Dzień 1

4 0 0
                                    

Wychodzę z założenia, że każdy naturalnie jest dobry tylko otoczenie kształtuje nas na niedorzecznych, nieczułych i po prostu złych.
Dzisiaj chciałam znaleźć w sobie ten zalążek dobra tak jak znajduje go we wszystkich jeśli tylko chcę. Nie wyszło mi to zbytnio. Pomyślałam, że ok, czas zrobić coś ze swoim życiem.
Poszłam na spacer. Padało najgorszym rodzajem splówania nieba na ziemię- czymś na kształt mrzawki.
Szłam w niskich glanach, to jedyne buty jakie mam i nie przekoną mi po 5 minutach. Ich wadą było to że marzną kostki. Pewnie będę chora. Trudno. Przeżyje.
Zgubiłam wcześniej słuchawki, więc bez muzyki i żywej duszy w około kroczyłam jak dureń myśląc o parasolu w różowe wieże Eiffla, a dokładniej o jej załamanym ramieniu/żebrze (?). To było takie głupie i dziwnie miłe. Wtedy stwierdziłam, że pójdę do lasu, było klimatycznie. Złote liście na ścieżce, resztki zielonych na drzewach, sosny i to wszystko spowite cienką warstwą wody, bajeczny widok.
Na prawdę nie znoszę takiego rodzaju deszczu, ale ten spacer podobał mi się wyjątkowo bardzo, co nie przeszkadzało mi w dalszym uznawaniu wyprawy za idiotyczny pomysł.
Wtedy zatęskniłam za tym żeby być kochaną. Na prawdę bardzo mi brakowało kogoś z kim mogłabym porozmawiać o czymkolwiek.
Później znowu wyszłam, tym razem deszcz był deszczem a nie kropidłem jakimś i było dużo miłej, a do tego ciemno *.* Miasto a raczej ledwie miasteczko nocą zaczęło wydawać się wyjątkowo piękne, a jednak trochę smutne przez samotność która dalej mnie ogarniała.
Myślałam o NIM. Tym którego kochałam, a przynajmniej myślałam że go kocham (chyba to sobie po prostu wkręciłam jak jakiś dzieciak, ale tak bardzo chciałam kochać...). Chciałam do niego napisać, jednak stwierdziłam, że nie ma co się narzucać, a on na pewno ma co robić a nie gadać z jakąś głupią dziewczyną. Szłam tak dalej kolejne kilometry. Wreszcie wróciłam do domu. Okazało się że zdarłam piętę do krwi czego nie czułam zbyt zamyślona sama nie wiem nad czym.

To było żałosne, bo tak bardzo chciałam bliskości drugiego człowieka, ale kiedy ktoś chciał rozmawiać albo po prostu być obok dziczałam. Myślę, że sprawiałam wrażenie nierozgarniętej idiotki.
Nienawidzę siebie za to, że nie daje sobie szansy na bycie normalną, a później narzekam, że znowu jestem sama.
Podobno jestem wesoła, śmieszna, żywa i w ogóle wulkan energii, ale tak na prawdę czuję, że jestem martwa, że gniję od środka. Tak bardzo się boję, że inni mogli by to zauważyć. Czemu jestem taka głupia?!
Najlepsze w tym wszystkim jest to że jestem zakochaną w sobie egoistką. Tak właśnie czuję, a to był mój pierwszy dzień w nowej skórze, bo od teraz się zmieniam, będę inna, będę silna, prawdziwa i dobra! Będę kochać aż wreszcie będę kochana.

___________

Jeśli ktoś to przeczytał to mam nadzieję że mózg nadal pracuje, bo wiem, że to beznadziejne, ale możecie pisać i dać znać co myślicie oprócz tego że główna bohaterka jest za nudna i zbyt zakompleksiona, pozdrawiam wszystkich ;)

Dzień Idle Girl Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz