Rozdział 9

4.6K 200 10
                                    

Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy moim oczom ukazało się Stark Tower. Tęskniłam za podziwianiem z okna z sypialni panoramy miasta.

Samochód zaparkował pod budynkiem. Ledwo zdążył się on zatrzymać, a nas dopadli już dziennikarze. Przepychali się między sobą byleby być jak najbliżej pojazdu. Na szczęście pojawił się Happy, który utorował nam w miarę wolną drogę do wnętrza. Wysiadłam z auta jako pierwsza i nie oglądając się za innymi, weszłam do holu. Nawet zza zamkniętych drzwi słychać było krzyki dziennikarzy.

-Tony Stark powie pan o ataku w Kalifornii?

-Kto mógł przeprowadzić atak?

-Dlaczego ktoś pragnął śmierci Pana i pana bliskich?

-Czy z racji zamachu Avengersi powrócą?

Tony już chciał coś odpowiedzieć, ale w porę powstrzymała go Pepper. Popchnęła go do przodu, siłą zaciągając do budynku. Mężczyzna posłał jej złowrogie spojrzenie, po czym skierował się do windy. Nie pozostaliśmy mu dłużni. W trakcie drogi na piętro mieszkalne, para oznajmiła nam, że idą na spotkanie. Oznaczało to, że rola przewodnika po najważniejszych pomieszczeniach budynku spadła na mnie. Nie miałabym ku temu nic przeciwko, gdyby nie fakt, że byłam trochę zmęczona. W nocy nie mogłam zasnąć-nękały mnie nieprzyjemne koszmary. Mimo to oprowadziłam Wandę i Pietra po wieży, dopowiadając jakieś swoje zabawne historyjki. Miejscem docelowym po całej wycieczce okazała się być kuchnia, w której czekał na nas obiad. Tony i Pepper wydawali się być nadal na spotkaniu, ponieważ na piętrze mieszkalnym ich nie było. W dobrych humorach zjadłam z bliźniakami jedzenie, a następnie każde z nas udało się do swojego pokoju. Pierwsze co zrobiłam po przekroczeniu sypialni, było położenie się na łóżku. Nawet nie przejmowałam się nie zamkniętymi drzwiami. Marzyłam jedynie o chwili relaksu w swoim zaciszu. Wtuliłam twarz w poduszkę i zamknęłam oczy. Zastanawiałam się, jak bardzo będą źli Avengers za ściągnięcie ich do miasta z naszej winy. Po ataku na Nowy Jork jakiekolwiek zebrania grupy, dotyczyły się Starków. Jednak nie było tego złego. Miałam okazję zobaczyć z mniej i bardziej lubianymi osobami.

Moje myśli przerwało pukanie w drzwi. Jęknęłam głośno, przekręcając się na plecy.

-Proszę-powiedziałam nie otwierając oczu.

-Wow, nie takiego przywitania się spodziewałem-odpowiedział dobrze znany mi głos. Momentalnie podniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam na rozweselonego Steva opierającego się o framugę drzwi.

-Cześć-przywitałam się, po czym poklepałam miejsce na łóżku obok mnie. Blondyn bez zastanowienia wkroczył do pokoju i zajął wskazane miejsce. Utkwił we mnie swoje zatroskane spojrzenie na co uniosłam jedną brew do góry, nie rozumiejąc zbytnio o co mu chodzi.

-Jak się czujesz?-zapytał.

-Dobrze-odparłam natychmiast.

-Wiesz o co mi chodzi-dodał blondyn. Przeniosłam wzrok na swoje dłonie, wiedząc, że im dłużej wpatrywałabym się w błękitne tęczówki bohatera to bym powiedziała mu co leży na mojej duszy. Nie chciałam jednak martwić go swoimi myślami.

-Oprócz kilkunastu siniaków i lekkiego bólu nogi nic mi nie jest-powiedziałam. Steve westchnął cicho, po czym położył rękę na moim ramieniu zmuszając mnie do ponownego spojrzenia na niego.

-Wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko i zawsze ze mną porozmawiać?-zapytał. Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się lekko. Blondyn odwzajemnił uśmiech i zrobił coś czego się nie spodziewałam. Przygarnął mnie do siebie i objął delikatnie ramieniem-Martwiłem się o ciebie... znaczy się o was wszystkich.

-Ale o mnie w szczególności co?-zapytałam zaczepnie. Kątem oka zauważyłam jak policzki Rogersa przybierają różowego odcieniu, przez co mój uśmiech jeszcze bardziej się powiększył-Zgrywam się.

Naszą chwilę przerwał Jarvis obwieszczając, że jesteśmy oczekiwani w salonie, w którym miało się odbyć szybkie spotkanie. Nie ociągając się udaliśmy się do wskazanego miejsca, gdzie byli już wszyscy Avengers oraz sam Nick Fury. Odkładając przywitania na bok, usiadłam na kanapie obok Wandy i utkwiłam wzrok w ciemnoskórym mężczyźnie. Ten również na chwilę zawiesił na mnie swoje oko, posyłając nieprzyjemne spojrzenie. Wywróciłam mimowolnie oczami na to zachowanie, które zdarzało się za każdym razem gdy się widzieliśmy. Szef nadal nie pałał do mnie sympatią.

-Będzie szybko, krótko i na temat-zaczął odrywając ode mnie oko i rozglądając się po zgromadzonych-Jak wiecie, na Starka ktoś napadł i zdemolował dom.

-Konkretniej to wysadził willę-wtrącił wspomniany milioner.

-Tym kimś jest Felix Morgan, kiedyś szanowany konstruktor w dziedzinie robotyki. T.A.R.C.Z.A razem z Tonym zdążyła go powstrzymać, zanim przejął kontrolę w Rządzie za pomocą swoich robotów. Teraz wraca, aby się zemścić za to, że stracił dom, rodzinę i bla bla bla-dokończył Fury.

-Czyli wezwałeś nas tu tylko po to, żeby powiedzieć nam, że mamy się pilnować na każdym kroku? Bo typ, którego wsadziliście za kratki chce się zemścić na Tonym?-wtrącił Banner.

-Równie dobrze mogliśmy zostać w swoich domach, bo nie dotyczy to całej grupy, lecz Starka-dodał Clint.

-Wow. Nie spodziewałem się takiego braku chęci pomocy staremu koledze-odparł sarkastycznie milioner.

-A ja nie spodziewałem się, że poprosisz o pomoc. W końcu podobno najlepiej działasz w pojedynkę-odgryzł się łucznik.

W ten sposób rozpoczęła się ostra wymiana zdań. Do dyskusji włączył się również Fury, Thor i Wdowa. Steve próbował załagodzić spór, ale jego słowa wydawały się być puszczane mimo uszu. Natomiast ja i bliźniaki Maximoff znudzeni siedzieliśmy na kanapie, obserwując całą kłótnię. Miałam ochotę również się wypowiedzieć, ale zrezygnowałam widząc jak powoli puszczały Banerowi nerwy. Nagle głos Tonego zamarł, by po chwili nerwowo wszystkich uciszyć.

-Widzę, że Avengers już działają. Na nic wam się zdadzą wspólne działania, bo i tak nie powstrzymają mnie przed swoim celem. Radzę pilnować błękitnookiej brunetki-przeczył ze swojej komórki milioner. Wszystkie oczy zostały skierowane na moją osobę.

-O kogo mu...-zaczęłam, ale przerwałam orientując się o kim mowa-Czego on ode mnie chce?

-Chce się dobrać do Tonego poprzez ciebie-stwierdziła Natasha. Świetnie...

-Nie uda mu się to-powiedział twardo Steve spoglądając w moją stronę na co posłałam mu wdzięczny uśmiech.

Reszta rozmowy polegała na ustaleniu ogólnych zasad działań, które prawie w ogóle mi się nie podobały. Nie mogłam opuszczać wieży bez większego powodu, a jak już musiałam to z kimś. Oprócz tego holu pilnowali agenci T.A.R.C.Z.Y, a system bezpieczeństwa został zaostrzony.

Po wszystkim udałam się do swojego pokoju. Dlaczego kiedy wszystko się układa zawsze musi się pojawić coś i to zmienić?

Jesteśmy jednością | Steve Rogers/Kapitan AmerykaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz