Gerard wracał na przystanek. Jak codziennie. Rutyna była uspakajająca, nawet jeśli wiązało się to z chodzeniem ciemnymi, pozbawionymi lamp ulicami po 10 wieczorem.
Zima. Na zamarzniętych ulicach zaspy rosły w zastraszającym tempie. Zapomniał już o swoich nagich palcach, w których stracił czucie.
Uwielbiał to. Było tak spokojnie, nikogo wokół. Żadnych nienawistnych głosów.
Obelg. Wykrzykiwanych w jego kierunku.
Było spokojnie. Do przyjazdu autobusu zostało dużo czasu. Nie musiał się śpieszyć.
Cisza.
XXX
Frank siedział w autobusie. Przyjechał wcześniej na swoje przydzielone miejsce pośrodku bezludnego o tej godzinie miasta.
Czuł... Nic.
Zostały mu tylko ulotne wspomnienia, jak to jest być szczęśliwym.
Od kiedy ledwie zdał szkołę, a to była jedyna praca, jaką udało mu się znaleźć, nawet nie zastanawiając się nad studiami, przechodził przez różne stany emocjonalne, ale z pewnością nie był z siebie dumny, nie czuł radości. Dość często, towarzyszyła mu pustka. Czyż nicość nie jest przyjemna? Możesz udawać, że nie istniejesz. Wspaniałe.
Wpatrywał się w śnieg powoli zbierający się na wyłączonych wycieraczkach. Oczywiście, że dostał zimną nocną trasę.
Bo nikt wtedy nie korzysta z tych pojazdów. Kto w ogóle wtedy jest na dworze?
Jako niedoświadczony kierowca na swojej pierwszej samodzielnej jeździe, nie zabiłby nikogo w razie wypadku.
Odpowiadało mu to. Gdyby przypadkiem się wykoleił, zginąłby tylko on. Zauważyłby to tylko człowiek, który ma to nieszczęście za niego odpowiadać.
Pogrążałby się dalej w destrukcyjnych myślach, gdyby nie przerwało mu ciche stukanie do drzwi.
Szybko wyciągnął rękę w kierunku małego czerwonego przycisku.
Niemal natychmiast, gdy drzwi się rozwarły, nieco opornie przez spajający je lód, do jego małego imperium wkroczył chłopiec.
Frank zamknął na nim automatyczne drzwi. Nieznajomy strząsnął z kaptura śnieg, po czym zsunął szalik z nosa długimi, czerwonymi palcami.
- Przepraszam, że wchodzę wcześniej, ale... jest naprawdę zimno? - Ostatnie słowa były ledwie słyszalne. Frank od razu stwierdził, że nie jest to typ człowieka zbyt pewnego siebie.
- Jasne, nie ma sprawy. - Odparł w zamyśleniu.
- Em, jadę do końca. - Chłopak spojrzał na niego dziwnie.
Gdy załatwili wszystkie formalności, Frank nie wytrzymał.
- Coś nie tak? - Pasażer odwrócił wzrok.
- Nie, tylko.
Kierowca pokiwał głową. Nie powinien się interesować. Zawsze był gadatliwy i pełen energii, ale praca naprawdę wiele zmienia.
Czuł się stary, jak o tym myślał. Do jasnej cholery, przecież dopiero co zdał liceum! Czy to nie świetna zabawa, wykorzystywanie swoich walorów?
- Jak chcesz. - Uśmiechnął się. Starał się wyglądać jak nie-zmęczony-życiem nastolatek. Podwinął rękawy czarnej koszuli.
I wrócił do obserwacji przedniej szyby.
Stukał palcami w swój łokieć w oczekiwaniu.
Jeśli ten zawadiacki uśmiech Franka, którego zawsze był taki pewny, nie zadziała, nie wiedział, co zrobi. Może wyszedł z wprawy, ale nie może nagle przestać być przystojny po kilku miesiącach bez żadnych oznak radości. Prawda?
Pozostało czekać. Te lata na imprezach nie poszły na marne co?
,,Zaraz czemu ja... okej, robię się samotny" pomyślał.
Właściwie oprócz rozmów dotyczących nowej pracy, ostatnio nie był tym samym ekstrawertycznym punkiem, który potrafił gadać z każdym, o wszystkim.
