2.Ach, ten chłód...

17 2 0
                                    

Weszliśmy do szkoły, gdzie czekała trójka znajomych Leny. Dwie dziewczyny i chłopak. Wszyscy odznaczali się imponującą muskulaturą  i każdy z nich posiadał "słoneczną" bransoletkę.
Wszyscy badawczo mi się przyjrzeli,  a potem  przestraszonym i gniewnym spojrzeniem wpatrywali się w dziewczynę z dredami. Poczułam się nie swojo.  Chciałam uciec.  Nie rozumiałam co zrobiłam.  Przecież nie byłam jakoś dziwnie ubrana ani nie gardziłam reggae.
Lena szepnęła im coś na ucho,  a ich twarze grupy się rozjaśniły. Spojrzeli na mnie nieco inaczej.  Przyjaźniej. W ich oczach dostrzegła ciekawość i zainteresowanie ja u dzieci. Niska szatynka odezwała się :
- Jestem Kate Dente, to jest mój brat bliźniak Mason- wskazała na dwa razy wyższego chłopaka,  który oprócz tego szczegółu był do niej bardzo podobny -  a ta ruda koło niego to jego dziewczyna,  Emily Plenitudo.
Chciałam powiedzieć "Jestem Jasbell,  dla przyjaciół Jess"  ale wyszło :
-Ale dziwnie nazwiska -  zarumieniłam się - przepraszam.
Oni spojrzeli nie pewnie po sobie,  głos zabrał Mason:
- Nasi rodzice pochodzą z Włoch i razem się tutaj wyprowadzili na studia.
-No okey -  pokiwalam powoli głową.
   Nie wierzyłam mu. Coś kręcił,  jak z resztą wszyscy. Znajdę sobie poprostu innych znajomych, a dla nich poprostu będę uprzejma na korytarzu. Tak, tak zrobię i będzie wszystko dobrze.
-To my idziemy na lekcje - rzekła Lena.
-To pa -  odezwała się reszta i oddalili się pospiesznie.
Zostałam sama.  Poszłam w kierunku sali 205, gdzie miałam mieć pierwszą lekcję. Prawie wszyscy byli już w klasie.  Rozejrzałam się i usiadłam w ostatniej ławce pod oknem.  Na siedzeniu obok usadowiłam moją lnianą torbę. Wyjełam duszy biały zeszyt i stary piórnik z zespołu "Odde to the moon".
Czekałam. Było jeszcze 5 minut do początku lekcji. Rozejrzałam się więc po uczniach.  Jeszcze nie było widać podziałów. "To dobrze.  Jeszcze mam szansę kogoś poznać i nie być znowu wyrzutkiem."-uśmiechnęłam się w myśli.
Dzwonek zadzwonił. Do klasy weszła wysoka kobieta z fryzurą na szopa, czyli czarne włosy i biały koczek. Wargi miała mieniły się kolorem wyblakłej czerwieni,  krwi umarłego ptaka. Różowy puder na policzkach,  widoczny z 1 km dalej, oraz oczy.  Małe świńskie oczka, które wpatrują się z tryskającą pozytywną energią w zdezorientowanych uczniów.
- Witajcie misie moje w nowym roku szkolnym,  nazywam się Elizabeth Prize i będę waszą wychowawczynią. Ten rok będzie dla was bardzo ważny,  rozpoczynający nowy ciekawy okres w waszym życiu .
Pitu pitu.  Przestałam jej słuchać po 30s.  jej wypowiedzi. Zaczęłam rysować w zeszycie. Zdążyłam narysować szkic,  a ktoś nagle wszedł do klasy.  Był to wysoki i chudy chłopak. Brązowa burza loków opadała mu delikatnie na ramiona. Mulat wszedł,  obejrzał się i usiadł na jedynym wolnym miejscu koło mnie,  nawet na mnie nie patrząc,  położył na ziemi moją torbę. Nauczycielka jakby nic się nie stało dalej kontynuowała swój wywód. 
Kątem oka spojrzałam na chłopaka.  Ostre rysy twarzy .   Czarne oczy, lekko przymknięte. Zero trądzika I ani krzty zarostu. Płaski nos. Pełne wargi.
Spostrzegłam kabel wystający spod czarnej koszuli,miał w uszach  słuchawki. Wyglądał na zmęczonego. Ręce trzymał zrośnięte na kolanach.
Nagle oczy się w pełni otworzyły i powedrowały na mnie.  Odruchowo skuliłam się i spóźniłam wzrok na podłogę,  na moich policzkach pojawiły się rumieńce.
Poczułam, że jakaś dłoń dotyka mego podbródka i podnosi go,  spojrzałam zdziwiona na chłopaka.  On delikatnie zabrał rękę.  Spojrzał z powagą w oczy i nagle zadzwonił dzwonek. I mój towarzysz poderwał się z krzesła i odszedł. Tak,  że widziałam go tylko przez sekundę w drzwiach.
Zostałam sama w klasie.  Szybko spakowałam rzeczy i wybiegłam z klasy,  oczywiście zabrzmiał dzwonek a ja zaczęłam przyspieszać,  bo już byłam spóźniona.  I bum! Oczywiście na kogoś wpadłam.  Zamknąłam oczy w błaganiu o materac,  ale poczułam coś twardszego,  ale ciepłego o równie przyjemnego . Delikatnie otworzyłam oczy.  To był Aiden. Spojrzałam wielkimi oczami na niego, a on mnie ustawił pionowo. Miałam problem z utrzymaniem równowagi. Dlatego musiał mnie przez chwilę podtrzymywać. Kiedy już stałam o własnych siłach, chłopak wybuchł śmiechem.
