Od tamtego dnina minęły prawie dwa tygodnie. Pierwsze kilka dni spędziłam w swoim pokoju, obdarzając moją poduszkę potokiem łez. Hijikata kilka razy dziennie mnie odwiedza, przynosi notatki, jedzenie, trochę jak staszy brat. Gdyby nie jego pomoc, to prawdopodobnie spędziłabym resztę życia pod kołdrą. Dopiero od wczoraj wychodzę ze swojej nory i zaczęłam w miarę normalnie funkcjonować. Wstałam na śniadanie, nawet byłam na lekcjach. Trochę mnie zmęczyły pytania o mój stan, blizne, nieobecności i tak dalej. Minęłam się z Sougo na korytarzu. Opuścił głowę i odwrócił wzrok. Liczyłam na jakieś przepraszam, ale chyba od niego nie można tego oczekiwać. Ważne, że sobie odpuścił i mogę w spokoju zająć się tworzeniem nowych (może w końcu przyjemnych) wspomnień. Teraz będzie idealna okazja, bo jutro jest wyjazd szkolny na narty.
-Kaguuu! - Usłyszałam za sobą i poczułam silne ręcę na swojej szyji. - Gdzie się wybierasz?
-Hiji, nie atakuj ludzi w ten sposób, bo można zawału dostać! A co do wybierania sie, to idę
do biblioteki. Potrzebuję kilka książek na ten wyjazd. - Jego ręka spoczęła na moim ramieniu, a życzliwy uśmiech rozświetlił jego twarz.
-Po co Ci książki? Będziesz czas spędzać z nami, więc nie musisz się martwić o nudę.
-Z wami? Wiesz jaki Takasugi ma stosunek do mnie. A po za tym nie chcę wam przeszka... - Położył palec na moich ustach i stwierdził poważnie.
-Ciii. Dobrze wiesz, że Cię lubi. On..On po prostu nie umie tego okazać...
-Ech, niech Ci będzie, ale stawiasz gorącą czekoladę na stoku!
-Nawet sto czekolad. - Stwierdził radośnie i rozczochrał mi włosy. - Przyjdę do Ciebie wieczorem, okej?
-Nie musisz sprawdzać co chwilę, czy wszystko w porządku..
-Wiem, ale i tak wpadniemy z Takasem. A teraz, lecę do sklepu po fajki. - Rzucił szybko i ruszył szybko w kierunku drzwi wyjściowych.
-Ech... - Chyba już nie słyszał mojego westchnięcia. W sumie się cieszę, że przyjdzie, już się przyzwyczaiłam do jego codziennych wizyt i w zasadzie nie mam pojęcia po co pyta, czy może przyjść. Nawet jak się nie zgadzam, to przyłazi. Dobrze jest mieć kogoś, kto bez względu na to, co mu powiesz, i tak będzie przy tobie.
============================================================
-KAGURA!! WSTAWAJ!!
-To nie ma sensu, ona ma nas glęboko w dupie. - Stwierdził fioletowłosy, leniwie przewracając oczami.
-Dziwisz się? Siedzieliśmy u niej do 4 rano! - Pomimo, że słyszałam ich rozmowę, postanowiłam im otworzyć dopiero jak skończę się pakować. Na pewno się nie spodziewają, że jestem prawie gotowa.
-Hiji, to nie znaczy, że ma prawo nas ignorować. Za 15 minut odjeżdża autokar na zimowisko. Jak się zaraz tam nie zjawi, to nigdzie nie pojedzie.
-My też wtedy zostajemy. - Westchnął cicho czarnowłosy. W tym momencie poczuł jak ręka jego partnera delikatnie muska jego twarz, a sam Takasugi nachyla się i szepta mu do ucha:
-W sumie, bardziej mi się podoba wizja spędzenia z Tobą weekendu w pustym internacie, gdzie nikt nie usłyszy,jak krzyczysz z rozkoszy, niż na jakimś pieprzonym zimowisku, na którym banda gówniarzy, będzie mnie tylko wyprowadzać z równowagi. -Na twarz Hijikaty napłynął rumieniec, drzwi otworzyły się, a z nich wyskoczyła ruda dziewczyna pełna energii.
-Jestem gotowa! - Patrzyli na mnie jak na zjawę, a ich wyraz twarzy zapamiętam chyba do końca życia. - Stało się coś? Przeszkodziłam w czymś?
-Tak, w dobijaniu się do twoich drzwi. -Stwierdził sucho posiadacz grzywki w kształcie literki 'V'
-Chciałam wam zrobić niespodziankę...
-Zajebisty pomysł, nie otwierać drzwi do wyjazdu autokaru. Brawa dla Ciebie. Oscara powinni Ci za to dać. -Rzucił nerwowo Takasugi.
-Dobra, nie mamy czasu na pogaduszki. Za 5 minut jest odjazd, jak się nie pospieszymy, to nie zdążymy. - Po słowach Hijikaty, wszyscy szybko ruszyliśmy do autokaru. Weszliśmy do niego w ostatniej chwili. Na szczęście miejsca były imienne i nie musieliśmy się bić o to, aby siedzieć razem. Droga minęła dość szybko i bez żadnych komplikacji. Zakwaterowaliśmy się w naszym hotelu i od razu poszliśmy na stok. Tak dawno nie miałam nart na nogach, że zapomniałam jakie to cudowne. Początkowo jeździłam z chłopakami, ale w pewnym momencie się rozdzieliliśmy, ponieważ oni pojechali na skocznie dla snowboardów. Zrobiło się już ciemno, do tego byłam głodna, więc postanowiłam, że ostatni raz zjadę i wrócę do hotelu. Wybrałam najdłuższą trasę prowadzącą przez lasy, ponieważ o tej porze nikt już nią nie jeździ, a gdy stok jest pusty, nie muszę się obawiać, że w kogoś wjadę. Podczas zjazdu mój wzrok przykuły lśniące elementy, chyba od nart. Ktoś się wywrócił i na pewno nie odjechał, bo nie zostawiłby nart, więc pewnie dalej leży. Może ma jakiś uraz lub jest nieprzytomny i potrzebuje pomocy. Podjechałam bliżej i zobaczyłam leżące ciało.
-Wszystko w porządku? - Zapytałam uprzejmie, ale nie doczekałam się odpowiedzi. Zdjęłam więc swoje narty i podeszłam bliżej. Klęknęłam i potrząsnęłam rannym.
-Słyszy mnie Pan? - Wciąż nie otrzymałam odpowiedzi. Postanowiłam nie zdejmować kasku, ponieważ prawdopodobny był uraz głowy. Zadzwoniłam na pogotowie i czekałam na ich przyjazd. W tym czasie pozostało mi jedynie próbować nawiązać jakiś kontakt, co chyba graniczyło z cudem, bo od kilku minut prowadziłam monolog, który nie przyniósł żadnych skutków.
-Ka-kagura? - Ocknął się, w końcu.
-Znasz mnie? Jak się czujesz? Ratownicy już jadą. - Chyba zaczęłam za dużo gadać.
-Ja.. Ja Cię przepraszam. - Znam ten głos. To ON. Akurat na Niego musiałam trafić?! - Nie oczekuję twojego wybaczenia, chcę tylko żebyś wiedziała, że żałuję tego co zrobiłem. Nie umiem o tym zapomnieć. - Głos mu się załamywał, płakał. Nie wiedziałam, jak się zachować. Nie spodziewałam się, że aż tak to przeżył. To nie był Sougo, którego znałam.
- Dlaczego? - Sama nie wiem czemu zadałam to pytanie.
-Ja..Nie wiem. Czułem, że Cię stracę i przestałem racjonalnie myśleć. -Usłyszałam dźwięk skuterów śnieżnych i dostrzegłam światła. Przyjechali ratownicy. Już nie jestem tu potrzebna. Pospiesznym ruchem ubrałam narty i ruszyłam w dół stoku. Wstrząsnęło mną jego wyznanie. Bał się, że mnie straci? Przecież mnie nie miał. To, że mnie szantażował i przez to, w jakimś stopniu, musiałam wykonywać jego polecenia, nie znaczy, że byłam jego własnością. Idiota. Co on sobie wyobrażał? Przez terror do serca? Nie żyjemy w serialu, żeby takie historie mogły być prawdziwe. Ech, znowu mam tornado w głowie, a już było tak dobrze. Muszę wziąć długą, relaksującą kąpiel i wszystko sobie przemyśleć. Ruszyłam więc do swojego pokoju jak błyskawica, szybko się rozebrałam, nalałam wody do wanny i spróbowałam się odprężyć przy pomocy olejków zapachowych, których wlałam do wody, o wiele więcej, niż powinnam. Prawdopodobnie, przez za dużą ilość woni naraz, rozbolała mnie głowa, co potęgowało moje, już i tak duże, problemy z zasypianiem. Oprócz tego, natłok myśli o pewnym sadystycznym dupku bombardował mój umysł, przez co, mogłam zapomnieć o śnie. Najlepszym wyjściem z tej sytuacji było zarzycie tabletek nasennych, ubrałam więc szlafrok, pantofle i udałam się do pawilonu szpitalnego. Idąc tam wiedziałam, że jest małe prawdopodobieństwo, iż dadzą mi coś na sen bez zalecenia od lekarza, ale w głębi duszy wierzyłam w moją siłę perswazji. Szczerze mówiąc, spodziewałam się wielu rannych, w końcu wypadki na nartach to chleb powszedni, ale nie przypuszczałam, że zostanie tylko jedno łóżko wolne. Jest późny wieczór, a wszyscy na oddziale mają ręcę pełne roboty, aż głupio mi komuś przerywać. Ostatecznie postanowiłam poprosić o pomoc lekarza, który siedział przy biurku pochłonięty papierkową robotą.
-Przepraszam bardzo, mam takie pytanie do Pana. - Ciemnowłosy mężczyzna, z kwadratową szczenką, dwudniowym zarostem i intensywnie czekoladowymi oczyma spojrzał na mnie pytająco.
-Mam taki problem, nie mogę spać od kilku dni.. Czy..mógłby mi Pan dać jakieś leki nasenne? - Odetchnęłam z ulgą, że już zadałam to pytanie. Wbrew pozorom stresują mnie takie sytuacje.
-Domyślasz się, co może być przyczyną twoich problemów z zasypianiem? -Spytał, po czym wysunął taboret zza biurka, postawił obok i zaproponował abym usiadła. -Miałaś ostatnio jakieś stresujące lub przykre sytuacje?
-N-nie.. chyba. Nie wiem. Wydaje mi się, że wszystko jest tak, jak zawsze. -Przecież nie mogłam mu się przyznać, że kolega ze szkoły notorycznie sprawiał, że żałowałam swoich narodzin.
-Hmm..po męczącym dniu na stoku powinnaś spać jak suseł. Przyjmowałaś kiedyś leki nasenne? - Powinnam skłamać?
-Tak. - Jednak prawda wydawała mi się wygodniejsza, nawet jakbym nie brała, to i tak bym powiedziała, że to robiłam. W końcu daje to większe prawdopodobieńtwo, na jego pomoc.
-Pamiętasz jakie? - Jak one się nazywały?
-Hydro...hydroxy..coś tam. Nie pamiętam dokładnie nazwy.
-Zapewne było to Hydroxyzinum. Cóż, myślę, że w twoim przypadku mogę nagiąć zasady. - Stwierdził, po czym uśmiechnął się szarmancko.
-Byłabym wdzięczna. - Mężczyzna zajrzał do szafki obok, wyciągnął jakieś pudełeczko, a z niego dwie tabletki.
-Mogę Ci je dać, pod warunkiem, że zarzyjesz je przy mnie. Gdy je połkniesz, od razu udaj się do swojego pokoju i połóż. Szybko powinny zadziałać. - Wyciągnął rękę z tabletkami w moją stronę, odebrałam je, wsadziłam do ust i połknęłam.
-Bardzo dziękuję za pomoc. -Uśmiechnęłam się i ruszyłam w stronę wyjścia z hali szpitalnej. Będąc już przy drzwiach, zauważyłam przez lekko odsłoniętą zasłonę znajomą twarz. Pielęgniarka właśnie zakładała mu kroplówkę. Wiem, że to dupek, ale ciekawość była silniejsza ode mnie. Odsunęłam więc zasłonę do końca i zapytałam zdziwionej pielęgniarki jak się czuje pacjent.
-Wszystko z nim w porządku?
-Tak, najgorsze już za nami. Chłopak śpi, był niedożywiony i zmarznięty, prawdopodobnie zasłabł na stoku. Jesteś jego dziewczyną? Jeśli chcesz, to możesz tu posiedzieć jakiś czas.
-To znaczy, ja nie.. mogę? - Doszłam do wniosku, że wygląda bardzo niewinnie gdy śpi.
-Tu masz krzesło, ja właśnie skończyłam, naprawdę, nie krępuj się, to nie izolatka, żeby nie można było odwiedzać pacjentów. - Zabrała swoje przyrządy i wyszła, zasłaniając zasłonkę za sobą. A ON leżał. Taki bezbronny. Taki delikatny. Taki łagodny. Zupełnie inny, niż na codzień. Gdy jest taki, nie mam nic przeciwko siedzenia obok niego. Wciąż mam mętlik w głowie. Dlaczego Ci tak zależało na zranieniu mnie?
-S-so..ugo..
============================================================
Gdzie jestem? Ręka mi zcierpła, czymś przygnieciona. Otworzyłem oczy i dzięki przyćmionemu światłu starej lampy, dotrzegłem rudą czuprynę spoczywającą na mojej ręcę. Co ona tu robi? Łzy napłyneły mi do oczu. Po tym, co jej zrobiłem, przyszła mnie odwiedzić, a jakby tego było mało, usnęła przy mnie? Boję się jej dotknąć, nie chcę, żeby uciekła. Mógłbym do końca życia patrzeć jak śpi. Jedną rękę i tak mam unieruchomioną, ponieważ na niej śpi, ale drugą...może uda mi się ją pogłaskać. Wplotłem więc swoje palce w jej miękkie jak jedwab włosy. Może nie wszystko stracone? W końcu, pomimo wszystko, jest przy mnie i śpi tak, jakby czuła się tu bezpieczna. Tak...u mojego boku już nigdy nic nie będzie Ci zagrażać.Chyba reaktywacja. :3 Miłego czytania! ;*
CZYTASZ
Na Własność
RomanceKocha, nie kocha, gardzi, unika - twój krzyk rozpaczy, to moja muzyka. Wspomina, olewa, w ciemności się skrywa - uczuć tych magia, serce rozrywa. Duszę twą zniszczyć lub na własność zdobyć - do tego zawsze, mam zamiar dążyć.