1.Początek

12 0 0
                                    

  Stała jak zwykle pod murem budynku szkoły. Była w ostatniej klasie gimnazjów i zaliczała się do dziewczyn, których życia chciały znać wszystkie młodsze i mające nadzieję na to samo dziewczyny. Popularność zyskała między innymi przez szkolny klub sportowy i pofarbowane na różowo, krótko ścięte włosy. Pofarbowane, gdyż w wakacje miała sporo wolnego czasu, choć panowało przekonanie o jej wspaniałych i wyczerpujących wakacjach w Korei, które nie było prawdą. Ścięte włosy, dlatego, że w jej domu nie panowała najlepsza atmosfera, a ojciec był alkoholikiem i bił matkę. Postanowiła zrobić sobie chłopięcą fryzurę, bo było jej łatwiej funkcjonować, a także chciała pokazać rodzicą, że nie jest już małym dzieckiem, które nie rozumie niczego ze świata.
 
  Stała i czekała na swojego dilera. Był on jedną z niemających znaczenia ludzi w jej udawanym życiu. Znała wiele takich osób, a tak naprawdę nie znała osoby, która taka by nie była. No może jedną.  Przywykła jednak do takiego pogladu na innych. Diler miał jej dziś przynieść sporą ilość narkotyków, jednak on wciąż się nie pojawiał. Nigdy się nie spóźnił, a zawsze wręcz był przed czasem. Był on rudym studentem i nosił okulary, co stanowiło świetną przykrywkę w jego fachu. Co do samych narkotyków, zaczęła brać niedawno, kiedy jeden z kolegów jej brata skoczył na haju z balkonu. Zginął na miejscu i zachęcił tym ją do spróbowania. Sprawiało jej radość,  kiedy wszystko odpływało, a jej organizm wykańczał się. Tak wspaniale było wtedy jej uciec od zupełnie innej osoby, którą była w szkole.

  Był początek listopada, więc wiał zimny wiatr, a z drzew powolnie opadały liście w najpiękniejszych barwach czerwieni. Marzły jej dłonie i kostki, które miała odkryte. Powoli zaczynała tracić cierpliwość, ale postanowiła jeszcze chwilkę poczekać.

        ~
  Szedłem przed siebie pewnym krokiem. Dostałem polecenie i musiałem je spełnić, więc wsiadłem do samochodu i odpaliłem silnik. Na dworze robiło się coraz zimniej, więc jak najszybciej pojechałem pod wzkazany adres.  Nie wiedziałem jednak, że będzie to gimnazjum miejskie. Wyszedłem powoli z pojazdu i skierowałem się w stronę wejścia. Idąc, zobaczyłem, że pod murem stoi dziewczyna z zieloną bransoletką na ręce, która szczególnie się oznaczała. Wiedziałem, że jest to umówiony symbol człowieka, któremu miałem przekazać prochy. Powiem szczerze, że byłem zaskoczony widokiem tej młodej i wydającej się radosnej dziewczyny. Zaintrygowała mnie swoim zachowaniem i postawą. Przekazałem to co miałem, a po tym wróciłem wolno do samochodu. Cieszyłem się, bo właśnie w tamtej chwili skończyłem swoją pracę. Pojechałem do swojego małego mieszkania i położyłem się na łóżku.

     ~
   Zdziwiła się,  bo zamiast jej rudego kumpla zauważyła, że podchodzi do niej mężczyzna około dwudziestu pięciu  lat, wysoki blondyn z brązowymi jak ziemia oczami. Nie skomentowała tego i odebrała towar. Nareszcie miała to czego chciała, a dziś nikt jej nie przeszkodzi w zabawie. Oczywiście nie była głupia,  nie brała w domu. Miała do tego wyznaczone miejsce - stary, rozwalający, opuszczony i nieogrzewany budynek, który za niedługo stanie się jej drugim domem. Nie przeszkadzało jej to zimno, które w nim panowało. Ważne, że była sama i nikt jej nie przeszkadzał. Zazwyczaj.
 
  Schowała odebraną przesyłkę do kieszeni kurtki i weszła z powrotem do szkoły. Zostały jej dwie lekcje i przerwa, na której znowu będzie grać jak jej to jest dobrze. Pod pewnym wzgledem kochała jak ludzie na nią patrzyli i rozmawiali na jej temat. Czasem lubiła to jeszcze bardziej niż samotne wyjścia na miasto.

  Siedziała w ławce pod oknem, trzecie rząd od tyłu ze swoją koleżanką, ale lekcja nie za bardzo ją interesowała. Patrzyła za okno, gdzie młodsi uczniowie, którzy skończyli już lekcję, czekali na coś. Nie mogła zrozumieć czemu nie szli razem na miasto, do galerii czy poprostu do domu. Naprawdę chciało im się stać tak i marnować tyle czasu? Wiele by dała, żeby móc iść już na zakupy, które umowiła sobie z koleżanką. Nie chodziła ona do jej szkoły, więc widywały się rzadko. Poznały się na jakimś nudnym, miejskim festiwalu, na który Liv była zmuszona przez nauczycielkę polskiego, przyjść.

  Siedziała na trawie, jak najdalej pijanych i otyłych mężczyzn, którzy wcześniej rzucali na jej temat nieciekawe komentarze. Ale niestety, Pani Royuo powiedziała jej, że ma przyjść, żeby reprezentować szkołę w tej bardzo superowej i interesującej uroczystości miejskiej.
Nagle poczuła, że ktoś otarł się jej o plecy, a po chwili  obok niej leżała blondwłosa dziewczyna. Nie wyglądało na to, żeby to panowała.

- Ja przepraszam cię bardzo - zaczęła nieznajoma, powoli wstając i otrzepując się z ziemi.

- Nic się nie stało - powiedziała i uśmiechnęła się. Dziewczyna usiadła koło niej.

- Zarąbiste włosy - wskazała na jej głowę i zaśmiały się. - Też jesteś tu z przymusu?

- Niestety. - rzuciła bez entuzjazmu, a w tym czasie na scenę wszedł jakiś beznadziejny zespół ludowy. Poprawiła swój mundurek, który jak zwykle składał się ze granatowej spódnicy i marynarki, białego  wąskiego krawatu i biało-granatowych podkolanówek.

- Jestem Jusy. - przerwała ciszę w ich konwersacji. Jej mundurek różnił się od jej krojem, kolorem i oczywiście logiem szkoły.

- Liv. - podały sobie ręce. Do końca festiwalu rozmawiały i dziewczyna stwierdziła, że nie było aż taką złą decyzją, żeby tu przyjść. Wymieniły się kontaktami i od tego czasu spotkały się co jakiś czas.

  Kiedy nareszcie nudne lekcje się skończyły, poszła na przystanek. Wiele osób uczyniło to samo, więc nagromadził się tam mały tłumek. Kiedy przyjechał jej autobus, weszła i usiadła na pierwszym wolnym miejscu. Po kilku minutach była pod centrum handlowym. Już z daleka zauważyła Jusy, która siedziała z książką na jednej z ławek. Zawołała jej imię, nie zwracając uwagi na ludzi, którzy na nią dziwnie patrzyli. Dziewczyna popatrzyła radośnie na nią i wstała, aby podbiec i przytulić koleżankę.

  Chodziły po wielu sklepach, rozmawiając zawzięcie, a przy tym Liv zdąrzyła kupić kilka ładnych spódniczek, co stanowiło jej ulubiony zestaw ubrań wraz z koszulką i bluzą. Kiedy weszły do sklepu z biżuterią, dziewczyna nie umiała się powstrzymać i kupiła bransoletkę wraz z trzema pierścionkami. Uwielbiała je. Dziennie miała zwykle jeden na każdym palcu i stało się one jej ulubionymi rzeczami.

   Jusy nie wiedziała nic o złych nawykach Liv. Nie była w typie złych i zbuntowanych nastolatek, więc Liv nie chciała jej narzucać swoich problemów. Dziewczyna była też pewna, że gdyby jej powiedziała,  ich przyjaźń by się zakończyła.

-
Moja pierwsza praca na Wattpad, więc mam nadzieję, że się spodoba 😊
To dopiero początek,  a z czasem będą dodawane rozdziały, postaram się jak najszybciej,  więc zapraszam 😀

Cień Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz