— Jakie jest twoje największe marzenie? — spytał, patrząc przed siebie. Rękoma opierał się o zimną, mokrą trawę, a na jego ustach wciąż błądził mały uśmiech.
— Pocałować cię — odparła nieśmiało, również spoglądając na zachodzące w oddali słońce. Chłopak odwrócił się do niej i zaśmiał. — Nie ma w tym nic śmiesznego, Daniel.
— Owszem, nie ma — potwierdził, po czym, uśmiechnąwszy się szerzej, dodał: — Ale się zarumieniłaś...
***
— Tak było... — westchnął ciężko, odgarniając włosy z czoła. — A teraz nie ma już nic. Zostały mi tylko wspomnienia. Co za ironia losu, nieprawdaż?
Mężczyzna wstał z fotela i rozpoczął tradycyjne przechadzanie się po pomieszczeniu.
— Dochodzę do wniosku, że masz RLS — Matt spróbował zażartować, jednak w odpowiedzi otrzymał jedynie mrożące krew w żyłach spojrzenie. — Urocza była...
— A później zamieniła się w diabła, kolokwialnie mówiąc. Choć nie jestem pewny czy to określenie jest adekwatne do osoby jej pokroju.
— ... gdy była nastolatką — dokończył, uśmiechając się pod nosem. — Zastosowałeś się do moich rad?
Mężczyzna przystanął na środku pokoju, stojąc tyłem do psychologa, a przodem do okna, za którym ostatnie promienie słoneczne padały na zapuszczony ogród.
— Nie myślałeś kiedyś, żeby coś z tym zrobić? — spytał, wskazując palcem na gąszcze chwastów za szybą. — Wracając do twojego pytania... — Odwrócił się do starszego mężczyzny i uśmiechnął ironicznie. — Nie zgłupiałem jeszcze do reszty, żeby pytać się samego siebie, co w mojej sytuacji zrobiłby Jezus.
Jego wypowiedź ociekała ironią, a w szczególności ostatnie słowo.
— To mogłoby ci pomóc...
— Nie wierzę w żadnego boga, tym bardziej żadnego Jezusa — oznajmił, siadając na powrót w fotelu. — Jestem ateistą, mówiłem ci już.
Matthew westchnął ciężko, kręcąc przy tym głową.
— Nie każę ci w niego wierzyć, twoich poglądów nie zmienię. Przekonałem się o tym po ostatnich kilku miesiącach — odpowiedział z sztucznie miłym uśmiechem na twarzy. — Ale cokolwiek by nie powiedzieć o Jezusie, do czegokolwiek by Go nie porównać, czy wątpić w Jego istnienie, był po prostu dobry. Nikt temu nie zaprzeczy, był cholernie dobry, synonim pieprzonego dobra. I tyle... Dlaczego więc nie postępować jak on, skoro był taki dobry?
Na to pytanie nie padła już żadna odpowiedź. Bo na to pytanie nie było chyba właściwej odpowiedzi.
***
Brunet przechadzał się po parku, błądząc między wspomnieniami. Tymi lepszymi i tymi gorszymi też. Niemal widział jak pod wielkim dębem stoi para młodych ludzi; uśmiechniętych, młodych ludzi. Nie robią nic szczególnego. Po prostu stoją i patrzą sobie w oczy. Była to zdecydowanie jedna z najbardziej magicznych chwil w jego życiu. Te szaro-niebieskie oczy patrzyły na niego wtedy z taką miłością i uwielbieniem, jakich świat nie widział, a on nie pozostawał im dłużny. Ich dłonie splecione ze sobą, uniesione na wysokości klatek piersiowych. Odległość między ich twarzami cały czas się zmieniała, z sekundy na sekundę była coraz mniejsza. Wtem Daniel odwrócił wzrok, nie chcąc wracać do raniących wspomnień sprzed lat. Usiadł na pobliskiej ławce i spojrzał w górę.
CZYTASZ
All unspeakable thoughts
Short Story„- Męczy mnie to od dłuższego czasu(...). Wszystkie niewypowiedziane myśli..." Rozmowa o wszystkich niewypowiedzianych myślach jest tylko pretekstem do opowiedzenia czterech tak różnych od siebie, a zarazem tak sobie bliskich, zabawnych, czase...