Camila zawsze była samotna. Nikt nie chciał się z nią trzymać ze względu na jej wygląd, postrzegali ją zbyt ludzko. Była też zbyt młoda jak na koszmar i wiedziała o sobie dużo mniej niż reszta. Znała tylko swoje imię, nazwisko i wiek. Nic więcej i nie była nawet w stanie określić niczego, co by ją charakteryzowało. Według samej siebie była bezbarwna, po prostu nijaka i to dobijało ją z każdym dniem coraz bardziej.
W końcu na jej drodze los postawił podobnego chłopca, który mógł wiedzieć, jak ona się czuje. Sam też nie wiedział o sobie zbyt wiele, ale próbował układać jakieś teorie na temat tego, skąd się wziął.
- Mówię ci, Camz, jesteśmy niezwykli. - mawiał.
Eddie miał brązowe włosy, głębokie, roześmiane oczy i przyjazną twarz. Czasem zastanawiała się, czy on na pewno jest koszmarem. Przecież wyglądał tak niewinnie. Ale wory pod oczami i podarte, brudne łachy robiły swoje. On się tym brzydził. Ale każdy chce żyć, prawda?
Na osobności był bardzo miły. Opowiadał jej dużo kawałów, śmiał się głośno. Był przyjacielem, mogła to śmiało powiedzieć. I jeśli miała serce, to całe należało do niego.
Kiedy siedziała w małym, opustoszonym pokoju jednego z hoteli, który zajmowała od kiedy pamięta, wspomniany wyżej chłopak zjawił się u jej boku, nie trudząc się, by zapukać.
Nie umiała wytłumaczyć mu, co ją dręczy. Myślała, że nie zrozumie. W końcu to niemożliwe, żeby znalazła się w pokoju prawdopodobnie dorosłej dziewczyny. No i nie mogła dać się nakryć. Mógłby jej powiedzieć, że jej się to przyśniło, chociaż doskonale wiedział, że Camila już od dawna nie śniła.
W końcu wszystko z niej wyciągnął. Żadne z nich nie komentowało sytuacji, jednak przez każdą z głów przeszedł pomysł kolejnej wizyty.
Brunetka wyklinała ten pomysł już tysięczny raz, kiedy znowu pomyliła tunel i trafiła do pokoju pewnej siedmiolatki. Plusy były takie, że chociaż się najadła.
W końcu jej oczom ukazały się te same drzwi, co noc wcześniej. Środek także wyglądał tak samo. Te same lekarstwa na tej samej szafce nocnej, ta sama gitara w tym samym ciemnym kącie i ta sama piękna dziewczyna w tym samym dużym łóżku.
Przysiadła w kącie. Do wschodu słońca zostało jeszcze trochę czasu, więc mogła tam zostać i po prostu ją obserwować. Czuła się z tym źle, cholernie źle, ale nie gorzej, niż kiedy jadła.
Biło od niej ciepło, które rozchodziło się po całym pokoju. Ogrzewało jej zimną skórę, oznajmiało, że żyje.
Poruszyła się niespokojnie w miejscu, jakby obserwowanie jej, gdy śpi, było czymś złym. Naprawdę było, ale robiła już gorsze rzeczy.
Gitara, która stała obok niej, zabrzęczała trochę zbyt głośno, a dziewczyna próbując ją uciszyć narobiła jeszcze więcej hałasu. Kiedy jednak udało jej się opanować sytuację i odetchnęła z ulgą, zobaczyła parę zielonych oczu, które intensywnie się w nią wpatrywały.
- Wiedziałam, że przyjdziesz - powiedziała, podciągając kolana pod brodę.
Nie rozumiała jej i nawet gdyby się postarała, nie udałoby jej się to. Bała się odezwać. O ironio, ona, stworzenie, które było stworzone, by siać strach, nagle samo zaczęło go odczuwać. Nieprzyjemne uczucie.
- Nie mogłaś - odpowiedziała, po dłuższym zmaganiu z uciskiem w gardle, który nie pozwalał jej wydusić słowa.
- Jak to nie? To dzięki mnie tu jesteś - uśmiechnęła się. Ten jeden, mały gest wystarczył, by wszystkie złe odczucia zniknęły. Teraz ją po prostu intrygowała.
- Dzięki tobie?
- Wymyśliłam cię - wzruszyła ramionami. - Byłam trochę samotna, Camila.
CZYTASZ
Beautiful Nightmare
FanfictionZałożę się, że ty też bałeś się, że jeśli wystawisz rękę poza łóżko coś cię za nią złapie, wciągnie pod nie i zabije. Myślałeś, że pod tobą żyją straszne potwory, które jedzą małe dzieci i którejś nocy padniesz ich ofiarą.