Nieznajomy się zawahał.
Frank widział w szybie, jak odbicie chłopca przeczesuje przydługie czarne włosy i rozpina płaszcz.
Przybysz odwrócił się w stronę siedzeń.
Frank najwidoczniej stracił na uroku.
- Właściwie, tak, wiesz, zastanawiałem się tylko... - Zaczął nieznajomy.
Przybił sobie w myślach piątkę i odwrócił się do nastolatka z tym samym zachęcającym uśmiechem.
- Wiesz. - Zaczął się jąkać. - Jezu, przecież to nic takiego - Wymamrotał, ale Frank zdołał go usłyszeć. - Okej, jeżdżę od trzech lat i zawsze był tutaj inny kierowca, o tej godzinie.
Nowy kierowca starał się utrzymać pion. Miał nadzieję, że udało mu się zachować twarz.
- Nie mam pojęcia, mogę popytać.
- N-nie koniecznie. Dzięki. - Odparł nieznajomy, ale jednak wyglądał na zawiedzionego, kiedy kierował się do jednego z dalszych rzędów siedzeń.
Frank, zerkając co jakiś czas na piękną twarz, odbijającą się w lustrze nie zauważył, żeby jego nastrój się zmienił, aż do końca trasy.
XXX
Na początku Gerard był smutny.
W końcu lubił tego poprzedniego kierowcę. Zawsze z nim rozmawiał. Nie widział go od miesiąca, ale szkoła miała remont, więc nie jeździł. Co mogło się zmienić przez ten czas?
Naprawdę miał nadzieję, że ten nowy koleś się dowie.
Czy on nie był za młody na prowadzenie autobusu? Wyglądał na niewiele starszego.
Gerard zawsze lubił tatuaże. Sam nie mógł ich mieć, bo bał się igieł, a w szczególności bólu, jakkolwiek słabo to brzmiało. Ale wyglądały według niego seksownie.
On sam i tak był za gruby i brzydki, żeby w nich tak wyglądać.
Zamknął oczy. Te myśli nigdy go donikąd nie zaprowadziły.
Powinien się skupić na sztuce. On sam jest nieważny.
Wyciągnął szkicownik, z którego zwykle korzystał podczas jazdy. Był pełen dłoni.
Dłonie rysuje się najłatwiej. Możesz jedną położyć przed sobą i po prostu nią pozować.
Narysował szybki, wyuczony już szkic. Nawet po tym, jak autobus ruszył, nie przeszkadzały mu wyboje. Nauczył się odrywać ołówek od kartki w odpowiednich momentach.
Dłoń na rysunku była położona luźno, cieniowanie minimalne.
Zaczął zastanawiać się nad tatuażami.
Udało mu się wyłapać napis Halloween, ale nie pamiętał dokładnie wyglądu liter.
Przypatrzył się rysunkowi. Dłoń, z której Gerard rysował, czyli jego własna, była mniej smukła. Miał krótsze palce, poplamione czarną farbą i atramentem, po zajęciach praktycznych.
Nie mógł się powstrzymać, zaczął wyobrażać sobie, co robił chłopak, przed aktualną pracą.
Skąd miałby tyle tatuaży? Chciał rzucić szkołę dla kapeli punkowej? Na czym mógłby grać? Te palce wyglądają na zwinne.
Ciepło wpłynęło na policzki Gerarda. Nie, nie będzie o tym teraz myślał.
Nie jest wart żadnej uwagi, a już na pewno nie takiego przystojnego mężczyzny. To znaczy...
Potrząsnął lekko głową. Nie, to zmierza w złym kierunku. Już dawno porzucił nadzieję, na jakikolwiek związek. Nie był tego wart.
Jedynym plusem wracania o tej godzinie do domu jest to, że nikt ze śpiących domowników nie przeszkodzi mu w rozwiązywaniu problemu, który zaczął rosnąć w jego spodniach.
CZYTASZ
Someone Gets The Joke //Frerard
FanfictionGerard codziennie dojeżdża autobusem do liceum plastycznego. W ostatnim roku nauki, godziny dojazdów są krótko mówiąc beznadziejne, nie można tego powiedzieć o nowym kierowcy tego pojazdu.