Rozdział II

232 13 4
                                    


Jego ciężkie kroki zbliżają się w kierunku bezbronnej dziewczynki. Jeszcze ciepłe, zakrwawione ciała jej rodziców leżą w korytarzu, z którego słyszy dwa ochrypnięte, wcześniej jej nieznane głosy. Widzi jego twarz. Ma minę porównywalną do wyrazu twarzy lwa, zagryzającego swoją ofiarę. Nie ma pojęcia, co ten mężczyzna chce zrobić. Kuli się najmocniej, jak potrafi i cienkim głosikiem błaga: "Proszę, nie rób mi krzywdy".

Światło. Dużo światła. To tylko sen. Sny zwykle zwiastują, co przytrafi się nam w przyszłości. Annie od zawsze śni się to, co było kiedyś. To, co kiedyś sama przeżyła. Choć dziewczyna zdążyła się już przyzwyczaić do nawiedzających ją koszmarów, każdy z nich jest przeżyciem tragedii na nowo. Wszystko wraca. To co we śnie oraz to, co miało miejsce po nim. Więzienie, niechciany dotyk, agresja, kpina i milion jeszcze gorszych rzeczy. 

Anna cała się trzęsie. Płacze. Boi się, że znajdą ją nawet tu. Ale kto ją znajdzie? Nigdy nie poznała i nigdy nie pozna ich prawdziwych imion i nazwisk. Nigdy nawet nie nadała im żadnych pseudonimów. Nie zwracała się do nich w żaden sposób. Oni po prostu byli i robili, co tylko ich dusza (i nie tylko ona) zapragnęła. 

Anna w całym tym płaczu znowu zasypia. Już nic więcej jej się nie śni. Gdy się budzi, przychodzi pora, żeby zacząć normalny dzień. Przemywa twarz zimną wodą i schodzi na dół. Kromkę chleba smaruje masłem i kładzie cienki plasterek sera. Wstawia wodę na herbatę i powoli przeżuwa każdy kęs kanapki. Kiedy czajnik zaczyna piszczeć, bierze się za szukanie kubka. "Mogłam o tym pomyśleć wcześniej". Udaje jej się znaleźć jakąś starą szklankę na dnie narożnej szafki. 

Po niewielkim śniadaniu podchodzi do drewnianego regału i bierze do ręki pierwszą lepszą książkę. W końcu trzeba znaleźć sobie coś do roboty i zająć czymś myśli.

Anna nie zdążyła nawet dojść do trzeciego rozdziału, a w całym mieszkaniu rozlega się pukanie. Paraliżuje ją. "Przecież nie czyhają na ciebie na każdym kroku, opanuj się dziewczyno". Sama siebie uspokaja. Ze sztuczną odwagą podchodzi do drzwi i je otwiera. Widzi przed sobą tego samego mężczyznę, który dzień wcześniej ją tu przywiózł.


- Dzień dobry, pani Anno... Emm, chciałem się dowiedzieć czy nie potrzebuje pani w czymś pomocy? - W jego oczach widać troskę i przejęcie.

- Nie, dziękuję. Ale może ma pan ochotę wejść na herbatę? - Dziewczyna ma ogromną nadzieję, że facet odmówi. Widzi, że jest w mundurze i pewnie to jego godziny pracy.

- Proszę mówić mi Tomek. A swoją drogą to chętnie się czegoś napiję, skoro pani proponuje. - Anna chce sobie za tę propozycję strzelić w głowę. Ale trudno - w końcu to był jej pomysł.

Zaprasza Tomka do salonu i idzie, kolejny raz tego dnia, wstawić wodę na herbatę. "Skąd ja cholera wezmę drugą szklankę?!". Fakt, tego nie przemyślała. "Trudno, najwyżej sobie nie zrobię."

Gdy czajnik zaczyna piszczeć, Ania wlewa wrzątek do szklanki z wcześniej przygotowaną torebką herbaty. Szybko zanosi naczynie do salonu. Jej gość rozgląda się po pokoju. Uśmiecha się, kiedy widzi dziewczynę. 


- Dziękuję - mówi z uśmiechem Tomek, biorąc do ręki szklankę gorącą od wrzątku. - Jak się pani czuje po pierwszym dniu mieszkania w nowym miejscu, pani Anno?

- Proszę nie mówić do mnie "pani Anno", wystarczy "Ania" - odpowiada ze sztuczną uprzejmością. - A dom jest bardzo przytulny, tylko póki co jeszcze nie ma w nim wielu potrzebnych rzeczy.

- Tak? Jeżeli chcesz, to mogę ci coś przywieźć albo pojechać z tobą na zakupy

- W sumie, to jeżeli to  nie jest dla ciebie problem... Fajnie by było jakbyś mnie podwiózł do jakiegoś marketu, bo ja jeszcze za bardzo nie znam okolicy. - potrzeba posiadania w domu podstawowych przedmiotów jest silniejsza od nieśmiałości


Jak tylko Tomasz kończy pić herbatę, wychodzą z domu i wsiadają do radiowozu. On naprawdę powinien teraz pracować - "Nie mi oceniać" - powtarza sobie Anna w myślach. Droga wydaje się strasznie długa. Jedyny plus jest taki, że od teraz Anna mniej - więcej kojarzy, w jakim mieście mieszka. W końcu oczom dziewczyny ukazuje się "Lidl". Gdy samochód się zatrzymuje, otwiera drzwi i wysiada. Razem z Tomkiem wchodzą do sklepu. 

W wózku znajdują się: cztery szklanki, tyle samo talerzy i komplet tanich sztućców, papier toaletowy, ręcznik, mydło, szampon i trochę jedzenia na kilka najbliższych dni. Tyle powinno na razie starczyć. Stają w kolejce do kasy. Babka przy kasie szybko kasuje poszczególne produkty. Do zapłaty 42,58zł. Anna kompletnie o tym zapomniała. Pieniądze. Czymś przecież zapłacić trzeba. W panice zaczyna przeszukiwać kieszenie. No tak! W spodniach znajduje 50zł. Przecież dwa dni wcześniej dostała trochę gotówki z ośrodka pomocy społecznej. Dziewczyna w myślach dziękuje Bogu. 

Tomek proponuje, że to on zapłaci. Jednak Anna jest szczęśliwa, że sama może sobie coś kupić. Bez niczyjej łaski. Nie chce, aby to on jej wszystko fundował. Prawda - miło jest, gdy ktoś da Ci jakiś prezent lub wspomoże w ciężkiej sytuacji - ale bez przesady!

Anna wraca z Tomaszem do domu. Chłopak pomaga jej wnieść zakupy, chociaż  jest pewna, że sama by sobie świetnie poradziła. 


- Dzięki za pomoc - mówi Anna z wymuszonym uśmiechem

- Nie ma za co, serio! - Tomek rzuca jej porozumiewawcze spojrzenie. Jednak Ania nic z tego nie rozumie. - Do zobaczenia!

Dziecko bandytyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz