obleśną i przerażającą istotę. Cel odnalazłam na dłoni Voluna. Otworzyłam szeroko oczy, nie mogąc uwierzyć, że dżdżowniczowy potwór znajduje się na wolności. Co za nieodpowiedzialna osoba pozwoliłaby na coś takiego!

– Nie przypominam sobie, żeby po drodze do biblioteki była sypialnia Nevry.

I oto przemówił do mnie miłośnik zjadliwości. Kompletnie zignorowałam jego komentarz. Nie mogłam oderwać oczu od robaka. Mało kulturalnie wskazałam palcem w stronę ręki Voluna, a po przełknięciu śliny, wydusiłam słabo:

– Co to coś robi poza słoikiem?

– Ekstra, co nie?! – zawołał białasek, unosząc dłoń. Prawdopodobnie chciał mi zaimponować, ale zawiodłam go swoją reakcją. Wydałam stłumiony pisk i cofnęłam się o kilka kroków, aż przywarłam plecami do drzwi. Książkę kurczowo przyciskałam do piersi, jakby miała ochronić mnie przed najniebezpieczniejszymi stworami.

– Nie histeryzuj, nic mu się nie stanie... – Ezarel uśmiechnął się przebiegle. – ...prawdopodobnie.

– Co to ma znaczyć?

– Chłopak ma pięćdziesiąt procent szans na przeżycie. – Volun i ja spojrzeliśmy na niego z pytaniami wymalowanymi na twarzy. – Istnieją dwa bardzo podobne do siebie gatunki, które zawsze mylę, dlatego kazałem ci iść po ten podręcznik.

Jakkolwiek Volun dalej wpatrywał się w Ezarela z dziwną miną, tak ja postanowiłam potraktować słowa elfa z dystansem. Może i był świrem, lecz nigdy nie naraziłby kogoś na niebezpieczeństwo. Ta myśl dodała mi otuchy. Wreszcie ruszyłam się z miejsca. Podeszłam do Ezarela, oddając mu z łaską trzymany przedmiot.

Wziął książkę i zaczął ją wertować. Stałam przy nim z założonymi rękoma, czekając na magiczne słowo. Zirytowana uniosłam brew, a gdy nie przyniosło to oczekiwanego efektu, chrząknęłam głośno. Wtedy Ezarel posłał mi zniecierpliwione spojrzenie znad podręcznika.

– Ty mogłaś nie śpieszyć się z powrotem, ale ja mam w pięć sekund odnaleźć odpowiednią stronę? – sarknął wyraźnie wkurzony.

Zagotowałam się ze złości. Z rozczarowującym jękiem zacisnęłam palce na nasadzie nosa i dałam za wygraną. Ten snob nawet nie pomyślał o podziękowaniach. Co on sobie wyobrażał? Że jestem na każde jego skinienie? Że może mnie wykorzystywać? Co to, to nie! Już przenigdy nie będę dla niego uprzejma!

– Tam masz swoje witaminy – wtrącił Ezarel z nosem w książce i wskazał na blat.

Pomiędzy fiolkami rozpoznałam porcję przygotowaną specjalnie dla mnie. Uśmiechnęłam się od ucha do ucha, biorąc ją do ręki. Uznałam to za elficką wdzięczność. Poczęstowałam się napojem bez żadnych obaw. Ezarel nie robił dwa razy tego samego żartu, jego stać było na więcej, dlatego nie martwiłam się żadnymi ulepszaczami.

– Mam dla was dwie wiadomości: dobrą i złą. Którą chcecie najpierw? – Ez gwałtownie zamknął książkę i odłożył na bok. Stanął tyłem do stołu laboratoryjnego, opierając się o niego dłońmi.

– Złą...? – szepnął Volun, a ja pokiwałam pochmurnie głową, obawiając się najgorszego.

– Zła jest taka, że nawet ja się mylę...

Wymieniłam spojrzenia z chłopcem. Z jednej strony była to dobra informacja, wręcz podnosząca na duchu, jednak wolałabym, aby w poniektórych kwestiach, jak chociażby w alchemii, nigdy się nie pomylił.

Pokłóćmy sięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz