Rozdział 9

568 41 2
                                    

-Uff- Lucy pacnęła na fotel. Ja byłam sobą! Ale... o k***a. Już wiem dlaczego chłopcy  wyszli, i dlaczego mam na sobie koc. Po przemianie nie masz żadnych ciuchów! O rany ciekawe co stało się z moimi.

-Teraz ubierz się spokojnie a potem wszystko opowiesz.- Powiedziała zadowolona Ginny podając mi ubrania. Po czym zabrała ze sobą Lucy i obie wyszły.


Już siedzę na dole w otoczeniu wszystkich. Wytłumaczyłam wszystko.

-Dobrze... Możesz wyczarować tego patronusa jeszcze raz?- Harry był zachwycony całą sytułacją. Mogę się założyć że chciałby wykrzyknąć ,,Nareszcie!". Kiedyś żył przygodami i tajemnicami a teraz jest zwykłym pracownikiem ministerstwa. Wyjęłam różdżkę i -,,expecto patronum". Znowu widzę mojego przyjaciela. Znowu chciał położyć się na mnie... lecz ugradkiem oczu przejechał po obecnych ja zrobiłam to samo. Dopiero teraz zobaczyłam jak bardzo jego obecność potrząsnęła Harrego patrzył na niego z tak wielką tęsknotą że można by było się popłakać. Teraz popatrzyłam na psa on parzył tak samo na niego  nagle zaczął machać ogonem! Rzucił się na Harrego (oczywiście po przyjacielsku).

-Wąchacz?- Harry zwrócił się do psa po imieniu a on pomachał głową. I wtedy zniknął.

-Jak to?- Ginny wiedziała chyba o co chodzi. 

-Eee... ja go nazywam Żyrard.- Odpowiedziałam zgodzie z prawdą. To imię zawsze mnie intrygowało.

-Co? Żyrard?- Harry był tym bardzo rozbawiony.

-Ale jak to!? Przeciesz on nie może wrócić!- Ginny nie mogła pogodzić się z faktem że wyczarowałam patronusa. Co jej w tym przeszkadza? -On...no...- Powiedziała to tak jakby to był trudny temat.

-Nie żyje. Wiem. Byłem tego światkiem.- Harry ewidętnie mówił o kimś ważnym dla siebie.

-Acha...

-I pogodziłem się z tym.

-Czy ktoś powie mi o co chodzi?- Zapytałam.

-Tak. Ale nie tutaj. Choć na górę.- Harry wstał z swojego fotela i ruszył ku schodom. Ja poszłam w jego ślady. Weszliśmy do jakiegoś małego pokoju. Zapadła cisza.

-No... to o co tam chodziło?- Zdecydowałam się ja przerwać.

-Więc... Mój... No jakieś 15 lat temu byłem światkiem śmierci kogoś bardzo mi bliskiego. Ten ktoś był animagiem zmieniał się w takie samo zwierzę jakie widzieliśmy przed chwilą. Psa. Kundla.

-Acha... Czyli to było jego przezwisko? Tak? Wąchacz?

-Tak... Posłuchaj powiec co wiesz o hunwotach?- To pytanie kompletnie mnie zaskoczyło.

- No... wiem że byli to czterej przyjaciele. Jeden z nich to Remus Lupin tata Teda... No reszta jest nie wiadoma lecz nazywali się Rogacz, Glizdogon i

-Łapa. Tak. Ale czuje że masz jakieś podejrzenia co do pochodzenia jednego z nich.

-Tak. Co do Łapy wiem że Tata Teda był Lunatykiem wiem też że Glizdogon przeszedł na złą stronę. I przyczynił się do śmierci Rogacza... Więc jedyny przyjaciel w jego wieku to Syriusz Black.

-Zgadza się. To był on. To łapa i wąchacz. A Ted pisał mi że śniła ci się kwatera główna zakonu. Tak?- Przytaknełam. -Więc nie wiem czy wiesz ale ona była w jego własnością.- To było zaskoczenie. - Ale on nie żyje.  To mnie bardzo bolało. Był wspania... No ale nie będziemy o tym teraz mówić. Nie powinienem ci o tym mówić... ale on by tak zrobił... Nie wiesz kto jest twoją rodziną. Tak?- Ponownie pokiwałam głową. Jeszcze okaże się że jestem spokrewniona z Blakiem. LOL. -No... to... jest cień szansy na to że on jest... twoim krewnym- CO?! WTF?!?!?- NIE nic więcej ci nie powiem!- Powiedział Harry widząc że chce przerwać.

Córka DementoraWhere stories live. Discover now