4. Zrozum, że nie wszystko trwa wiecznie.

13.5K 1.1K 517
                                    


Mogło się wydawać, że popadłam w szaleństwo, patrząc co minutę na ekran telefonu. Za każdym pieprzonym razem dostając wiadomość, łudziłam się, że to właśnie od niego. Choć każdego dnia traciłam coraz bardziej nadzieję. Traciłam i chęć walki. Nie pisałam już do niego, nawet stwierdziłam, że musiał zmienić numer albo zablokować mój numer u operatora. Prawie zachowywałam się jak stalker. Czułam się zmieszana, szczęśliwa i przerażona tym, że niedługo wracają. Pragnęłam i bałam się spotkania Luke'a. Chciałam móc znów się do niego przytulić, poczuć się w jego ramionach bezpiecznie. Chciałam również móc uderzyć go jak najmocniej i wykrzyczeć jak bardzo chciałabym go znienawidzić. Tak, chciałam go znienawidzić. Miałam go dość. Nie mogłam znieść już tej przykrej sytuacji. Tak bardzo tego chciałam. Nie potrafiłam. Byłam na to za krucha, czym dłużej nie dawał znaku, tym bardziej za nim tęskniłam. Znałam jego zagrania, często zachowywał się bardzo specyficznie. Nie miałam pojęcia, w co on grał. W tamtym momencie o niczym innym tak bardzo nie marzyłam niż o tym aby usłyszeć jego głos. Ignorował mnie, zbył mnie od tak. Próbowałam nie raz dopytać się Ashtona. Ten jednak bardzo często milkł, nie umiejąc wytłumaczyć jego zachowania. Z tego co wiedziałam, przez to ich relację były dosyć w napięciu. Pracowali razem i z tego co Ashton tłumaczył, zrozumiałam, że starał się to ignorować go od strony prywatnej. Niby rozmawiali normalnie, ale Ashton się od niego odsunął. Uważałam, że mój brat ukrywał przede mną jakąkolwiek prawdę, aby mnie nie zranić. Calum nie był taki skryty, tłumaczył, że nie potrafił zrozumieć ogólnego zachowania Luke'a. Mówił, że Hemmnigs zachowywał się stosunkowo normalnie przy nich, lecz znalazł on nowych przyjaciół, z którymi często wychodził do klubów.

Babci nie było w domu. Ja cały dzień postanowiłam siedzieć w domu w piżamie. Lubiłam takie dni. Niechętnie wyszłam z łóżka, słysząc dzwonek do drzwi. Nie przejmując się swoim wyglądem, poszłam otworzyć drzwi. Po otworzeniu ich ujrzałam miło uśmiechniętego Matthewa.

- Hej, mogę wejść? – zapytał.

Nie odpowiedziałam nic, tylko otworzyłam szerzej drzwi. Rozpromienił się i szybko wszedł do domu.

- Nie zgniłaś jeszcze w tym łóżku? – zagaił.

- Ja nie narzekam. Jest w nim ciepło, przyjemnie, wygodnie.

- Brakuje tylko tego frajera, co? Powinnaś dać sobie z nim spokój.

- Jeśli tylko po to przyszedłeś...

- Czekaj! Tylko tak powiedziałem, wiem, że dasz sobie z nim spokoju – odparł szybko zmieszany. – Martwię się o ciebie.

- Wszystko jest w porządku – odpowiedziałam spokojnie.

- Holiday – popatrzył na mnie z politowaniem. - Chodzisz smutna, patrzysz tylko na ten cholerny telefon i ja mam być spokojny?

- Jest wszystko w porządku – odparłam już z łamiącym się w połowie głosem.

Haden zmartwiony otworzył szeroko ramiona, a następnie wziął mnie w mocne objęcia. Nie od razu odwzajemniłam uścisk. Dopiero po chwili stania w osłupienia, przytuliłam się do niego mocno. Nie miałam pojęcia kiedy popłynęła pierwsza łza. Matthew starł ją szybko. Zabrał mnie do salonu i włączył pierwszą lepszy film. Jak się okazało, włączył Madagaskar. Siedzieliśmy obok siebie, stykając się tylko kolanami. Naprawdę dziękowałam mu, że tak się o mnie troszczył. Usadowił mnie na kanapie i dał mi jedzenie. Wspaniały człowiek. Jedzeniem każdy może podbić serce. Byłam na tyle pazerna, że nie pozwoliłam wziąć mu ani odrobiny popcornu. Z czasem znudził mi się film i zaczęłam z nudów obrzucać go popcornem. Każdy po kolei podrzucał i łapał do ust. Z czasem przerodziło się to w zawody. Jak się okazało, w rzucaniem popcornu do buzi byłam strasznie kiepska, a Matthew jakby robił to od dziecka. Zaczęłam rzucać wtedy do jego buzi popcorn. To było dla niego trudniejsze zadanie, ale bardzo się starał, aby każdy wyłapać. Dużo się śmiałam, zwłaszcza wtedy kiedy tak podskoczył, że spadł z kanapy. Kiedy jedzenie się kończyło, przetoczyło się to w walkę o przekąskę. Wyrywaliśmy sobie miskę z rąk. Ostatecznie ja zabrałam ostatnią garść. Denerwowałam go, trzymając jednego zębami.

- Daj mi go – zaśmiał się, a ja pokręciłam głową, nie zgadzając się. Szybko zjadłam popcorn. – Nigdy więcej nie dam ci jedzenia.

- Co? Jak to? Matt, nie możesz mi tego zrobić! – odparłam spanikowana.

- Trzeba było myśleć, a nie jeść.

- To chyba jasne, że wolę robić to drugie. Najpierw dajesz mi jedzenie, a potem każesz mi go nie jeść?

- W sumie, masz rację, jedz. Trzeba cię trochę utuczyć.

W odpowiedzi pokazałam mu tylko środkowego palca. Czas minął mi z nim nieubłaganie szybko. Nawet nie zwróciłam uwagi, że minęły już godziny. Matthew już wychodził z domu. W ostatniej chwili już wychodząc, wyjął ze swojej kurtki po miętolony papierek. Spojrzałam na niego, marszcząc brwi. Podał mi karteczkę i wskazał na zapisane cyfry palcem.

- Co to za numer? – zapytałam.

- Po prostu zadzwoń, przekonasz się. Ja już będę leciał – pochylił się i pocałował mój policzek, a następnie wyszedł z domu.

Siedząc wygodnie na kanapie, przekręcałam świstek w dłoniach. Bałam się, że Matthew zrobił mi kawał i numer należy przykładowo do burdelu. Wpisałam numer w telefonie i zastanawiałam się czy wcisnąć zieloną słuchawkę. Ostatecznie zadzwoniłam, ale od razu w głowie miałam „jeszcze mogę się szybko rozłączyć". Czułam się zestresowana, nawet skręcało mi z tego powodu żołądek. Słysząc kolejne sygnały tylko bardziej się denerwowałam, ale moja ciekawość nie pozwalała mi się rozłączyć. Zamarłam, gdy w usłyszałam w słuchawce:

- Halo? – odparł ktoś najwyraźniej wybudzony ze snu. Nie mogłam po tym jednym słowie stwierdzić z kim rozmawiałam. Nadal nic nie potrafiłam powiedzieć. – Kimkolwiek do kurwy jesteś, wiesz która jest godzina? – zszokowana wsłuchiwałam się w dobrze mi znany głos. Dłonie trzęsły mi się strasznie, a sama mocno dygotałam.

- Luke? – powiedziałam bardzo zestresowana.

- Kto mówi? – odparł już trochę spokojniej, wyraźnie zaciekawiony.

- Luke, to naprawdę ty? – wyjąkałam w wysokim tonie, przez co mój głos został trochę zniekształcony.

- Nie kurwa, krasnoludek. Kim jesteś? – nie był w humorze. Czułam się źle, że tak się mimo wszystko zwracał.

- Dlaczego przestałeś dzwonić, odpisywać? – odpowiedziałam zasmucona, mając ochotę się rozpłakać.

- Holiday? – wymówił moje imię, wyraźnie zszokowany. – Skąd masz mój numer?

- Mijało tyle miesięcy, a ty nawet jednej, krótkiej wiadomości nie mogłeś napisać? – zapytałam, ale nastała cisza. – Luke proszę, mów coś. Brakowało mi twojego głosu.

- Musisz przestać. Nie dzwoń do mnie – w tamtym momencie nie panowałam nad emocjami i się rozpłakałam.

- Luke, ale ja nie rozumiem – odparłam, płacząc.

- Skasuj mój numer, proszę, Słońce.

- Ty masz jeszcze czelność mnie tak nazywać? Luke do cholery o co ci chodzi? Co się z nami stało?

- A co się miało stać? Nie ma nas, zrozum, dzieciaku.

- Myślałam, że łączy nas coś niesamowitego. Zakochałam się w tobie.

- To się pomyliłaś. To był jeden wielki błąd. Nie pasujemy do siebie.

- Błąd? – zapytałam już głośno płacząc. – Luke, co ty mówisz?

-Cześć Holiday, zrozum, że nie wszystko trwa wiecznie.

Po tych słowach rozłączył się i nie odbierał już kolejnych telefonów. A ja poczułam się pusta, bez żadnej wartości. 


__________________________________________________

Nie będę tłumaczyć swojej nieobecności, bo robiłam to za każdym razem. A tym razem jest mi po prostu strasznie głupio i boję się znowu coś obiecywać. W każdym razie, ktoś tu jeszcze jest i czyta? :) 

Miło było wrócić i coś napisać x 

A sister of my friend || l.hOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz