Rozdział 7

30 3 3
                                    


     Wybiła druga trzydzieści. Nie musiałam długo na nich czekać. Po połowie minuty rozległo się ciche, niemal nie słyszalne stukanie. Pukający nie czekał na odpowiedź i po chwili w progu stanął Darren z bliźniaczkami. Millie weszła jako ostatnia, więc bezgłośnie zamknęła za sobą drzwi. Wszyscy troje odłożyli plecaki koło mojego i usiedli ze mną na łóżku. Pierwsza odezwała się Katie.

      - Okey. Nie mamy dużo czasu, więc przejdźmy do rzeczy - zaczęła - Równo o trzeciej jest zmiana warty przy wszystkich wyjściach w prawym skrzydle zamku - kontynuowała rozkładając plan posiadłości na podłodze - My jesteśmy tutaj, a drzwi,  przez które wyjdziemy są tutaj - po kolei zaznaczała punkty wcześniej wyciągniętym ołówkiem - Moglibyśmy wyjść, którymkolwiek z tych po drodze, ale te do których idziemy będą strzeżone przez naszego znajomego, Bruna, rozmawiałam już z nim, więc myślę, że nie będzie problemu z wydostaniem się na zewnątrz, gorzej z przejściem przez mury i tu się zaczynają schody. Chodzi o to, że piętnaście po trzeciej mają zmianę na murach, tylko że niestety na lewym skrzydle. Będziemy musieli przejść aż na drugą stronę, żeby się tam dostać, ale nie w tym problem, bo dali byśmy radę zrobić to w miarę cicho, ale cały kłopot polega na tym, że od zmiany warty w prawym skrzydle wewnątrz do zmiany  w lewym skrzydle na zewnątrz mamy jedynie piętnaście minut.

      - Dobra, ale może najpierw zaczniemy od samego dojścia do drzwi - wtrąciła się Millie i zaczęła szczegółowo omawiać cały plan.

      Nasze "spotkanie" zakończyło się o 2:53, więc od razu zaczęliśmy się zbierać do wyjścia. Założyłam czarną, skórzaną kurtkę i plecak, który był chyba dwa razy cięższy ode mnie. Następnie wyszłam za moimi przyjaciółmi z pokoju. Najciszej jak tylko się dało ruszyliśmy w stronę schodów.  Kiedy zeszliśmy na sam dół, do podziemia, rozdzieliliśmy się tak jak było wcześniej ustalone ja poszłam z Millie, a Darren z Katie. My poszłyśmy od razu w prawo, natomiast oni musieli iść prosto i skręcić w równoległy korytarz do naszego. Gdybyśmy poszli taką dużą grupą na raz to dużo trudniej byłoby nam się schować w razie W, dlatego taki podział był bezpieczniejszy. Szybko dotarłyśmy do celu Darrena i Katie jeszcze nie było, a do trzeciej zostały tylko dwie minuty. Czekałyśmy na resztę w jakimś schowku pod schodami.

      Pomieszczenie było dość spore jak na tego typu magazyn. Stało tam w kącie trochę wiader z mopami, kilka mioteł, ze dwa odkurzacze, detergenty na regale i duża szafa na całą ścianę... zwykła szafa... bez Narnii. Ściany były w kolorze jasnej szarości, a w rogach było kilka pajęczyn.
      Stałyśmy tam minutę i nagle drzwi zaczęły się otwierać. Potem zamknęły się. Spojrzałyśmy po sobie z Millie, bo wiedziałyśmy, że to nie nasi. Darren i Katie mieli zapukać najpierw trzy razy, żebyśmy były świadome, że to oni. Teraz jedynym wyjściem była ta szafa. Trochę zbyt dziecinna i prosta kryjówka, ale nie miałyśmy czasu znaleźć lepszej, bo drzwi znowu zaczęły się otwierać. Tym razem nie zamknęły się od razu. Do środka weszła jakaś postać. W ostatniej chwili zniknęłyśmy w szafie przymykając za sobą drzwi. Stałam bliżej wyjścia, więc przez małą szparkę obserwowałam osobę, która właśnie zamykała drzwi pomieszczenia. Po budowie ciała poznałam, że to jest dobrze zbudowany mężczyzna, raczej wysoki. Ubrany był w mudur gwardzisty. Rozejrzał się po ścianach i zapalił światło, ale tylko na chwilę, żeby przejechać wzrokiem po pokoju i znowu je zgasić. Jednak ta chwila była wystarczająco długa, żebym zauważyła, że jest brunetem. Wysokim,dobrze zbudowanym brunetem o dużych, piwnych oczach.

Uwaga!!!
Niedługo wstawię "książkę" z nominacjami i innymi takimi rzeczami, więc zapraszam

Ucieczka (Zawieszona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz