Następny dzień spędziła sama, towarzyszył jej jedynie zapach pleśni i wszystkiego, czego nie czuła w pokoju Lauren. Nie mogła przestać o niej myśleć. O tym, jak bardzo to wszystko nie miało sensu. O tym, jak piękne jej oczy były w blasku księżyca. Coś w jej brzuchu dziwnie zabolało, ale nie było to bynajmniej nieprzyjemne.
Było tak wiele pytań, które chciała zadać jej poprzedniej nocy, a o których zapomniała. Może dlatego, że była zbyt onieśmielona jej osobą, a może dlatego, że była zbyt zajęta rozmyślaniem nad tym, jak bardzo jej stworzycielka jest pociągająca. Czy jeśli Lauren ją stworzyła, to była jej matką? Och, jak bardzo Camila czuła się w tamtym momencie popieprzona.
Nie dawało jej spokoju, dlaczego znalazła się akurat w tym miejscu. Czy jako wymyślona przyjaciółka nie powinna trafić gdzieś indziej? Czy to wszystko nie powinno wyglądać trochę inaczej? Przecież mogła zapytać. Mogła, ale nie chciała. Nie chciała, bo się bała. Bała się, że usłyszy coś, czego nigdy nie chciałaby usłyszeć. Że się jej znudziła, że już jej nie chciała. Może tak się postępowało z wymyślonymi przyjaciółmi, których nikt nie chciał. Może usuwało się im pamięć i zamieniało w potwory, by nigdy nie domyślili się, że kiedyś mogli dawać radość, żeby zawsze czuli się, jak pasożyty, zabierające wszystko co dobre, dla ich własnych korzyści.
Kiedy Eddie zapukał do drzwi, nie pisnęła słowem. Właściwie to nawet nie zauważyła, że coś takiego miało miejsce, dopóki ich nie otworzył i nie włożył głowy do środka.
- Mogłabym być naga! - krzyknęła, chociaż obydwoje wiedzieli, że nie było na to szansy. No, przynajmniej nie w tym pokoju. Nigdy się tam nie przebierała.
- Nie masz niczego, czego bym nie widział i czego powinnaś się wstydzić.
Przebywanie w jego towarzystwie zawsze było tak łatwe i tak pocieszające, że nigdy jej się nie nudziło i nigdy nie chciała tego przerywać. Jednak tym razem było inaczej. Chciała być sama. Może smród tego świata ją przytłaczał, a dwa zwiędnięte kwiatki, które stały w wazonie na stoliku kawowym chyba od zawsze, nie poprawiały sytuacji, ale nie chciała nikogo, poza Lauren, bo nikt nie byłby w stanie rozwiać jej wątpliwości i oczyścić jej umysłu. Tylko ona znała wszystkie odpowiedzi. Problem polegał na tym, że Camz bała się pytać.
- Co jest, Kaks? - zapytał szatyn. Nigdy nie nazywał jej Kaks, chyba, że w specjalnych okolicznościach. Przez specjalne rozumiał smutek, ignorowanie go i wkurzanie jej, bo nic nie było zabawniejsze, niż kiedy jej szara twarz stawała się nagle czerwona. Eddie twierdził, że nikt inny tak nie umie.
- Nic.
Nie chciała mu mówić. Nie chciała, by tu był. Chciała, żeby to wszystko zostało między nią a Lauren. I tak bardzo, jak kochała Eddiego, tak teraz pragnęła, by po prostu z niej zrezygnował. Ten jeden raz mógłby to zrobić, prawda?
- Mnie nie oszukasz, Kaks.
Nie, chyba jednak nie mógł.
Głęboki wdech i długi wydech. Potrzebowała chwili, by pozbierać słowa tak, żeby je zrozumiał. Eddie nie był głupi, ale sytuacja była dziwna. I może trochę grała na czas, aby jakoś poradzić sobie zmyślą, że jednak nie tylko właścicielka najpiękniejszych oczu na świecie będzie znała ich sekret. "A niech cię, Eddie. Niech cię diabli wezmą! Ciebie i twój dar przekonywania!" (Albo uległość Camili, zawsze były dwie opcje.)
- Pamiętasz tę dziewczynę, którą spotkałam, gdy zgubiłam się w tunelach? - Spojrzała na niego. On tylko kiwnął głową i usiadł wygodnie w jednym z foteli. - Poszłam do niej.
- Nie - powiedział, nie wierząc w to, co usłyszał. Owszem, sa wpadł na pomysł, by tam poszła, ale nigdy jej tego nei powiedział. Wiedział, że to źle się skończy. I ona też powinna to wiedzieć.
- Tak. W rzeczywistości jest bardzo miła. Podobna do nas. No, do naszej dwójki - sprostowała, przypominając sobie, że ona i Eddie nie byli zwykłymi koszmarami i tylko z nimi Lauren mogłaby mieć coś wspólnego. - Powiedziała mi coś, co nie daje mi spokoju.
Eddie nie wyglądał jakby miał zamiar coś powiedzieć. Jego twarz była poważna jak nigdy. Do tej pory Camila właściwie nie wiedziała, że on może być poważny.
- Myślę, że to może mieć też związek z tobą. Bo skoro my dwoje jesteśmy inni, to to powinno dotyczyć nas obydwu, rozumiesz?
Nie patrzyła na niego. Nie teraz, kiedy tak dobrze jej szło układanie tak trudnych zdań.
- Lauren powiedziała mi, że mnie wymyśliła. A jeśli ktoś wymyślił mnie i dlatego jestem, jaka jestem, to ktoś inny musiał wymyślić ciebie. Dlatego obydwoje tak bardzo różnimy się od reszty.
Teraz przeniosła wzrok na niego. Wyglądał, jakby analizował wszystkie informacje. Ale poza tym nie wydawał się zszokowany ani wstrząśnięty. W ogóle nie sprawiał wrażenia, jakby to zmieniło cokolwiek. Nie skupiał się na niej, po prostu kiwał głową, jakby dopiero zaczął rozumieć, co Camila tak właściwie powiedziała i nawet nie otworzył oczu. Ale kiedy już to zrobił powiedział coś, czego nigdy nie oczekiwałaby usłyszeć z jego ust.
- I co to zmienia, Kaks? Czy to zastopowało twój głód? Czy teraz będziesz się żywić czterolistnymi koniczynami, które na dziewięćdziesiąt dziewięć procent nie istnieją, zamiast strachem? Czy wyprowadzisz się teraz do jej świata, wydając fortunę ich śmiesznych pieniędzy, by chronić się przed słońcem i zamieszkasz w ładnym domku na przedmieściach, chociaż jako jedyna osoba w sąsiedztwie będziesz zmuszona prowadzić nocne życie? Czego oczekujesz, Camila?
Nie wiedziała, co o tym myśleć. Nie miała pojęcia, co zrobić z tym, czego się dowiedziała, ale skoro Eddie już tam był, to mógł ją chociaż wspierać.
To tak właściwie zmieniało wszystko i on powinien to wiedzieć.
CZYTASZ
Beautiful Nightmare
FanfictionZałożę się, że ty też bałeś się, że jeśli wystawisz rękę poza łóżko coś cię za nią złapie, wciągnie pod nie i zabije. Myślałeś, że pod tobą żyją straszne potwory, które jedzą małe dzieci i którejś nocy padniesz ich ofiarą.