- Czemu się śmiejesz? - zrobiłam urażoną minę dziecka.
-Oj tam..  Poprostu no... - zaczął się jeszcze bardziej śmiać.
-No powiedz...  Proszę..  - spojrzałam mu w oczy.
- Jass ja chcę Ci powiedzieć,  że ty jesteś inna,  niż wszyscy.
-Nie jestem zjebanym fanem reggae,  nie noszę bransoletki ze słońcem i nie jestem umięśniona,  jak antyczne rzeźby? - zakpiłam - Daruj sobie,  widziałam jak patrzyli na mnie wasi znajomi.
-Nie to miałem na myśli...
- Nie chce wiedzieć co miałeś na myśli... Mam to gdzieś.
-Mi chodzi o to, że ty jesteś lepsza niż Mason czy Kate... - znowu ten sam tajemniczy sposób mówienia.
-Haha,  miło to słyszeć.  Naprawdę Aiden,  ale jeśli tylko po to masz mnie zatrzymać to wybacz,  ale marnujesz mój czas.
-Nie chodzi mi o to,  że ty jesteś lepsza,  lepsza od Leny. Ty jesteś wyjątkowa a, ja też jestem niczego sobie- przygryzl wargę - No wiesz ty i ja stanowilibyśmy całkiem niezłe połączenie.
Usłyszałam to i chciałam uciec, ale złapał mnie za ramię. Próbowałam się wyrwać..
-Puść mnie!
- Nie dopóki nie usłyszę zadowalającej odpowiedzi.
-Nie interesujesz mnie..  Poza tym nie biorę cudzych chłopaków,  lepiej idź teraz do Leny i błagaj aby ci wybaczyła.
-Nie był bym taki pewien.
-A ja jestem.
-Poza tym Lena jest nie nikim w porównaniu do ciebie.
-Sorry,  nie wiem co jest,  ale zabieraj łapy.
-Oj daj spokój,  jestem najlepszym kandydatem.  Mam odpowiednią pozycje,  władzę,  warunki genetyczne.  Jestem godny zostać twoim towarzyszem i ojcem twych potomków.
- Nie wiem co ci jest,  ale nie mieszaj mnie w to.
-Jeśli nie chcesz uwierzyć to poczujesz.
Aiden przyciągnął mnie do siebie,  ja zamknęła oczy, niechcąc na to patrzeć.  Jednak nagle chłopak mnie puścił.  Usłyszałam głos :
-Ona nic nie musi,  Aiden -
Skorzystałam z tej okazji,  oddaliłam się metr od niego. Po czym obróciłam się chcąc zobaczyć mego wybawcę.  To był on.  Ten chłopak,  który usiadł ze mną w ławce. Jego włosy zasłaniały mu twarz. Ale wargi były zacisnięte.A dłonie zamknięte,  jakby gotowe  do ewentualnej potrzeby obrony.
- Will, to nie twoja sprawa. Tylko moja i Jasbell.
- Czyżby wyglądało to bardziej na twoją sprawę do której ona ewidentnie nie chce się mieszać
-A ty niby lepszy?  -  zakpił- Uważaj Kiełku,  bo inni się też mogą dowiedzieć o pewnych rzeczach..
-Nie możesz.. Prawo i przymierze ci nie pozwoli...  Inaczej staniesz przed radą...
- Ja raczej mam z nimi lepsze stosunki nie sądzisz...
- Cii...  Za dużo mówisz tutaj...
- Oo...  Martwisz się o mnie? -  powiedział przesłodzonym głosem Aiden.
- Nie. Chronię resztę...  Jakbym mógł to bym cię już dawno wydał...
-Ojej, jakiś ty bohaterski!
-Zamknij się Aiden! -  krzyknął sfrustrowany mulat.
-Ktoś tu się boi... Może poprostu zostawisz mnie i dziewczynę samą?
- Nie,  ona idzie w tej chwili ze mną.
-Nie.
-Tak.
- Ani mi się waż -  warknął- Promieniści też mają prawo mieć następców.
- Żegnaj Aiden!
Poczułam,  że ktoś chwyta mnie za rękę i prowadzi ku następnemu korytarzu. Zatrzymaliśmy się chłopak rozejrzał się i westchnął.  Odgarnął włosy z twarzy, dalej ściskając mą dłoń. A ja byłam taka zszokowana tym co zaszło,  że nawet nie umiałam  wyrwać ręki.  Nagle spojrzał na mnie,  pełen obawy i troski.
- Uważaj na niego.  On cię może skrzywdzić.
-Dddddoobbrze..  
Nieoczekiwanie wyrwał rękę z uścisku.
- Wybacz mi proszę,  za naruszenie twej przestrzeni osobistej. To się więcej nie zdarzy. -  spojrzał w dół,  ale w głosie zachował spokój i opanowanie.
-Nicc się nuuuu stało....  To to moja wina... Sorry, on sobie coś ubzdurał,  a ja tego nie chciałam.
Z mojego oka popłynęła łza. Szybko ją otarłam. Nie chciałam wzbudzać jego litości. Nieoczekiwanie Will szepnął :
- Cii...Ja nie zrobię niczego bez twojej zgody..   
Odsunął się ode mnie.  I ruszył w innym kierunku. A ja do końca tej lekcji zostałam na korytarzu próbując uświadomić sobie co się właśnie stało.

Przepowiedziana Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz