Rozdział 2

31 6 6
                                    

Wiatr rozwiewał moje rude kosmyki włosów na wszystkie strony. Wyglądałam jeszcze gorzej niż wcześniej. Nie mogę już na nikogo liczyć. No ok... Prawie nikogo. Otworzyłam drzwi kościoła. Zrobiłam krok do przodu. Poczułam ten specyficzny zapach. Uwielbiałam go. Podeszłam do pojemnika z wodą święconą. Włożyłam do niego rękę i wolnym ruchem, wykonałam Znak Krzyża. Następnie ruszyłam w stronę ołtarza. Przyklękłam i usiadłam w pierwszej ławce, aby znowu uklęknąć.

- Co mam zrobić? Jestem zgubiona. Pomóż mi. Chcę odnaleźć sens tego co robię. Dlaczego to wszystko mi się przytrafia? Co zrobiłam źle? Jak mam postąpić?

Wtedy coś się we mnie złamało. Usłyszałam jakiś głos dochodzący z mojej głowy.

Bądź silna. Idź za tym co powie Ci serce.

Te dwa zdania mnie uspokoiły. Wiedziałam, że cokolwiek zrobię On ze mną będzie. Posiedziałam jeszcze chwile na ławce, a później wyszłam i ruszyłam do drapacza chmur, w celu zarejestrowania się bez zbędnych konfrontacji.

Poszło gładko.

Wkroczyłam do Sali. Tym razem pewnie. Była ogromna. Ludzie siedzieli podzieleni. Ważniejsze osobistości zajęły lożę; piosenkarze, modelki, aktorzy, celebryci i inni sławni ludzie siedzieli w pierwszych rzędach, tuż pod sceną; za nimi gościli się prawnicy, lekarze, naukowcy, nauczyciele; następnie zauważyłam księgowych, bibliotekarzy, kelnerów, kucharzy itp.; aż wreszcie na szarym końcu stali (jakby nie można dać im krzeseł) bez przydziału. Sieroty znajdowały się przy bocznym wejściu. Przeszłam przed gronem cenionych ludzi i usiadłam obok Marlee i Mi – moich przyjaciółek.

- Mionka! Co Ci się stało?!? – spytała ta pierwsza.

- Mała kłótnia przy rejestracji – błądziłam wzrokiem w poszukiwaniu twarzy Janet.

- O co była ta kłótnia??? Masz podbite oko i chyba uszkodzony nos!!! – do rozmowy włączyła się Mia, która dopiero teraz skończyła wpatrywać się w Jacka.

- No wiesz jak to ze mną jest – zaśmiałam się jednocześnie zabijając wzrokiem sylwetkę mojego wroga. – Lepiej Mia powiedz nam jak tam Ci idzie podrywanie Jacka?

- Nic do niego nie czuję, a poza tym i tak dzisiaj wybiorą mi męża – przypomniała nam z nutką nadziei w głosie.

- Ta jasne... - odpowiedziałyśmy równocześnie z Marlee.

I w tym właśnie momencie w Sali zgasły światła. Pozostały tylko te oświetlające drobną kobietę w średnim wieku stojącą na scenie. Niebieskooką Emily Green – prezydent naszego kraju. Rozejrzała się po widowni i przeczesała dłonią swoje blond włosy, które lekko opadły na jej twarz.

- Zebraliśmy się dzisiaj tutaj – zaczęła, choć dla mnie brzmiało to jakby miała udzielać ślubu – mieszkańcy Equal, aby naszym młodym obywatelom wręczyć przydział. W tym roku zadecydowaliśmy – chyba ona zadecydowała – że będzie można zmienić swoją drugą połówkę – te ostatnie zdanie wypowiedziała z niewielką wściekłością, widać, że tego nie chciała.

Zapadła cisza. Spojrzałam na Justina. Wymieniliśmy zdziwione spojrzenia. Odwróciłam wzrok i popatrzyłam na polityków. Widać było, że są zadowoleni.

- Ale... - ciągnęła – pod warunkiem, że wybrana przez was druga osoba, będzie tego chciała. Za chwilę będę prosiła po dwie osoby – chłopca i dziewczynę – na monitorze ukaże się wasz przydział i inne informacje. Drugą połówką będzie osoba wywołana razem z wami. A więc zaczynajmy! – do głowy naszego państwa podeszła dwudziestoletnia dziewczyna wręczając jej jakąś kartkę – Sofia Scoot i Micheal Warton.

WYBRANEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz