Gniew

43 1 1
                                    

Czułem jak paznokieć Mery coraz głębiej wbija się w moją szyję, by po chwili zaczęła spływać z niej krew.

 - Och Gabrielu jak mogłeś myślałam że jesteś inny.

 Po chwili łzy Mery zaczęły skapywać na krew sączącą się z mojej szyi. Jej łzy sprawiły, że poczułem głęboki smutek. Odwróciłem się do niej. Nie ściągnęła ręki z mojej tętnicy. Spojrzałem w jej oczy. Były tak strasznie zmienione: błękit który je wypełniał znacząc je spokojem i pięknem został zastąpiony krwistą czerwienią a jej ręce kończyły się długimi szponami. W pierwszej chwili poczułem ucisk w sercu ale po chwili zagłębiłem się w krwawą czerwieni jej spojrzenia. Nie były to oczy mordercy, nie było w tym wzroku nienawiść. Jedynie smutek.

Ach jak strasznie głęboki był to smutek! Zdawał się przyćmiewać świat jakby nie było już piękna i dobra, jakby nie było niczego o co warto walczyć i dlaczego warto żyć jedynie w samotności.

 Mery wyciągnęła drugą rękę gładząc mnie po policzku: 

- Spojrzenie Anioła jest takie piękne Gabrielu! Zawsze wyraża tak głęboką miłość i współczucie! Wy, ludzcy nie różnicie się wiele od tych w Niebie.

Pogładziłem jej rękę dotykającą mojego policzka.

 - Mery posłuchaj jestem twój, tak jak obiecałem nie opuszczam cię i nigdy tego nie zrobię. To była moja przyjaciółka która jest mi jak siostra. Czy lubiłabyś mnie gdybym zostawił ją, aby pastwił się nad nią ten potwór?

Krwawa cofnęła rękę.

 - Nie, nie byłbyś wtedy tą samą osobą -cofnęła się o krok i odwróciła ode mnie po chwili wokół niej zaczęła zbierać się ciemność- Ale i tak masz być mój tylko mój! Odlazłam cię,  czekałam na ciebie tak długo! Wreszcie nie będę sama! Nikt mi ciebie nie odbierze a ja zabiorę cię teraz ze sobą już na zawsze!

 Odwróciła się, jej oczy krwawiły, a twarz poznaczona była bliznami ale ja nie poczułem strachu ani gniewu. Jakbym zapomniał o tych uczuciach, to zupełnie jakbym zapomniał o sobie. A myślałem jedynie o niej, o jej cierpieniu, smutku, samotności. Nagle poczułem coś w sobie. Jakby wzbierające ciepło które wypełniało mnie od środka i jednocześnie lekki ból. Ale był on rozkoszny, bo dzięki ciepłu które zaczęło mnie wypełniać zacząłem zdawać sobie dużo głębiej sprawę z cierpienia nie tylko Mery ale i świata. Jednocześnie wypełniała mnie radość, bo wiedziałem że to ciepło jest wstanie pokonać cierpienie i przynieść ukojenie. Nagle zacząłem nucić pieśni w nieznanym mi języku. Jakże był on piękny i lekki! Jakby każde słowo wyrażało jedynie szczęście, dobro i czystość, a ja  zacząłem rozumieć każde ze słów które wyśpiewałem. Miałem wrażenie że jedyną słuszną metodą posługiwania się tą mową jest śpiew- jakby tylko to mogło dostatecznie wyrazić jego piękno! Mery uklęknęła strasznie krzycząc trzymając się za głowę i rozrywając wszystko wokół siebie pazurami ja śpiewałem nie przerywając nawet przez chwilę.              

 ALEI ELTERIA SEREI ASTA

SERNAI ONILI WELIS TEI 

OTRUIUM WENTRUM ASTUS DEI

WELIUM OSTRIUM ANTERIA DEUS                     

A znaczyło to: 

NIECHAJ MIŁOŚĆ WYPEŁNIAJĄCA ŚWIAT 

NAPEŁNIA BLASKIEM TWOJE SERCE

ABYŚ ZAZNAŁA UKOJENIA I SZCZĘŚCIA PŁYNĄCEGO Z KRÓLESTWA ŚWIATŁA 

BO ONO NIGDY CIĘ NIE ZAPOMNI  

Blizny zniknęły z twarzy Mery a jej oczy znów wypełniał niebieski blask niosący ukojenie. Uklęknąłem naprzeciwko Mery, przyciągnąłem ją do siebie i tuliłem ze wszystkich sił. Bardzo długo płakała. Kiedy się uspokoiła uniosłem lekko jej brodę, popatrzyłem w oczy wypełnione błękitnym spokojem, sprowadziłem na twarz uśmiech, po czym powiedziałem:

-Zostawiłem dla ciebie kawałek tortu masz ochotę?

Mery wybuchnęła śmiechem najpiękniejszym jaki kiedykolwiek usłyszałem. Był tak cudowny i wspaniały że aż dech mi zaparło. Wiedziałem wtedy na pewno jedną rzecz, że dla tego śmiechu warto żyć i o niego warto walczyć. W chwili, gdy miałem wstać poczułem, jak moje ciało odmawia mi posłuszeństwa. Najpierw oczy zalały się czernią, głowa sprawiała wrażenie cięższej a nogi stały się jakby z waty. Zemdlałem nie pamiętając momentu upadku.

Co działo się przez resztę nocy nie wiem i żałować będę tego przez wieczność. 


Martwa miłośćWhere stories live. Discover now