Rozdział V

154 26 6
                                    


  - Plan? - spytałem, przybierając poważny ton.
- ...plan? Jaki plan, Bang, z informacjami, które teraz mamy, to możemy im najwyżej pogrozić za jazdę autobusem bez biletu! - Daehyun rzucił papiery na sofę, a później jego ciało poszło tym samym śladem. - Jesteśmy w czarnej dupie. Co da się zrobić?
- Ja jestem w czarnej dupie. - poprawiłem go, podnosząc kolejną kartkę z podłogi.
- Yongguk, ogarnij się. - Jae warknął i o mało nie dostałem długopisem w głowę. Po co oni chcą się w ogóle pakować w to bagno razem ze mną?
- Najlepiej odczepcie się od tego.  - burknąłem, spuszczając wzrok na zabałaganioną ławę, przed którą siedziałem. Nie wiem, która jest już godzina, najpewniej jakaś piąta nad ranem, a my i tak dalej składamy te niemożliwą do ukończenia układankę. Himchan na serio chce mnie wrobić, a ojciec tamtego chłopaka nie patyczkuje ze swoimi wrogami. Przynajmniej na to wskazują nasze wiadomości o nim. Każdy śmiałek, który niszczył mu plany, znikał. Kilku, co prawda, odnalazło się po paru miesiącach. Tak, odnajdywali się, ale... martwi.
- Hej! - nagle oberwałem ręką po głowie. - Słuchaj nas, jak do ciebie mówimy! - łapiąc się za obolałe miejsce, podniosłem rozwścieczony wzrok na Youngjae, który wydawał się nic sobie nie robić z moich słów.
- Jesteśmy z tobą, czy tego chcesz, czy nie. - kończąc wypowiedź, założył ręce na klatce. To znaczyło tylko jedno; uparł się i nie odpuści.
- Eh.. - spuszczając głowę, starałem się znaleźć dobre wyjście z całej tej sytuacji. Niestety, było tylko to jedno, w którym obydwoje idą ze mną. - Na pewno?
- Oczywiście. Beze mnie to ty dnia nie przetrwasz! - do rozmowy włączył się Dae, który umierając powoli na kanapie, postanowił jednak zawrócić do żywych.
Uśmiechając się cierpko, zacząłem dalej grzebać w papierach. Wszystko powoli się ze sobą łączyło, oprócz dwóch małych szczegółów. Jak Himchan będzie chciał udowodnić moją winę, i co, do jasnej cholery, miałby Jongup z nim robić?! Czego w ogóle się go trzyma? To bez sensu.
- Bang, powtórz. Jak dokładnie zakończyła się ta wasza sprawa? - wyrwany z zamyśleń, wzrokiem odszukałem nadawcę pytania.
- Na początku było w cholerę policji. Jednak wiecie, mój dziadek nic mi nie zarzucał, a jedynie bronił. Po sekcji zwłok i oglądnięciu wszystkich nagrań z kamer, coś mieli, ale gdy już trzeba było interweniować, to umilkli. Himchan zniknął i nie dostał żadnych zarzutów. Ja również. Po prostu jakby to nigdy nie miało miejsca. Oczywiście starałem się powiedzieć prawdę i miałem nadzieję, że Jongup mnie poprze, ale to było złudne. On ani razu nie wstawił się na przesłuchanie, a potem również zniknął.
- Łapówka? Przekupstwo? Jak to kurwa zrobili..?
- "Zrobił". Nie wierzę, aby Jongup dobrowolnie w tym uczestniczył - burknąłem rozgoryczony.
- Yongguk, jego starzy to szychy w policji i centrum ochrony Niebieskiego Domu. Serio myślisz, że by sobie nie poradził? Tylko jedno słówko do taty i..--
- Youngjae.. To nie ma ni..-
- Właśnie, że ma. - Daehyun uciął mi w połowie, automatycznie podnosząc się z kanapy. - Jongup potrafił sam siebie obronić. Szantaż nie miałby tu żadnego miejsca, bo nie ma o co. Pieniądze? Też nie. Miał ich w cholerę.
- No to czym Himchan mógł go zwabić, geniuszu? - zirytowany westchnąłem i odrzuciłem kolejne niepotrzebne kartki.
- Jongup był zawsze cichy. Nie udzielał się w temacie Himchana. Niby był po naszej stronie i w naszej paczce, ale powiedz, ile razy widywałeś go rozmawiającego z Chanem? - sceptycznym tonem wymusił na mnie odpowiedź.
- Kilka.. - westchnąłem.
- Nie pieprz głupot, mnóstwo. Zabronić mu tego nie mogliśmy. Więc po prostu też siedzieliśmy cicho, a tama pękała..
- Więc co chcesz przez to powiedzieć?
- Że może po prostu sam poszedł z Himchanem. - tym razem to Youngjae dołączył do tej abstrakcyjnej rozmowy, która przerażająco tworzyła jedną, sensowną całość. Tak naprawdę wiedziałem, że logicznie rzecz biorąc to może być prawda, ale nie chciałem tego do siebie dopuścić. Jongup był moim przyjacielem, przecież nie mógłby...
- Mógłby. - Dae na głos szorstko zakończył moją myśl.
- Ja pierdole.. - odchylając się do tyłu, runąłem na stertę papierów. - Wszystko się posrało.
- Żebyś wiedział. - Hyun też ciężko westchnął i wrócił do umierania na sofie.
- Więc co teraz? - jęknąłem bezsilnie.
- Teraz to ty nie możesz dać po sobie poznać, że już o wszystkim wiemy. Nie możemy mieć pewności, że on tu kogoś nie ma. Bang, musisz być czujny. I ty, i osoby w twoim otoczeniu są teraz zagrożone, więc uważaj.
- Youngja..- już miałem na niego warknąć, kiedy przed oczami ukazał mi się obraz blond chłopaka.
Osoby w moim otoczeniu będą w niebezpieczeństwie? To znaczy, że Junhong.. również?
Nagle klatka piersiowa niemiłosiernie zabolała. Ten chłopak ma cierpieć przeze mnie? Już wystarczająco złego mu wyrządziłem.
- ... słuchasz nas w ogóle?! - poczułem mocnego kopniaka w bok i zwinąłem się w bólu.
- Co znowu?! - krzyknąłem, łapiąc się za obolałe miejsce.
- To słuchaj nas, jełopie! Ty masz udawać, że wszystko jest w najlepszym porządku, a wtedy ja z Daehyunem pogrzebiemy w starych dokumentach. Daehyun.
- Mhm? - chłopak mruknął, słysząc swoje imię.
- Twoja matka to prokurator, nie?
- A ojciec to ogrodnik. Będziesz się czepiał?
- Kretynie, musimy jakoś dostać się do papierów, do których właśnie twoja matka ma dostęp. Tam na pewno coś znajdziemy na temat sprawy Himchana i Yongguka sprzed kilku lat.
- Ciężko będzie, ale spoko, hulaj dusza, piekła nie ma.. ale moja matka..- wykrzywił się i pokręcił przecząco głową.
- Bang? - tym razem padło na mnie.
- Ta? - kładąc dłonie pod głowę, ułożyłem się jeszcze bezczelniej.
- To zajmie nam kilka dni. Nie rób nic głupiego i uważaj.
- Co ja, dziecko jestem, czy jak? - prychnąłem rozbawiony. Nie trzeba mi przecież tak dokładnie tłumaczyć, co mam robić.
- Ciężko mi zaprzeczyć - odpowiedział, ale nie liczył na sprzeczkę. Po prostu się martwił, a ja mogę być za to jedynie wdzięczny.

Brighter than unvoiced  | bangloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz