4. Początki

966 97 7
                                    

Minęło kilka dni od przykrego incydentu z moim samochodem, który aktualnie znajdował sie u mechanika. Niestety musiałem dojeżdżać do pracy autobusem, ale przystanek nie był daleko od mojej kamienicy. Praca u pana Stylesa szła mi naprawdę dobrze, udało mi sie zawrzeć nawet kilka nowych znajomości. Starannie wykonywałem swoje obowiązki, by nie zawieść szefa, a co najważniejsze nie stracić pracy.

Byłem właśnie w trakcie zapinania koszuli w swoim niewielkim pokoju, gdy usłyszałem głośne pukanie do drzwi. Cholera to pewnie ten nieznośny Irlandczyk. Czemu ja jeszcze sie z nim użeram - pomyślałem.

- Louis, przyszedł do nas jakiś mężczyzna i czeka na ciebie, mówi, że z pracy! - krzyknął przez drewnianą powłokę.

Zmarszczyłem brwi zastanawiając sie jaki mężczyzna z firmy mogłby przyjść tu do mnie i z jakiego powodu. Dopiąłem szybko koszule i założyłem szarą marynarkę wychodząc z pokoju i kierując sie do salonu oczekując, że spotkam tam osobę o której mówił Niall, ale nikogo nie zauważyłem.

-Czeka na ciebie w samochodzie przed kamienicą -wymamrotał blondyn z pełną buzią na co skrzywiłem się lekko, ale przytaknałem.

- Okej, bede o 17, zamów pizze na kolację! - krzyknąłem idąc do drzwi i zakładając pośpiesznie buty i płaszcz.

- Spoko, a ty nie jesz śniadania? Nie bedziesz racjonalnie myślał przy Stylesie z pustym żołądkiem! - powiedział głośno po czym zaczął sie śmiać.

Nic nie odpowiedziałem tylko wyszedłem z mieszkania trzaskajac drzwiami. Zbieglem szybko po schodach z trzeciego piętra i wyszedłem z kamienicy. Rozejrzalem sie do około i zobaczyłem wyróżniającego się na tle innych czarnego mercedesa, przy którym stał pan Smith. Gdy kilka dni temu odwoził mnie do domu udało mi sie trochę z nim porozmawiać. Był naprawdę uprzejmy i dużo opowiadał o swojej rodzinie. Poszedłem do niego niepewnie i skinąłem głową na znak przywitania.

-Witaj Louis, pan Styles nakazał wysłać transpor po ciebie. - powiedział spokojnie otwierając mj drzwi od samochodu.

- Wie pan może dlaczego panie Smith?- spytałem zdezorientowany patrząc na otwarte przede mną drzwi.

- Nie mam pojęcia, dostałem tylko polecenie, które muszę wykonać - wzruszył niedbale ramionami.

- Skoro tak, to w porządku - przytaknałem usmiechając się delikatnie i siadając na miejscu pasażera. Ten samochód to cud.

Będąc już w drodze do firmy usłyszałem dźwięk przechodzącej wiadomości. Spojrzałem na telefon i odblokowałem go odczytując ją.

Od: Nieznany
Mam nadzieję, że zaakceptował pan moją propozycję, miłej jazdy panie Tomlinson.

Nie musiałem zgadywać od kogo jest ta wiadomość, wiedziałem od razu. Tylko skąd on ma mój numer do cholery? Powinienem odpisać? Chyba tak, wypada podziękować. Gdyby nie on marzłbym teraz na przystanku autobusowym.

Do: Pan Styles
Tak, nie trzeba było, ale bardzo dziękuje sir.

Wziąłem głęboki oddech i wyslałem wiadomość po czym lekko wilgotnymi dłońmi schowałem telefon do kieszeni spodni. Akurat w momencie w którym starszy mężczyzna zatrzymał się przed firmą. Odpiąłem pas bezpieczeństwa i wysiadłem z samochodu poprawiając koszulę. Podziękowałem Carlowi i wszedłem pewnym krokiem do budynku. Czułem się już tutaj naprawdę dobrze.

- Cześć Megan. - uśmiechnąłem się szeroko do kilka lat starszej blondynki stojącej przy recepcji z którą każdego dnia chodziłem na lunch.

- Hej Louis, szef prosi cię do siebie. - odwzajemniała uśmiech, a ja przytaknąłem lekko po czym wsiadłem do windy.

Zastanawiałem się czemu chce się ze mną widzieć. Czyżbym zrobił błąd we wczorajszym rozliczeniu? Cholera, mam nadzieję, że nie. Sprawdzałem to przecież kilka razy. Nie możliwe abym popełnił błąd, prawda? Z rozmyślania wyrwał mnie dźwięk rozsuwanych się drzwi, wysiadłem na odpowiednim piętrze i od razu poszedłem do biura szefa chcąc mieć to z głowy. Samanthy nie było przy swoim stanowisku co lekko mnie zaskoczyło, ale nie zastanawiając się nad tym więcej zapukałem do drzwi i wszedłem do środka. Pierwsze co rzuciło mi sie w oczy to oczywiście pan Styles, jak zawsze dobrze i profesjonalnie w wyglądający.

- Dzień dobry, chciał mnie pan widzieć - powiedziałem cicho podchodząc do biurka. - Czy chodzi o rozliczenie sir? Popełniłem jakiś błąd?

- Owszem Louis, niewielki, nie wziąłeś pod uwagę zwiększonego podatku - powiedział spokojnie, a ja spuściłem wzrok.

Słysząc to serce podeszło mi do gardła, dosłownie.  Bałem się, że zostanę wyrzucony. Tu nie ma miejsca na błędy, a ja go popełniłem w pierwszym tygodniu pracy. Musze zrobić wszystko żeby utrzymać tą posadę, to była najlepsza praca na jaką mogłem liczyć i byłem tego świadomy. Spojrzałem niepewnie na pana Stylesa starając sie zapanować nad trzesącymi sie dłońmi.

- Proszę mi w-wybaczyć moją niekompetencję sir. Obiecuje, że to poprawie. -wymamrotałem cicho.

- Oczywiście, że poprawisz Louis, ale twój błąd zasługuje na karę - podszedł bliżej i oblizał powoli wargi na co odwróciłem wzrok.

- Karę? - pisnąłem wystraszony nie patrząc na niego. - To naprawdę się nie powtórzy, zrekompensuje sie.- dodałem na co przez chwile zagościła cisza.

-Rekompensa brzmi dobrze panie Tomlinson.- szepnął przy moich uchu na co zadrżałem.

Dwoma palcami podniósł powoli mój podbródek przez co chcąc czy nie chcąc spojrzałem na niego. Był tak blisko, że oddech ugrzązł mi w gardle. Przez chwile studiował uważnie moją twarz, a później zrobił coś czego się nie spodziewałem. Pocałował mnie. Mocno i gwałtownie.

new employee/ larry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz