Prolog

11.6K 389 41
                                    

Po wielu próbach zmobilizowałam się do poprawy tego opowiadania. Dojrzałam w nim małą odskocznię od nauki do matury, która muszę przyznać jest ciężka. Cieszę się, że ta opowieść mimo wielu, wielu niedociągnięć, błędów czy to ortograficznych czy logicznych ma zainteresowanie.  Osobiście jak je ponownie przeczytałam to miałam lekki cringe i pewnie parę osób z was też. Kończąc ten krótki wywód oświadczam, że rozpoczynam POPRAWĘ tej historii. Do zobaczenia kochani :)


Leniwie otworzyłam swoje oczy. Jak każdego dnia ujrzałam ciemne, wilgotne pomieszczenie, które od 18 lat jest moim pokojem. Wielokrotnie próbowałam przypomnieć sobie uczucie ciepła i komfortu, ale na marne. Jedynie w snach mogłam ich doświadczyć.

Podniosłam się z przetartego materaca, aby wyprostować kończyny. Wykonałam kilka ćwiczeń, które skutecznie rozbudziły organizm. Nie minęła chwila, a drzwi pomieszczenia otworzyły się i wszedł przez nie jeden z pracowników organizacji. Przez jego ramię przewieszony był karabin, który miał niby budzić respekt, dać poczucie, że jeden zły ruch i pożegnasz się ze swoim życiem. Osoby, które spędziły kilkanaście lat w szeregach Hydry wiedziały, że jeśli zrobią coś źle to spotka ich coś gorszego niż śmierć. Organizacji zależało na utrzymaniu swoich obiektów, jednak nie powstrzymywali się przed tworzeniem nowych.

-Idziemy do laboratorium, dziś nie ma treningu-powiedział mężczyzna.

Zmierzyłam go lodowatym spojrzeniem, po czym bez słowa wyszłam z pokoju. Ten zamknął za mną drzwi i ruszył w kierunku wspomnianego pomieszczenia. Nie dałam po sobie tego poznać, ale byłam lekko przestraszona. Każda wizyta w laboratorium równała się z przeprowadzeniem eksperymentu i wszczepieniu mi kolejnego serum. W ciągu 18 lat zyskałam dwie zdolności, których rozwój był bolesny- możliwość utworzenia pola siłowego oraz szybki refleks.

-Jaki numer?-zapytał starszy mężczyzna ubrany w kitel. Jego wzrok utkwiony był w teczce i papierach się w niej znajdujących.

-E96473-odparłam beznamiętnie. Mężczyzna słysząc mój głos momentalnie oderwał się od teczki. Skupił na mnie swoje spojrzenie, które chwilę później przeniósł na ochroniarza.

-Ona ma niby być przyjąć serum? To nieposzanowanie mojej pracy!-oburzył się.

-Taki rozkaz przełożonego.

-Jest wiele lepszych obiektów, męskich.

-Doktorze, niech pan robi co trzeba...

Mentalnie przewróciłam oczami na uwagę mężczyzny w fartuchu. To, że jestem kobietą nie oznacza, że jestem słaba. Tym bardziej jeśli znajduję się w takim miejscu jak baza Hydry. Korzystając z kłótni, szybkim ruchem uderzyłam łokciem w twarz stojącego za mną ochroniarza. Ten skulił się momentalnie, łapiąc się za najprawdopodobniej złamany nos, co wykorzystałam do odebrania mu broni. Strzeliłam mu w klatkę piersiową, po czym szybko wybiegłam z laboratorium. Przemierzałam kolejne korytarze, słysząc jak z każdym przebytym metrem za mną pojawia się więcej goniących. Jednak żaden z nich nie posunął się do strzelenia w moją stronę. Co innego ja. Nie oglądając się za siebie, wypuściłam z karabinu serię pocisków, które trafiły kilku pracowników organizacji. Skręcając w najbliższy korytarz poczułam niespodziewany ból głowy. Nie panując nad swoim ciałem upadłam na podłogę, dostrzegając ledwo otwartymi oczami jak zostaje otoczona. Nade mną stanął ten sam doktor z laboratorium, na którego twarzy gościł złowieszczy uśmiech.

-A mogło być po dobroci złociutka...

Jak przez mgłę widziałam jak podnoszą mnie z podłogi i prowadzą do sali eksperymentalnej. Próbowałam się wyrwać, ale będąc mocno ogłuszona nie miałam szans. Zostałam położona na metalowym stole, do którego skórzanymi pasami przypięto moje kończyny. Ostatnią rzeczą jaką pamiętałam było ukłucie w ramię, potem nastąpiła ciemność.





Jesteśmy jednością | Steve Rogers/Kapitan AmerykaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz