Rozdział drugi

11 2 0
                                    


W środku nocy obudził mnie trzask drzwi. Szybko zerwałam się z łóżka, ale drzwi pozostawały zamknięte. Podeszłam do nich i zajrzałam na pusty korytarz. Nic, cisza. Jedyny hałas to odgłos kroków, ale gdy się obróciłam, nikogo nie było. Z niepokojem wróciłam do łóżka, które nie było już puste. Ledwie dostrzegłam w niej sylwetkę człowieka, który powiedział:

-Słodko wyglądasz, gdy jesteś zdezorientowana.

Nadal stałam koło łóżka jak słup i powstrzymywałam złość. Oczywiście, że to ten idiota. W mojej głowie włączyła się wesoła melodyjka nucąc: otwierający: "Lincoln przyjechał, tak to on. Twój ukochany, Lincoln."

A potem sobie przypomniałam, kto właśnie mnie skrzywdził. Tak, to on. Lincoln, przyszły król Francji. Tak, to ten dupek, który cię zdradził!

-Co ty tu robisz?-Spytałam, starając się powstrzymać złość.

-Dostałem zaproszenie od naszego przyjaciela na wielkie obchody jego urodzin i zaręczyn.

-Coś jeszcze?

-No tak, bym zapomniał. Jest jeszcze ktoś, dla kogo tu jestem. Pewna kobieta, którą kocham.

-To idź do niej. Głuchy jesteś? Spadaj stąd!

-Co się dzieje?

-Idź do swojej ukochanej a mi się nie pokazuj na oczy, bo ci je wydłubię! Wynoś się stąd!-Wykrzyknęłam.

-Skarbie, o co ci chodzi?

-Nie zgrywaj niewiniątka. Wypad stąd albo zawołam po straż.-Zagroziłam, ale to było chyba oczywiste, że nic by mu nie zrobili.

-Nie mam pojęcia, co ci jest, ale mam nadzieję, że do jutra to przejdzie.

Jutro, pierwszego marca, Alfred oficjalnie pozna dwadzieścia osiem kandydatek na żonę. Wszystko jest tak zaplanowane, żeby miał tydzień na poznanie jednej dziewczyny, która samym pobytem tutaj zyskuje tytuł Księżniczki. I gdzie tu sprawiedliwość!?

-Nie, nie przejdzie. Ani dziś, ani jutro. Nigdy. Rozumiesz?! Nigdy!-Krzyczałam już sama do siebie.

Nie miałam siły wrócić do łóżka. Łóżka, w którym przed momentem leżał ten zdrajca.

Otworzyłam dużą garderobę, zrzuciłam z wieszaków prawie wszystkie rzeczy i usiadłam. Moje oczy zalały się łzami. Dosłownie tonęłam w łzach. Szkoda tylko, że nie mogę tak utonąć...

Tej nocy śnił mi się las.

Ciemny, piękny i tajemniczy, a zanim polana. A na polanie tron. I Alfred czekający na ukochaną. Gdy podeszłam bliżej, on uklęknął na jedno kolano i spytał:

-Sacho de Vries, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną a tym samym królową Polski?

Potem obraz się rozmazał i przez zardzewiałe kraty widziałam zmartwionego Lincolna.

-Sacha, obudź się!-Ktoś mną potrząsnął. Odruchowo przetarłam ręką oczy i w coś uderzyłam. W odpowiedzi usłyszałam syk z bólu.

-Ałaa! Uderzyłaś mnie, mam oko podbite!

Podniosłam się szybko i uderzyłam głową w czyjeś czoło.

-Jak ja teraz pokażę się moim królewnom. Jestem cały poobijany.

Ja w odpowiedzi wybuchłam śmiechem.

-To nie jest śmieszne. Muszę teraz szybko przyłożyć lodem albo coś, żeby nie było śladu.

ApologizeWhere stories live. Discover now